W numerze m.in.
Studenckie Życie
Studentka
Mieszkanie dla studenta
Praca i kariera
Humor dnia
Pewien profesor mówi do studentów: - Proszę zadawać pytania. Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Na to jeden ze studentów: - Co się stanie jeśli stanę obiema nogami na szynach tramwajowych, a rękoma chwycę się przewodu trakcji. Czy pojadę jak tramwaj? .
|
Syndrom świąteczny
Nie takie święta dobre, jak je malują
Znaki "Wielkiej Inwazji
Świąt" można było zauważyć
już na początku grudnia,
kiedy zaczęły pojawiać
się pierwsze, nieśmiało
mrugające lampeczki.
Wkrótce rozprzestrzeniły
się po całym mieście. Nikt
nie miał wątpliwości, że oto
nadchodzą święta. Natomiast
my wypchaliśmy plecaki
podręcznikami i udajemy
się do rodzinnych domów,
by oddać się cudownej
atmosferze świąt - wyzwoleniu
od codziennych
obciążeń. Czy na pewno
wyzwoleniu?
Świąteczny duch nie żyje. Okres przedświąteczny
stał się czasem wzmożonego popytu
rynkowego, który z roku na rok staje
się coraz dłuższy. Pierwsze dekoracje
i choinki w sklepach pojawiają się już pod
koniec listopada. Wszystko to sprawia,
że święta tracą na znaczeniu, a w obliczu
przedłużanej w nieskończoność "atmosfery
świątecznej", te parę dni spędzone z rodziną
wydaje się niczym. Mimo to wciąż z
wielką chęcią wracamy do domu, by choć
na chwilę odnaleźć ukojenie. Z kotła wykładów
i kolokwiów wchodzimy w oazę
absolutnego spokoju, lecz w chwilę potem
pojawia się posylwestrowy poranek, a my
uświadamiamy sobie, że oto nadszedł czas
powrotu. Do książek nawet nie zajrzeliśmy,
sesja już blisko, a my ostatnim wysiłkiem
woli staramy się zebrać do kupy.
Lubić,
czy nie lubić
Pytanie o to, czy święta się lubi, może
wydać się bezsensowne. A jednak istnieją
ludzie, którzy odpowiedzieliby przecząco.
Spośród ponad 1700 odpowiedzi na pytanie
w internetowej ankiecie: "Co najbardziej
cenisz w świętach Bożego Narodzenia",
było aż 23 proc. wskazań: "Nie lubię
świąt". Co mamy na myśli, wygłaszając podobny
pogląd?
Z pewnością większości nie podoba się
postępująca komercjalizacja świąt. Święta
to nie tylko kolacja wigilijna, lecz także
powszechna gorączka zakupów, trwająca
cały grudzień. - Gdy tylko widzę na ulicy
pierwsze świąteczne dekoracje, chce mi
się wyć - mówi dwudziestodwuletnia Ola,
studentka polonistyki na UW. - Święta są
dla mnie jakimś zbiorowym szaleństwem.
Przed finałową kolacją mam wszystkiego
dosyć - lamentuje.
Kłopotliwy
prezent
Zwykle nie mamy czasu na
zastanawianie
się nad tym, co podarować naszym bliskim.
Kończy się ostatni wykład i niektórzy
muszą od razu pędzić na pociąg. Nie pozostaje
więc nic innego, jak udać się do supermarketu.
Tam grasują hordy ludzi z podobnym
problemem. Wizyta w supermarkecie
w okresie przedświątecznym okazuje
się stresogenna. Jesteśmy ogłuszeni mnogością
doznań zmysłowych: tłumy, krzyki,
światła. Dokonujemy nieraz bardzo pochopnych
wyborów.
Mama dostaje zestaw małego chemika
(była promocja), a tata grabie i motykę,
choć wcale nie macie ogródka (zawsze
się przydadzą). - Co roku mam ten sam dylemat:
co kupić rodzicom - opowiada Jarosław,
student SGH. - Kończy się zwykle na
czymś kompletnie dziwnym, albo na kolejnym
piórze, krawacie lub wodzie po goleniu
- kwituje. Aby uniknąć uczestnictwa w
tej zbiorowej gorączce, najlepiej po prostu
pomyśleć o prezentach dużo wcześniej. Następnie
udać się do sklepów, pozostając całkowicie
ślepym na ataki hostess.
Co w prezencie?
Czapkę, szalik,
sweter, czy może
piwka? | |
Święta nudy
Są też inne, oprócz kupna prezentów,
powody niechęci do świąt. Dla wielu Boże
Narodzenie to po prostu synonim rozleniwienia
i nudy. Najedzone godziny spędzone przed telewizorem dopełniają czary rozbicia
emocjonalnego. Nic dziwnego, że po
takiej tygodniowej kuracji, trudno wrócić
do codziennej rutyny wykładów i zajęć.
Trzeba więc walczyć z bezruchem. Święta
należy sobie zorganizować, i nie wystarczy
do tego pasterka.
Można po prostu wyjechać na kilka dni
w góry i tam spędzić też sylwestra. - Nie ma
nic bardziej energetyzującego od spędzania
wolnego czasu na świeżym powietrzu - mówią
Bartek i Agnieszka, którzy jak co roku
wyjeżdżają na święta w Tatry. To właśnie
ci, którzy siedzą przed telewizorem, są po
świętach najbardziej zmęczeni. W ten sposób
można uniknąć zmęczenia i mieć jeszcze
dość sił, by wrócić do szkoły.
Dla wielu święta Bożego Narodzenia to
czas na nadrobienie zaległości w nauce.
Większość z nas zabiera ze sobą masę książek,
ale tylko niektórym udaje się do nich
zajrzeć. Gdy nadchodzi wspólne świętowanie,
czują się rozdarci pomiędzy perspektywą
absolutnego odpoczynku, a naglącym
obowiązkiem. - Moi dziadkowie nie mogli
zrozumieć, że nie jestem w stanie cały czas
siedzieć przy stole. A ja po prostu musiałem
się uczyć - opowiada Jacek, student SGH.
A może to nasze wyobrażenie o świętach
jako czasie wolnym jest błędne? Bo, jak widać
święta to także praca, tyle że zupełnie
innego rodzaju.
Zagrożenie
na stole
Jako śmiertelne zagrożenie postrzegają
święta dziewczyny, które dbają o linię.
Jak w najgorszym śnie objawia się niektórym
tragiczna przemiana 12 potraw wigilijnych
w 12 kilogramów więcej na wadze.
Powstrzymać się od jedzenia jest rzeczywiście
trudno. Składają się na to nie tylko unikalne
zdolności kulinarne naszych mam,
ale też polski etos dobrego jedzenia. "Dobrze
zjeść" znaczy w języku polskim zjeść
dużo - objeść się. - Dla mnie dyskretne zachęty
babci do spróbowania kolejnych potraw
są jednoznaczne z zachowaniem hodowcy
tucznika - skarży się Wojtek z Akademii
Rolniczej we Wrocławiu. Zaś po ob-
fitym obiedzie wspaniała oferta programowa
telewizji skłania nas do pozostania w
fotelach
przez następnych parę godzin, co dopełnia
obrazu zniszczenia.
Święta Bożego Narodzenia mają z definicji być wypoczynkiem i czasem ogólnego
wyciszenia. Dla niektórych jednak największą
męką jest skok w świat rodzinnych
obrzędów. Piotrek, student AWF, oburza
się: "Całe to zamieszanie z karpiem, sianem
i bombkami wydaje mi się czasami tak nienaturalne,
że mam ochotę przewrócić te
wszystkie dekoracje i po prostu wyjść."
Bunt
wobec świąt
Z roku na rok rośnie w siłę ruch opozycji
wobec świąt. - Typowa dla ludzi młodych
jest ogólna negacja wartości - mówi dr psychologii
Joanna Wojciechowska. - Dotyczy
to też wartości rodzinnych, które uwidaczniają
się przecież podczas świąt - dodaje.
Elementem świątecznej niechęci jest
po prostu bunt młodego pokolenia wobec
zastanego porządku świata. Święta są
potwierdzeniem pewnej ciągłości kulturowej
i wzmacniają nasze poczucie zakorzenienia
w tradycji. Są to zjawiska, od których
młodzi chcą się w jak największym
stopniu odciąć.
Chociaż żyjemy w epoce konsumpcyjnej,
krytyka świąt tylko ze względu na ich
komercjalizację byłaby niewłaściwa. - Konsumpcjonizm
uwidacznia się także na co
dzień, nie tylko podczas świąt - wyjaśnia dr
Wojciechowska. - Egzystujemy normalnie
w świecie zglobalizowanym, zunifikowanym
i nie jesteśmy w stanie z dnia na dzień
zmienić swojej skóry. Opozycja młodych
jest potrzebna, bo to jedna z równoważących
się sił w społeczeństwie - kończy.
Z tego punktu widzenia nasza niechęć
wobec świąt Bożego Narodzenia jest niezbędnym
warunkiem utrzymania status
quo. Jesteśmy przeciwwagą dla niebywałego
entuzjazmu naszych babć, dziadków i
rodziców. Bez naszego buntu święta zamieniłyby
się w konserwatywny, nie mający nic
wspólnego z rzeczywistością, obrzęd. Dzięki
temu, że w ogóle dostrzegamy w świętach
jakieś negatywne aspekty, możemy je
zmieniać. Przewartościowywać po to, by to
święta były dla nas, a nie my dla świąt.
Adam Repucha
|
|
|