W zgodzie z naturą

"To, co jest zgodne z naturą, jest dobre. To, co jest wbrew naturze, jest złe"- głosi pewne chińskie przysłowie. I wielu w naszym XXI wieku wzdycha z utęsknieniem do zagubionej w cywilizacyjnym labiryncie drogiej Matki Natury.
 

Nasze zegary biologiczne pomstują na bezwzględność budzików, "chemiczne" żarcie staje w gardle, kolejna mocna kawa uderza do głowy, uffff!... W akcie desperacji kupujemy kiełki fasoli mung w sklepie ze zdrową żywnością i gryziemy je, popijając colą... Chciałoby się coś zmienić, ale jak? Jasne, że nie uciekniemy wszyscy do lasu, zresztą chyba już niewiele go zostało na naszej planetce... Ale może coś dałoby się ochronić, zarezerwować. Coś wyjątkowego, delikatnego, cennego. Jak miłość, na przykład. Nie tylko dla eko-maniaków i taoistów, lecz z myślą o wszystkich parach, zafascynowanych pięknem i tajemnicą tego, w czym przez miłość mają swój udział - twórczej energii natury - wiekowa mądrość i nowoczesna medycyna opracowały razem metody naturalnej regulacji poczęć. 

Naturalnie skutecznie!
Metody te były znane i praktykowane już od dawna. Co prawda, metoda "kalendarzykowa" stosowana przez nasze babcie nie była w stu procentach skuteczna, a to dlatego, że jako metoda polegająca na przewidywaniu, nie mogła brać pod uwagę subtelnej kapryśności natury, z racji której cykl kobiety może być parę dni krótszy lub dłuższy. (Cóż, natura to nie matematyka...) Z tego też powodu po dziś dzień pokutuje w narodzie przekonanie, że metody naturalne muszą być nieskuteczne i że tylko gwałcąc naturę, ujarzmiając ją za pomocą sprzętów gumowych, mechanicznych i innych, bombardując ją pigułkami hormonalnymi, zdołamy z nią wygrać. Można jednak wygrać z naturą, nie walcząc PRZECIW niej. Trzeba po prostu połączyć siły.
Pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia spod ręki dr Johna i Evelyn Billingsów wyszła zupełnie nowa naturalna metoda regulacji poczęć, znana, jako metoda owulacyjna lub po prostu - Metoda Billingsów. Wyjątkową jej zaletą jest po pierwsze to, że jest bardzo prosta (do opanowania również dla nielubiących matematykiJ), po drugie zaś, to, że jest a b s o l u t n i e p e w n a. Podstawą metody owulacujnej jest bowiem obserwacja. Jak każda forma życia na ziemi, tak i poczęcie ludzkiego życia zależy od dwóch czynników: ciepła i wilgoci. Musi być jedno i drugie - to klucz do zagadki. W ciele kobiety pierwszy czynnik jest zapewniony przez cały czas, co ułatwia sprawę; pozostaje nam do zbadania jedynie kwestia wilgoci. Na cykl płodności składają się "dni suszy" i "dni urodzaju". Każda kobieta może się nauczyć rozpoznawać te dni i różne odczucia z nimi związane: chodzi o różne rodzaje śluzu, wytwarzanego w szyjce macicy w kolejnych fazach każdego cyklu.

Poznać swoje ciało
Zaraz po miesiączce (załóżmy, że trwała 5 dni) następują zwykle 3 dni "suszy", gdy śluz nie jest wydzielany. Jest to tzw. okres niepłodny typu suchego. Po nim następują dni wilgotne (około 8 dni) - okres potencjalnej płodności. W pierwszym dniu śluz jest gęsty i lepki i nierozciągliwy, przez kolejne dni zaczyna robić się coraz bardziej płynny a następnie - bardziej rozciągliwy. Wreszcie staje się zupełnie przezroczysty, płynny i śliski. Jesteśmy w tzw. dniu szczytu, kiedy najłatwiej począć dziecko. A zaraz następnego dnia śluz robi się na powrót matowy i gęsty, albo zanika zupełnie. Okres potencjalnej płodności trwa jeszcze 3 dni po szczycie (choć płodność znacznie się zmniejsza). Od dnia czwartego rozpoczyna się okres niepłodności, który trwa aż do następnej miesiączki. Proste? No, może nie do końca, bo pamiętajmy, ze każda kobieta jest wyjątkowa i w związku z tym cykle też bywają różnej długości. Jedne miesiączkują regularnie, inne nie. Tak naprawdę kobieta nigdy nie wie naprzód, jak długi będzie kolejny cykl. Ale to nic nie szkodzi, bo nie o matematykę chodzi, ale o obserwację swojego ciała.

Razem
A więc, skoro wszystko już jasne, wiemy, kiedy mamy dni płodne i niepłodne, pozostaje już tylko zastosować się do wymogów natury. I cudowne jest to, że działa się we dwoje, razem. Ze zrozumieniem sprawy, z poświęceniem dla sprawy, po prostu z miłością . Bo czym byłaby miłość bez odrobiny poświęcenia? - jak zauważyła pewna zakochana syrena z opowiadania Andrzeja Sapkowskiego. Otóż to: trochę poświecenia, ale podjętego razem. Czujecie, jak to zbliża? Tak, to może być niepowtarzalna przygoda, odkrycie zupełnie nowego wymiaru tej miłości, tej prawdziwej, zdolnej do rezygnacji z siebie, opartej na zaufaniu... Być razem, być jedno, nie będąc razem fizycznie, to jest dopiero coś! Jest jeszcze inny aspekt, też z natury wynikający. Cykliczność wyznacza przecież nie tylko płodność, ale praktycznie wszystkie poziomy naszego życia: Mamy pory dnia i nocy, pory roku, miesiące. Ciągle na coś czekamy - to nadaje smak życiu. No, bo czym na przykład byłaby wiosna, gdyby nie było jesieni i zimy? Jak pachniałaby choinka, gdyby ją można było postawić w mieszkaniu, kiedy się chce? Czym byłyby wakacje bez letniej sesji egzaminacyjnej? (no dobrze, tu akurat można by polemizować...) A jednak - tak to już jest; mówimy, że nie chce nam się czekać, ale w czekaniu jest zaklęte wielkie szczęście. Dzięki niemu życie nie staje się rutyną. A miłość powinna przecież zawsze być świętem. (To też natura - zadbała o nas, nie ma co). A więc - słodkiego czekania i upojnego świętowania!

(Metoda owulacyjna została przedstawiona przez Annę Cappellę w uroczej książeczce, pod tytułem Zgodnie z naturą. Metoda Billingsa. Polecam wszystkim zainteresowanym - kolorowe rysunki plus tłumaczenie "łopatologiczne" - nawet ja zrozumiałam.)

cay

Polityka Prywatności