Student NEWS - nr 1 - okładka
W numerze m.in.
 
Humor dnia

Plemię Czuczukenów wypowiedziało wojnę Chinom. Generał chiński zwołuje od razu generałów, rozkładają mapy taktyczne i szukają terenów wroga. Szukają, ale coś nie widać. Dali więc w większej skali mapy. Patrzą, patrzą - JEST! - mała kropka z napisem "Czuczukeni". Ładuje się wojsko chińskie w sprzęt bojowy i jedzie w to miejsce. Faktycznie jest tu tabliczka: "Terytorium Czuczukenów", ale dalej jest wzgórze, a na nim 2 namioty i 3 ludzi siedzi. Podchodzi więc delegat wojsk chińskich i się pyta:
- Czy to wy jesteście czuczukeni?
- Tak.
- I to Wy wypowiedzieliście nam - Chinom - wojnę?
- Tak.
- Ale Was jest tylko trzech, a nas cały miliard.
- ?! KURDE!!! Jak my Was wszystkich pochowamy!!!

.            

Sen o Ameryce

Pożyczyłem w końcu kasę, żeby opłacić przelot i mieć za co przenocować.

- Widząc Cię Krzyśku roześmianego za kierownicą Focusa mam wrażenie, że jesteś człowiekiem sukcesu. Czy jadąc w zeszłym roku na wakacje do USA miałeś też tyle pewności siebie?
- Wiedziałem, że mi się uda, byłem tego pewien. Pewność siebie to połowa sukcesu. Pragnienie poko nywania wyzwań, to druga połowa. Chciałem dokonać czegoś niezwykłego, zwyciężyć swoje lęki i obawy.
- A jednak miałeś wątpliwości?
- Na pewno, wszyscy czujemy lęk czy obawę, jeśli robimy cos po raz pierwszy. Ten wyjazd był takim pierwszym krokiem w dorosłe życie. Pierwszy raz, jak nigdy dotąd poczułem odpowiedzialność za swoje decyzje, również te finansowe. Pożyczyłem w końcu kupę kasy, żeby opłacić przelot i mieć za co przenocować, przynajmniej na początku.
- Miałeś silna motywację...
- Chciałem realizować się w swoich planach, urealnić marzenia. Od kiedy siebie pamiętam uwielbiałem Amerykę, fascynowała mnie, zwłaszcza Nowy Jork. W moich marzeniach to było jak sen niosący wolność, totalne wyzwolenie! Chciałem przez chwilę być częścią niej.
- Dlaczego Nowy Jork?
- To był przypadek. . Wcale nie zamierzałem tam zostać. Planowałem dostać się raczej do Nowego Meksyku, znaleźć pracę na ranczo z dala od cywilizacji i dopiero pod koniec września spędzić powiedzmy tydzień w Nowym Jorku.
- Jak to się stało, że tak łatwo znalazłeś pracę?
-
Tak, jak powiedziałem, to był czysty przypadek. Przechodziłem obok budowy i usłyszałem, że jeden z robotników miał wypadek i potrzebne będzie zastępstwo. Stwierdziłem, że może oto pojawia się szansa na przeżycie czegoś niesamowitego? W końcu praca na budowie w centrum Nowego Jorku to nie to samo, co roznoszenie poczty w biurze na praktykach w Polsce.
- Jak to? Nie bałeś się? Ty, student ekonomii tak po prostu postanowiłeś popracować na budowie? Miałeś odpowiednie uprawnienia, doświadczenie?
Hmmm, nie wiesz, że wszystko zależy od silnej woli i daru przekonywania? Udało mi się przekonać pracodawcę, że będę dobrym pracownikiem. Jako, że i tak miałem pracować nie do końca oficjalnie, o żadne uprawnienia nikt mnie nie pytał.
- Zarabiałeś więc na czarno na budowie, nie mając żadnych uprawnień?
Skoro tak to nazywasz...
- Czy nie bałeś się? Pracowałeś przecież nierzadko na wysokości kilkunastu pięter!
Szczerze powiedziawszy, kilka razy obleciał mnie strach. Od samego oglądania Nowego Jorku z kilkuset metrów może się zakręcić w głowie. A co dopiero, gdy trzeba chodzić po wąskich rusztowaniach i pilnować, by narzędzia nie spadły na dół. Ale przecież trochę adrenaliny jest potrzebne, by organizm mógł sprawnie
funkcjonować (tu - śmiech).
- Czy podczas tych kilku miesięcy poznałeś kogoś z Polski?
Oczywiście. W Nowym Jorku na co drugim skrzyżowaniu można usłyszeć ojczystą mowę. Szczególnie w czasie wakacji jest tu bardzo dużo młodych ludzi z Polski. Miło jest móc odezwać się w centrum świata w rodzimym języku.
- Miałeś choć trochę czasu na to, by obejrzeć Nowy Jork z innej niż Twoje rusztowanie perspektywy?
Po 10-12 godzinach fizycznej pracy pierwszą myślą jest: kąpiel, kolacja i spać! Całe szczęście czasem udawało mi się przezwyciężyć niemiłosierne zmęczenie i zwiedziłem co nieco.
- Nie czułeś się zagubiony w tak ogromnym mieście? Pochodzisz przecież z małej miejscowości, studiujesz w Poznaniu, ale przecież w porównaniu z Nowym Jorkiem to też mała mieścina.
-
To prawda, że na początku ciężko było się przyzwyczaić do wszechogarniającego zgiełku, setek samochodów, tysięcy ludzi. Ale z czasem wszystko stało się powszednie. Najdłużej mi zajęło zapoznanie się z komunikacją. Wiele razy zdarzyło mi się wysiąść na niewłaściwej stacji metra, ale po kilku tygodniach stałem się ekspertem.
- Wiem, że byłeś w Nowym Jorku 11. września. Co robiłeś, gdy w wieże World Trade Centre uderzyli terroryści?
- Nie wiem, jak to się stało, ale akurat tego dnia miałem wolne. O wszystkim dowiedziałem się od mojego współlokatora. To, co się działo wówczas w Nowym Jorku można określić tylko jednym słowem: psychoza. Ludzie myśleli, że to już koniec świata. Najstraszniejsze przeżycie ubiegłorocznych wakacji.
- Czy w tym roku też wybierasz się do pracy do Nowego Jorku?
Moja niepokorna dusza karze mi jechać w zupełnie nowe miejsce. W tym roku postanowiłem pojechać na Wyspy Brytyjskie.
- Tym razem jedziesz również "w ciemno"?
Oczywiście. Chciałbym zwiedzić Irlandię i Szkocję, ale jak uda mi się znaleźć pracę w Londynie, nie będę specjalnie nieszczęśliwy.
- Za pieniądze zarobione w ubiegłe wakacje kupiłeś sobie nowiutkiego Focusa, co planujesz kupić w tym roku?
- Bardzo zależy mi na uzbieraniu kwoty potrzebnej na uzyskanie kredytu mieszkaniowego. Chciałbym się w końcu uniezależnić. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się napisać i obronić pracę magisterską.

Życzę Ci więc spełnienia marzeń i... dużo niespodzianek!