Student NEWS - nr 3 - okładka
W numerze m.in.
 
Humor dnia

Jakie są trzy największe kłamstwa studenta?
- Od jutra nie piję;
- Od jutra się uczę;
- Dziękuję, nie jestem głodny...

.            

ZAKRĘCONA W WAKACJE

praca w usa

O zarabianiu, rollercoasterach
i zwiedzaniu w USA -
relacja studentki Uniwersytetu Gdańskiego
Paweł w swoim centrum  dowodzenia. Od jego czujności zależy los wielu osób...Boże Narodzenie 2001
-Wiesz, że Marki jadą do Stanów na Work Experience?
- Aha, fajnie - Paweł nie do końca rozumie moją sugestię.
-A wiesz, że nieraz zastanawiałam się nad wyjazdem?
- O! To coś nowego. Znowu coś wymyśliłaś. A wiesz, że to sporo kosztuje? I pewnie się trzeba nieźle namęczyć. Jakieś stosy papierów, aplikacji. A tak w ogóle, to można wizy nie dostać, no i czy w wakacje to ja nie wolę leżeć do góry brzuchem? W dodatku...
-Wiem, to wszystko wiem. Więc jak, jedziemy?

Pierwsze dni 2002
Jejciu, jakie ja mam zalety? Dlaczego to właśnie mnie ktoś tam w Stanach powinien zatrudnić? Skąd wziąć dwie referencje? No tak, nikt nie mówił, Lunch time. Chwila oddechuże będzie łatwo i szybko... Jeszcze muszę coś dla Pawła wymyślić. Referencje mógłby wziąć od tej firmy, dla której pisał program do obsługi lasera. No
i Klub Imprez na Orientację przecież się udzielaliśmy. Nie jest tak źle! Można wysyłać te papiery.

26. stycznia
Poznań. Siedziba CCUSA. Ciekawe, czy nas zakwalifikują... W sumie nasz angielski jest całkiem OK, coś tam w życiu robiliśmy, co mają nas nie zakwalifikować?! Im też zależy...

No to jedziemy! Hurrra!!!

17. czerwca
Siłownia, nauka angielskiego, ruch na świeżym powietrzu - i jeszcze za to płacą
Here we are! Prawie nie zauważyłam, jak wylądował. Pierwszą wizytówką Nowego Jorku jest Time Square o... Co? To była północ? Jasno jak w południe, ludzi jak w godzinach szczytu, młoty pneumatyczne na pełnych obrotach. No, bo kiedy mają pracować? W dzień przecież tętniące życie nie pozwala na tak prozaiczne sprawy, jak prace budowlane,
a do tego ten upał! Po podróży i nieprzespanej nocy Broadway przyprawia o ból głowy. Trochę szkoda, że od jutra nie dane nam będzie doświadczać tego rodzaju zawrotów głowy od nadmiaru bodźców.
Wildwater landing to przyjemność obcowania z powietrzem oraz wodą
18. czerwca
Faktycznie, Allentown
w Pennsylvanii
(jakieś 90 mil od Nowego Jorku) nie należy do miejsc dostarczających nadmiernej stymulacji. Nie licząc tych części miasteczka, których sława niekoniecznie zachęca do nocnych spacerów oraz... parku rozrywki, gdzie zastrzyków adrenaliny dostarczają szaleństwa roller-coasterowych przejażdżek. Umilając amerykańskim rodzinom pobyt w Dorney Park & WildwaterZdjęcie pt. Powrócisz tu Kingdom przez następne kilkadziesiąt dni będziemy denerwować się na męczących gości, spalać się w 100F (40C), nudzić się, innym razem harować za dwóch, silić się na uprzejmość. Na szczęście będziemy też przyglądać się amerykańskiej kulturze i szlifować język, śmiać się i bawić z nowymi przyjaciółmi i korzystać z atrakcji parku (poza godzinami pracy rzecz jasna).
Mieszkamy pół godziny pedałowania od parku. Przyda się taki codzienny trening. Może przynajmniej złamiemy regułę, że z USA przyjeżdża się z kilkoma kilogramami więcej. Wieczorami gotujemy wspólnie makaron ze studentem prawa z Bułgarii, rankami witamy się zaspanym How you're doing? z Geraldem. Tony, nasz rówieśnik, pracuje "na maxa" ­ jako odpowiedzialna głowa rodziny zbiera na mieszkanie. Gerald bawi i wzrusza śpiewem; gości w parku na scenie, nas przy każdej niemal okazji.

Zastrzyk adrenaliny za 30$ (tyle kosztuje całodzienny bilet wstępu do parku)
27. czerwca? 18. lipca?
A może 9. sierpnia? Zresztą, to nie ma wielkiego znaczenia. Dni są tak podobne do siebie. Dla nas, przynajmniej na początku, o tym czy dzień zaliczamy do bardziej czy mniej udanych, decyduje zaledwie kilka czynników: temperatura (tylko nie znowu 100!), liczba gości w parku (o nie, dziś sobota, będą tłumy!), liczba godzin pracy (na szczęście wcale nie tak rzadko mamy Wieczorne show w wykonaniu Geralda - prywatnie naszego współlokatoraopen-close czyli cały dzień pracujemy, więc zarabiamy). Z czasem nabieramy dystansu. Już tak się nie przejmujemy niesympatycznymi gośćmi, do upału można się przyzwyczaić, a zresztą już tylko 3, 2, 1 dzień do cotygodniowego dnia wolnego. Znów się wyśpimy, napiszemy zaległe maile, zrobimy pranie/ zakupy/porządek, zjemy pyszny obiadek, a nie jakieś tam hamburgery. Albo jeszcze lepiej. Pojedziemy gdzieś!

19. października
Jest taka reguła, że rzeczy nieprzyjemne nasz umysł szybko wyrzuca ze świadomości. Dlatego nie pamiętam jak to jest, gdy jadąc na rowerze żar bucha w twarz. Nie przypominam sobie twarzy żadnego opryskliwego klienta. Nie umiem odtworzyć trudnej dla mnie rozmowy o finansach ze współlokatorami. Dziś mam przed oczami skrywane łzy Ann wspaniałej "opiekunki" studentów z zagranicy. Mogę przywołać orgie wodnych barw i huk Niagary. Widzę siebie sunącą autostradą za kółkiem wypożyczonego Chryslera. Z ekscytacją opowiadam o dwóch nocach spędzonych na nowojorskim dachu, gdzie po przetarciu zaspanych oczu witała nas panorama Manhattanu. PodśpiewujęPrzerażone, roześmiane, zdziwione, dziwacznie wykrzywione - po prostu twarze na rollercoasterze. Ja sprzedawałam zdjęcia - po 8$ za sztukę kawałki z broadway'owskich musicali. Zapiera mi dech na wspomnienie krążących wokół nas rekinów z baltimorskiego oceanarium. Do albumu wkładam zdjęcie Białego Domu. Słyszę! Widzę! Czuję! Mam wspomnienia. I mój portfel wcale nie zeszczuplał. Nieco nawet przytył. Przytył też mój plecak. Do tej pory nie wiem, jak się z tym wszystkim zabrałam.
"Paweł, jedziemy za rok?" Właśnie przyszło pismo z firmy. Zastanawiamy się.
Happy woman at work, czyli ja Ania Paruszewska
studentka V roku psychologii
Uniwersytetu Gdańskiego

foto: kesypic x5, Rafał Sagan x9