W numerze m.in.
Studenckie Życie
Student
Studentka
Moda
Świat Komputerów
Gospodarka bez tajemnic
Świat Nauki
Film
Sport
Zdrowie
Różności
Mobile Club
Humor dnia
W 1968r., po słynnym wystawieniu "Dziadów", delegacja polska bawiła w Moskwie. Chruszczow zwraca się do Gomułki: |
Marka zobowiązuje
rozmowa z Joanną Zimakowską, redaktor naczelną miesięcznika „Świat Nauki”
Jak
Pani myśli, kiedy pierwsi ludzie osiedlą się na Marsie? Pewnie
nieprędko, jeśli w ogóle. Rzecz bowiem nie tyle w przezwyciężeniu problemów
technicznych, bo te podobno – jak twierdzą przebojowi rzecznicy Towarzystwa
Marsjańskiego – dałoby się rozwiązać w ciągu najbliższych 20-30 lat, ile w
wyłożeniu gigantycznych funduszy na realizację takiego przedsięwzięcia. A chyba
jest do załatwienia parę innych, ważniejszych dla naszej planety
spraw. Czy
funkcja redaktora naczelnego w piśmie naukowym wymaga podobnej wiedzy jak w
innych magazynach o tematyce ogólnej? Podobnej
wiedzy zawodowej - redaktorskiej, ale i dodatkowej. Nie da się takiego pisma
robić bez dobrej orientacji w nauce i bez śledzenia jej najnowszych osiągnięć.
Poza tym trzeba mieć rozeznanie w środowisku uczonych. Wiedzieć, co kto robi,
chociażby po to, by znaleŹć kompetentnego tłumacza, konsultanta czy autora.
Redagowanie
czasem bardzo trudnych tekstów naukowych wymaga odpowiedniego przygotowania.
Osoby z Pani redakcji czują się bardziej dziennikarzami czy naukowcami?
Rzeczywiście,
solidne wykształcenie przyrodnicze, ścisłe lub techniczne jest nieodzowne. Ale
potrzebne są też umiejętności redaktorskie, żeby te skomplikowane treści
„przełożyć” na język zrozumiały dla zwykłych ludzi. „Świat
Nauki” jest polską wersją „Scientific American”. Jak przekłada się to na jakość
artykułów? Ta
marka zobowiązuje i staramy się sprostać temu wyzwaniu. Niestety, polscy
naukowcy bardzo rzadko dają nam okazje do popisu, dlatego zamieszczane artykuły
w przytłaczającej większości są tłumaczeniami z oryginalnego wydania i jego
obcojęzycznych edycji. Coraz więcej robimy natomiast informacji o tym, co dzieje
się w polskich laboratoriach. Proszę
przypomnieć sobie największą wpadkę redakcyjną. Szczerze
mówiąc, takiej wpadki, po której chciałabym zjeść cały nakład, nie pamiętam.
Drobne - i owszem - zdarzają się. Są to czasem jakieś błędy w nazewnictwie albo
potknięcia stylistyczne. Ale przed naszymi czytelnikami nic się nie ukryje, więc
gdy już nam się coś takiego zdarzy – zawsze przyznajemy się do
błędów. A
jeśli zapytam o największy sukces, to co Pani wymieni? To,
że ukazujemy się już 11 lat i mimo nie najlepszej wciąż w Polsce aury dla nauki
i jej popularyzacji średnio 260 tys. osób co miesiąc sięga po „Świat
Nauki”. Jakby
jednym zdaniem chciała Pani przekonać studentów do lektury „Świata
Nauki”... Inne
gazety i media opisują, co dzieje się w nauce, nasi autorzy ją tworzą. Jeśli
więc ktoś chce mieć wiadomości Dziękuję
za rozmowę Sergiusz Dobosz |
||