Student NEWS - nr 19 - okładka
W numerze m.in.
 
Humor dnia

Pewien profesor mówi do studentów:
- Proszę zadawać pytania. Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi.
Na to jeden ze studentów:
- Co się stanie jeśli stanę obiema nogami na szynach tramwajowych, a rękoma chwycę się przewodu trakcji. Czy pojadę jak tramwaj?

.            

Syndrom świąteczny

Nie takie święta dobre, jak je malują


Znaki "Wielkiej Inwazji Świąt" można było zauważyć już na początku grudnia, kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze, nieśmiało mrugające lampeczki. Wkrótce rozprzestrzeniły się po całym mieście. Nikt nie miał wątpliwości, że oto nadchodzą święta. Natomiast my wypchaliśmy plecaki podręcznikami i udajemy się do rodzinnych domów, by oddać się cudownej atmosferze świąt - wyzwoleniu od codziennych obciążeń. Czy na pewno wyzwoleniu?

Świąteczny duch nie żyje. Okres przedświąteczny stał się czasem wzmożonego popytu rynkowego, który z roku na rok staje się coraz dłuższy. Pierwsze dekoracje i choinki w sklepach pojawiają się już pod koniec listopada. Wszystko to sprawia, że święta tracą na znaczeniu, a w obliczu przedłużanej w nieskończoność "atmosfery świątecznej", te parę dni spędzone z rodziną wydaje się niczym. Mimo to wciąż z wielką chęcią wracamy do domu, by choć na chwilę odnaleźć ukojenie. Z kotła wykładów i kolokwiów wchodzimy w oazę absolutnego spokoju, lecz w chwilę potem pojawia się posylwestrowy poranek, a my uświadamiamy sobie, że oto nadszedł czas powrotu. Do książek nawet nie zajrzeliśmy, sesja już blisko, a my ostatnim wysiłkiem woli staramy się zebrać do kupy.

Lubić, czy nie lubić
Pytanie o to, czy święta się lubi, może wydać się bezsensowne. A jednak istnieją ludzie, którzy odpowiedzieliby przecząco. Spośród ponad 1700 odpowiedzi na pytanie w internetowej ankiecie: "Co najbardziej cenisz w świętach Bożego Narodzenia", było aż 23 proc. wskazań: "Nie lubię świąt". Co mamy na myśli, wygłaszając podobny pogląd?
Z pewnością większości nie podoba się postępująca komercjalizacja świąt. Święta to nie tylko kolacja wigilijna, lecz także powszechna gorączka zakupów, trwająca cały grudzień. - Gdy tylko widzę na ulicy pierwsze świąteczne dekoracje, chce mi się wyć - mówi dwudziestodwuletnia Ola, studentka polonistyki na UW. - Święta są dla mnie jakimś zbiorowym szaleństwem. Przed finałową kolacją mam wszystkiego dosyć - lamentuje.

Kłopotliwy prezent
Zwykle nie mamy czasu na zastanawianie się nad tym, co podarować naszym bliskim. Kończy się ostatni wykład i niektórzy muszą od razu pędzić na pociąg. Nie pozostaje więc nic innego, jak udać się do supermarketu. Tam grasują hordy ludzi z podobnym problemem. Wizyta w supermarkecie w okresie przedświątecznym okazuje się stresogenna. Jesteśmy ogłuszeni mnogością doznań zmysłowych: tłumy, krzyki, światła. Dokonujemy nieraz bardzo pochopnych wyborów.
Mama dostaje zestaw małego chemika (była promocja), a tata grabie i motykę, choć wcale nie macie ogródka (zawsze się przydadzą). - Co roku mam ten sam dylemat: co kupić rodzicom - opowiada Jarosław, student SGH. - Kończy się zwykle na czymś kompletnie dziwnym, albo na kolejnym piórze, krawacie lub wodzie po goleniu - kwituje. Aby uniknąć uczestnictwa w tej zbiorowej gorączce, najlepiej po prostu pomyśleć o prezentach dużo wcześniej. Następnie udać się do sklepów, pozostając całkowicie ślepym na ataki hostess.

Co w prezencie?
Czapkę, szalik, sweter, czy może piwka?

Święta nudy
Są też inne, oprócz kupna prezentów, powody niechęci do świąt. Dla wielu Boże Narodzenie to po prostu synonim rozleniwienia i nudy. Najedzone godziny spędzone przed telewizorem dopełniają czary rozbicia emocjonalnego. Nic dziwnego, że po takiej tygodniowej kuracji, trudno wrócić do codziennej rutyny wykładów i zajęć. Trzeba więc walczyć z bezruchem. Święta należy sobie zorganizować, i nie wystarczy do tego pasterka.
Można po prostu wyjechać na kilka dni w góry i tam spędzić też sylwestra. - Nie ma nic bardziej energetyzującego od spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu - mówią Bartek i Agnieszka, którzy jak co roku wyjeżdżają na święta w Tatry. To właśnie ci, którzy siedzą przed telewizorem, są po świętach najbardziej zmęczeni. W ten sposób można uniknąć zmęczenia i mieć jeszcze dość sił, by wrócić do szkoły.
Dla wielu święta Bożego Narodzenia to czas na nadrobienie zaległości w nauce. Większość z nas zabiera ze sobą masę książek, ale tylko niektórym udaje się do nich zajrzeć. Gdy nadchodzi wspólne świętowanie, czują się rozdarci pomiędzy perspektywą absolutnego odpoczynku, a naglącym obowiązkiem. - Moi dziadkowie nie mogli zrozumieć, że nie jestem w stanie cały czas siedzieć przy stole. A ja po prostu musiałem się uczyć - opowiada Jacek, student SGH. A może to nasze wyobrażenie o świętach jako czasie wolnym jest błędne? Bo, jak widać święta to także praca, tyle że zupełnie innego rodzaju.

Zagrożenie na stole
Jako śmiertelne zagrożenie postrzegają święta dziewczyny, które dbają o linię. Jak w najgorszym śnie objawia się niektórym tragiczna przemiana 12 potraw wigilijnych w 12 kilogramów więcej na wadze. Powstrzymać się od jedzenia jest rzeczywiście trudno. Składają się na to nie tylko unikalne zdolności kulinarne naszych mam, ale też polski etos dobrego jedzenia. "Dobrze zjeść" znaczy w języku polskim zjeść dużo - objeść się. - Dla mnie dyskretne zachęty babci do spróbowania kolejnych potraw są jednoznaczne z zachowaniem hodowcy tucznika - skarży się Wojtek z Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Zaś po ob- fitym obiedzie wspaniała oferta programowa telewizji skłania nas do pozostania w fotelach przez następnych parę godzin, co dopełnia obrazu zniszczenia.
Święta Bożego Narodzenia mają z definicji być wypoczynkiem i czasem ogólnego wyciszenia. Dla niektórych jednak największą męką jest skok w świat rodzinnych obrzędów. Piotrek, student AWF, oburza się: "Całe to zamieszanie z karpiem, sianem i bombkami wydaje mi się czasami tak nienaturalne, że mam ochotę przewrócić te wszystkie dekoracje i po prostu wyjść."

Bunt wobec świąt
Z roku na rok rośnie w siłę ruch opozycji wobec świąt. - Typowa dla ludzi młodych jest ogólna negacja wartości - mówi dr psychologii Joanna Wojciechowska. - Dotyczy to też wartości rodzinnych, które uwidaczniają się przecież podczas świąt - dodaje. Elementem świątecznej niechęci jest po prostu bunt młodego pokolenia wobec zastanego porządku świata. Święta są potwierdzeniem pewnej ciągłości kulturowej i wzmacniają nasze poczucie zakorzenienia w tradycji. Są to zjawiska, od których młodzi chcą się w jak największym stopniu odciąć.
Chociaż żyjemy w epoce konsumpcyjnej, krytyka świąt tylko ze względu na ich komercjalizację byłaby niewłaściwa. - Konsumpcjonizm uwidacznia się także na co dzień, nie tylko podczas świąt - wyjaśnia dr Wojciechowska. - Egzystujemy normalnie w świecie zglobalizowanym, zunifikowanym i nie jesteśmy w stanie z dnia na dzień zmienić swojej skóry. Opozycja młodych jest potrzebna, bo to jedna z równoważących się sił w społeczeństwie - kończy.
Z tego punktu widzenia nasza niechęć wobec świąt Bożego Narodzenia jest niezbędnym warunkiem utrzymania status quo. Jesteśmy przeciwwagą dla niebywałego entuzjazmu naszych babć, dziadków i rodziców. Bez naszego buntu święta zamieniłyby się w konserwatywny, nie mający nic wspólnego z rzeczywistością, obrzęd. Dzięki temu, że w ogóle dostrzegamy w świętach jakieś negatywne aspekty, możemy je zmieniać. Przewartościowywać po to, by to święta były dla nas, a nie my dla świąt.

Adam Repucha