Ciekawa Academia,ciekawy człowiek,ciekawa historia
Z Panem Eduardo Fiallo- Dyrektorem Academia de la Lengua rozmawiała Agata Jankowska
Pan pochodzi z Ekwadoru. Co
więc przywiodło Pana do Polski?
Po skończonej szkole w Ekwadorze
postanowiłem wyjechać na studia.
Wysłałem podania do pięciu różnych
szkół, na pięć różnych kierunków,
w pięciu różnych krajach. Nie mogąc
się zdecydować, postanowiłem jechać
tam, skąd zadzwonią pierwsi. Po
trzech miesiącach zadzwonili z ambasady
polski. Było około 300 chętnych,
a tylko siedem miejsc. Przyjechałem
w 1981 roku, przed stanem wojennym.
Najpierw do Łodzi, do Studium Języka
Polskiego dla cudzoziemców, a po ośmiu
miesiącach przyjechałem do Warszawy
na Uniwersytet Warszawski. Najpierw
studiowałem Dziennikarstwo i Nauki
Polityczne, potem Zarządzanie. Tu
Obroniłem prace Magisterską z marketingu;
pisałem o spółdzielczości.
Obiecałem sobie, że po studiach wrócę
do domu, do kraju. To było moje marzenie.
W Polsce żyło się ciężko, a ja nie
musiałem tu mieszkać. Część mojego
rodzeństwa mieszkała w Europie.
W Szwecji, w Anglii, we Francji, więc
miałem dużo możliwości wyjazdu.
Rodzice prosili żebym wyjechał. Tu
jednak miałem zbyt wielu przyjaciół.
Uważałem, że było by nie fair gdybym
ich zostawił i wyjechał. Za wiele mnie
łączyło z Polską. Więc zostałem!
Potem zacząłem pracę doktorską, ale
niestety nie skończyłem, bo w miedzy
czasie wszystko się zmieniło. Skończyło
się stypendium, założyłem rodzinę.
Jak już Pan powiedział, były to
dla wszystkich ciężkie czasy, szczególnie
dla młodych ludzi. Jak Pan
sobie radził?
Rzeczywiście było bardzo ciężko.
Miałem żonę i syna a sytuacja finansowa
była bardzo zła. Żona miała koleżankę,
która pracowała w Instytucie
leków i jako pracownik miała prawo
do jednego królika doświadczalnego
miesięcznie. Oddawała go nam. Przez
półtora roku żyliśmy właśnie z tego
królika i z darmowej zupy socjalnej.
Mieszkaliśmy na początku w hotelu
asystenckim na ul. Smyczkowej. Później
trzeba było zacząć wynajmować
mieszkanie. Pojechałem do Hiszpanii
pracować jako kucharz; przywiozłem
parę groszy. Jeździłem na zarobek do
Szwecji, do Niemiec.
Zacząłem robić indiańskie kolczyki.
Dogadałem się z malarzami ze Starego
Miasta, którzy pozwolili mi je sprzedawać
u siebie na straganach.
Pewnego razu przyszedł na Starówkę
mój profesor z magisterium. Próbowałem
się ukryć ale zobaczył mnie. Było
mi strasznie wstyd, więc na pytanie:
"Co pan tu robi, panie magistrze?" automatycznie
odpowiedziałem, że przeprowadzam
ankietę na temat nauki
języka Hiszpańskiego w Warszawie.
Kilka miesięcy wcześniej, w ramach
doktoratu musiałem prowadzić naukę
hiszpańskiego na Uniwersytecie. Profesor
poprosił żebym pokazał mu wyniki
swojej ankiety, więc musiałem naprawdę
zacząć ją przeprowadzać. Sprzedając
kolczyki zrobiłem ponad 1000 ankiet.
To rozumiem, był początek
nauczania przez Pana języka...
Tak. Później zgłosił się do mnie
z prośbą kolega, który jechał do Meksyku
i musiał nauczyć się języka. Na
początku się nie zgadzałem. Byłem
zbyt dumny. Uważałem, że jako doktorant
jestem "stworzony do wyższych
celów". On jednak, między jednym
piwkiem, a drugim mnie przekonał.
Później przyszła druga osoba...trzecia,
czwarta...w sumie było ich siedmioro.
Umawialiśmy się w kawiarni. Taka
sytuacja trwała około dwóch miesięcy.
Potem wyjechał do Meksyku, wrócił
i poprosił o kontynuacje. Było już czternaście
osób...Potem czterdzieści.
Zaczęła się współpraca ze szkołami językowymi.
Musiałem wynajmować sale
w różnych częściach Warszawy. To był
początek....
Academia de la Lengua powstała
w 1994 roku. Jak wygląda obecnie?
Dziś współpracuje ze mną 120 lektorów.
Z Academią jest związanych ok.
8000 osób. Organizujemy kursy dla
blisko 255 instytucji.
Od niedawna prowadzimy warsztaty
dla hobbystów, w których mogą
uczestniczyć nasi słuchacze, którzy
mają wspólne zainteresowania. Mogą
porozmawiać, wymienić się poglądami.
Prowadzimy warsztaty kulinarne,
kursy tańca. Na zajęciach panuje luźna
atmosfera. Słuchacze bawią się w ten
sposób poznając kulturę.
Mimo że uczymy poprzez zabawę,
bardzo poważnie traktujemy naszych
słuchaczy. Wiele wymagamy od nich,
a jeszcze więcej od siebie i naszych
lektorów. Jeśli lektor się spóźni na zajęcia
więcej niż 10 min cała grupa ma
prawo do bezpłatnych, dziewięćdziesięciominutowych
zajęć. Jeśli powtórzy
się to trzy razy kończymy współprace
z danym lektorem.
Zajęcia całkowicie odbywają się
w języku, którego grupa się uczy. Jeśli
jednak ktoś potrzebuje przetłumaczenia,
lub wskazówek w języku polskim,
przysługują mu bezpłatne, nieograniczone
czasowo konsultacje.
Grupy mamy bardzo małe, co sprzyja
koncentracji i integracji miedzy słuchaczami.
W ciągu semestru każdy lektor
powinien zrobić co najmniej trzy testy.
Semestr kończy się egzaminem. Ten,
kto uzyska mniej niż 50% punktów
nie może kontynuować spotkań w tej
grupie. Proponujemy pakiet indywidualny,
gdzie jeszcze raz przerabiamy
materiał.
Dla młodych, wychowujących
dzieci słuchaczy oferujemy bezpłatną
świetlicę, w której można zostawić pod
profesjonalną opieką malucha. Zabawy
przeprowadzane są również w językach
obcych, tak że dziecko od początku ma
kontakt z językiem.
Cały czas jesteśmy otwarci na
nowatorskie techniki, zwariowane
pomysły.
Czy planuje Pan rozwój Academii
w innych miastach?
Nie planuje zakładania kolejnych
Academii, ale mam zamiar rozszerzyć
współpracę ze szkołami językowymi na
terenie Polski.
Dziękuję za rozmowę.