Dajcie mi tylko wyjść i... zaśpiewać
Z Krzystofem KASĄ Kasowskim
o kasie, gwiazdorstwie,
Jarocinie i Wojewódzkim
rozmawia
Sylwia A. Bazyluk
Wydałeś ostatnio płytę KASA BEST podsumowującą Twój dotychczasowy dorobek. Można na niej usłyszeć największe przeboje oraz dwie nowe kompozycje, m.in. Chcę być idolem. Co Cię skłoniło do sparodiowania w piosence programów telewizyjnych, które promują młodych, zdolnych ludzi?
Sam nie wiem, czy to parodia czy moje wołanie o pomoc. Gdy byłem w wieku uczestników tych programów, nie istniały podobne castingi. Być może, gdybym wziął udział w nich, nie przeszedłbym do kolejnych eliminacji. W mojej najnowszej piosence zastanawiam się nad tym, czy my - artyści nie interesujemy dziś już nikogo? Czy teraz będą tylko wykreowani idole? Może to jest sposób na kulturę popularną. Ktoś przyjdzie z ulicy, zaśpiewa i pójdzie dalej. Chwilowe odkrycie, które będzie popularne
przez 15 minut. Ale w tym czasie zosta-nie otoczony doskonałą opieką prawną, stylistyczną, muzyczną. A ja wszystko od podstaw musiałem robić sam. Mam więc prośbę - pozwolę ze sobą zrobić wszystko, zgodzę się nosić fryzurę, jaką chcecie, napiszcie jeszcze muzykę i teksty, żebym nie musiał się męczyć. Ja tylko wyjdę i zaśpiewam, nawet z playbacku.
Jesteś autorem słów piosenek, które śpiewasz. Kiedy i skąd czerpiesz inspiracje, by w taki oryginalny, dowcipny sposób komentować rzeczywistość?
Rzeczywistość jest śmieszna sama w sobie - wystarczy ją opisać. Nie wiem, w jakich momentach przychodzi natchnienie. Pomysły pojawiają się nagle. Ich zapisywanie ułatwia mi dyktafon, który mam w telefonie komórkowym. Sam pomysł to nie wszystko, należy go rozwinąć i opracować warsztat muzyczny. Zazwyczaj najpierw powstaje szkic muzyczny, potem układam do muzyki tekst. Tak było np. z Macho. Szybki rytm i żywiołowy utwór. Choć właściwie jest nietypowy, bardziej ironiczny, ocierający się o kicz w najwyższym stopniu.
Fascynujesz się muzyką z różnych stron świata. Na Twoich płytach przewijają się rytmy afrykańskie i latynoamerykańskie. Czy to efekt Twoich podróży?
Byłem w północnej Afryce. Jednak in-spiracje wypływają z innych pasji. Słu-chałem kiedyś w radio audycji Muzyka świata. Znałem reggae, zanim usłysza-łem o Bobie Marley'u.
Dlaczego często śpiewasz o kasie? Czy myślisz, że kobiety lecą na kasę?
Poruszam ten temat, ponieważ kasa stała się dziś bardzo ważna. Kiedyś kojarzyła się z kasą w sklepie, dziś wyłącznie z gotówką, pieniędzmi. Gdyby nie kasa, to życie na naszej planecie wyglądałoby inaczej, a tak - ludzie spłacają kredyty, ciągle są z tym kłopoty i wszystko się wokół tego kręci. Stąd motywem przewodnim moich utworów jest kasa, nie miłość. W hierarchii wartości - to jest ważniejsze. Ale w życiu, zupełnie odwrotnie - dla mnie najważniejsza jest miłość
Zauważyłam, że na swojej stronie www nawiązujesz osobisty kontakt z odwiedzającymi ją internautami.
W naszej kulturze przyjęło się, że lepiej jest budować dystans między jej nadawcą i odbiorcą. Artysta uchodzi za boga, do którego trudno dotrzeć. Nie ma mody na chłopaka z sąsiedztwa. U nas to dziwi, że artysta może być normalnym człowiekiem. Może więc ja nie jestem artystą? Zachodni gwiazdorzy, muzycy mają dużo więcej pokory, normalności w sobie.
Czym różni się Twój wizerunek sceniczny od image'u Krzysztofa Kasowskiego?
Jeżeli ktoś wychodzi na scenę, to istnieje domysł, że jest przebrany. Ja w tym miejscu używam wielu rekwizytów - kapelusze, sombrera, różne instrumenty. Niby jestem taki sam, niby nie. Nie robię, co prawda takiego show jak Michał Wiśniewski, ale jest u mnie
na pewno dużo ciekawiej i barwniej niż na występach zespołów rockowych. Moje znaki rozpoznawcze to forma taneczna, Latynosi, Afrykańczycy. Dużo się dzieje podczas mojego występu, choć w skromnym wymiarze, bo wszystko zależy od kasy.
Na eliminacjach w Jarocinie nie zostałeś zakwalifikowany m.in. przez Kubę Wojewódzkiego. Jak to było?
W 1991 roku wraz z "Zespołem Downa" pojechałem do Jarocina. Wystąpiliśmy z muzyką połączoną trochę z rapem. Jury zdecydowało, że ze względu na niecenzuralne, obleśne teksty nie przechodzimy dalej. Byliśmy jednak wygranymi wśród publiczności, zrobiliśmy swoją obecnością furorę. Być może tamto wydarzenie zdecydowało, że mam dziś zupełnie inną pozycję.
Jurorem był wówczas rzeczywiście również Kuba Wojewódzki. Ludzie myślą, że urodził się wczoraj, bo istotnie wyskoczył jak Filip z konopi. A przecież od lat robił klipy, był dziennikarzem. Cięty język miał zawsze, tylko kamera to wyolbrzymiła, pokazała jakby w pigułce. On swoją osobowość budował przez całe życie. Teraz ją sprzedaje. Może nawet lepiej, że w tym wieku. Nabrał sadystycznej ironii, co jest charakterystyczne dla niego i programu, który tworzy.