Student NEWS - nr 6 - okładka
W numerze m.in.
 
Humor dnia

W 1968r., po słynnym wystawieniu "Dziadów", delegacja polska bawiła w Moskwie. Chruszczow zwraca się do Gomułki:
- Podobno u was w teatrze wystawiono antyradziecką sztukę?
- No, tak, "Dziady" - z pokorą potwierdza Gomułka.
- I coście zrobili ?
- Zdjęliśmy sztukę.
- Dobrze. A co z reżyserem?
- Został zwolniony z pracy.
- Dobrze. A autor ?
- Nie żyje.
- A toście chyba przesadzili...

.            

Marka zobowiązuje

rozmowa z Joanną Zimakowską, redaktor naczelną miesięcznika „Świat Nauki”

Jak Pani myśli, kiedy pierwsi ludzie osiedlą się na Marsie?

 Pewnie nieprędko, jeśli w ogóle. Rzecz bowiem nie tyle w przezwyciężeniu problemów technicznych, bo te podobno – jak twierdzą przebojowi rzecznicy Towarzystwa Marsjańskiego – dałoby się rozwiązać w ciągu najbliższych 20-30 lat, ile w wyłożeniu gigantycznych funduszy na realizację takiego przedsięwzięcia. A chyba jest do załatwienia parę innych, ważniejszych dla naszej planety spraw.

Czy funkcja redaktora naczelnego w piśmie naukowym wymaga podobnej wiedzy jak w innych magazynach o tematyce ogólnej?

 Podobnej wiedzy zawodowej - redaktorskiej, ale i dodatkowej. Nie da się takiego pisma robić bez dobrej orientacji w nauce i bez śledzenia jej najnowszych osiągnięć. Poza tym trzeba mieć rozeznanie w środowisku uczonych. Wiedzieć, co kto robi, chociażby po to, by znaleŹć kompetentnego tłumacza, konsultanta czy autora.

Redagowanie czasem bardzo trudnych tekstów naukowych wymaga odpowiedniego przygotowania. Osoby z Pani redakcji czują się bardziej dziennikarzami czy naukowcami?

 Rzeczywiście, solidne wykształcenie przyrodnicze, ścisłe lub techniczne jest nieodzowne. Ale potrzebne są też umiejętności redaktorskie, żeby te skomplikowane treści „przełożyć” na język zrozumiały dla zwykłych ludzi.

„Świat Nauki” jest polską wersją „Scientific American”. Jak przekłada się to na jakość artykułów?

 Ta marka zobowiązuje i staramy się sprostać temu wyzwaniu. Niestety, polscy naukowcy bardzo rzadko dają nam okazje do popisu, dlatego zamieszczane artykuły w przytłaczającej większości są tłumaczeniami z oryginalnego wydania i jego obcojęzycznych edycji. Coraz więcej robimy natomiast informacji o tym, co dzieje się w polskich laboratoriach.

Proszę przypomnieć sobie największą wpadkę redakcyjną.

 Szczerze mówiąc, takiej wpadki, po której chciałabym zjeść cały nakład, nie pamiętam. Drobne - i owszem - zdarzają się. Są to czasem jakieś błędy w nazewnictwie albo potknięcia stylistyczne. Ale przed naszymi czytelnikami nic się nie ukryje, więc gdy już nam się coś takiego zdarzy – zawsze przyznajemy się do błędów.

A jeśli zapytam o największy sukces, to co Pani wymieni?

 To, że ukazujemy się już 11 lat i mimo nie najlepszej wciąż w Polsce aury dla nauki i jej popularyzacji średnio 260 tys. osób co miesiąc sięga po „Świat Nauki”.

Jakby jednym zdaniem chciała Pani przekonać studentów do lektury „Świata Nauki”...

 Inne gazety i media opisują, co dzieje się w nauce, nasi autorzy ją tworzą. Jeśli więc ktoś chce mieć wiadomości
z pierwszej ręki, z najlepszych laboratoriów i instytutów na świecie, nie ma w Polsce lepszego od nas Źródła. Lektura „Świata Nauki” to dobra inwestycja w siebie.

Dziękuję za rozmowę

Sergiusz Dobosz