W numerze m.in.
Studenckie Życie
Sport
Zdrowie
Mieszkanie dla studenta
Praca i kariera
Humor dnia
Młody człowiek zdaje egzamin na prawo. Egzaminator rozpoczyna egzamin pytaniem: - Dlaczego chce Pan studiować właśnie prawo? Młody człowiek odpowiada: - No weź się nie wygłupiaj...Tato!!!
.
|
Sport – sposób na życie
W gorącym okresie
przygotowań - na
tydzień przed Halowymi
Mistrzostwami Europy w
Madrycie udało nam się
namówić jednego z liderów
naszej kadry, obrońcę
tytułu mistrza Europy, do
krótkiej rozmowy o sporcie
i nie tylko. Z Marcinem
Urbasiem rozmawiał
Remigiusz Tytuła.
- Praca, lunch, zakupy, potem kapcie,
gazeta, telewizor, pizza. Wyobrażasz sobie,
by Twoje życie mogło obyć się bez
aktywności fizycznej?
- Nie mówię, że jest to zupełnie niemożliwe.
Wystarczyłaby tylko jakaś inna decyzja
po drodze, zniechęcenie, ciężka kontuzja.
Chociaż, z drugiej strony, myślę, że nie
byłbym w stanie wytrzymać bez jakiejkolwiek
formy ruchu. Potrzeba aktywności
fizycznej, "wyżycia się" towarzyszyła mi
od dzieciństwa. Zawsze czerpałem przyjemność
z rywalizacji, pokonywania swoich
słabości. Poza tym jestem osobą, która
nie znosi jednostajności. Szukałbym pewnie
wytchnienia od codzienności w sporcie,
tak jak teraz poszukuję pozasportowych
form realizowania się w życiu - stąd moje
muzyczne "wycieczki" z zespołem Sceptic
i próby literackie.
- A sama aktywność fizyczna to sposób
na co w życiu?
- To zdecydowanie sposób na samo życie!
Oczywiście mówię to jako sportowiec, dla
którego wyczyn jest nie tylko przyjemnością,
ale i profesją. Każdy sportowiec musi
być co do tego przekonany, musi czuć, że
to lubi, że daje mu to przyjemność oraz, że
drzemie w nim talent. Tylko dzięki takiemu
przekonaniu zawodowiec jest w stanie
podjąć wyzwanie ciężkiego treningu, wysiłku
nieprzynoszącego natychmiastowego
rezultatu, kontuzji, dzięki temu może
również zrezygnować z wielu przyjemnych
rzeczy w życiu, podporządkowując wszystko
sportowi.
Natomiast dla zwykłych ludzi aktywność
fizyczna to sposób na zdrowie, ładną sylwetkę,
dobre samopoczucie, kondycję fizyczną i psychiczną. - Hm, jest to więc także w pewnym sensie
sposób na życie?
- Tak. Ale o ile dla zawodowca sport jest
celem w życiu, o tyle dla normalnych ludzi
aktywność fizyczna jest tylko elementem
ułatwiającym osiąganie innych, życiowych
celów. Bo przecież sport daje schematy
zdrowej rywalizacji, walki z przeciwnościami
i słabościami, redukuje stres i zmęczenie,
utrzymuje duszę i ciało w zdrowej
"pozycji". Sport kształtuje ludzi zadziornych,
walczących o swoje, nie bojących
się wyzwań, odważnie realizujących się na
wszystkich frontach życia.
- Przyjemność, rozładowanie napięć
i stresów, zapomnienie o problemach
- brzmi to trochę tak, jakby sport był jakąś
używką.
- Bo wysiłek fizyczny jest dla naszego ciała
takim "miękkim narkotykiem", który
uzależnia pozytywnie, nie mając skutków
ubocznych. Sport daje poczucie spełnienia,
smak tryumfu. Gdyby wniknąć we wnętrze
naszego organizmu okaże się, że wysiłek uruchamia całą "symfonię" ciała. Pracują
mięśnie, kości, gruczoły, płynie krew
- jeden element pobudza drugi. Pojawiają
się hormony, wśród nich endorfiny a z nimi
poczucie zadowolenia. Chemia ciała.
Muszę tu jeszcze zareklamować swoją
dyscyplinę - bieganie. Jego olbrzymim plusem
jest to, że pobudza, rozwija i wpływa
na wszystkie partie, elementy organizmu,
nie jest jednostronnym wysiłkiem. Bieganie
jest ogólnorozwojowe i daje ogólną satysfakcję!
- No tak, bieganie uważa się za bardzo
naturalny sport, do uprawiania którego
nie trzeba niczego poza chęciami. Co
o tym sądzisz?
- Biegać, tak jak chodzić, możesz wszędzie
i zawsze. Jeśli tylko jesteś zdrowy możesz
zacząć już, tak jak stoisz. Oczywiście
o wiele przyjemniej i higieniczniej jest biegać
w odpowiednich butach, a nie np.
w glanach. Z tego wynika, że choć do biegania
niewiele potrzeba, to jednak by odczuwać
pełną satysfakcję warto nieco zainwestować.
Dobre buty czy dres to nie tylko
lepszy wygląd, ale i większa przyjemność
z wysiłku.
- A Ty sam dlaczego wybrałeś lekką
atletykę, dlaczego sprint?
- Właściwie to nie wiem. Wiem, dlaczego
nie futbol - niespecjalnie go lubię
i w młodości nie byłem zbyt dobrym kandydatem
na piłkarza. Grając w "nogę" zauważyłem,
że gdy wypuściłem sobie piłkę
to nikt nie był w stanie mnie dogonić. Wywnioskowałem,
że bieganie mi wychodzi,
a że nie chciałem zbytnio się przemęczać
wybrałem sprinty - o tym ile przygotowań
i wysiłku należy włożyć na te 10, 20 sekund
biegu przekonałem się już później.
- Jesteś w stanie uchwycić moment,
w którym sport z zabawy stał się sposobem
na życie, chwilę, kiedy stałeś się zawodowcem?
-Taka granica się zaciera. Chyba każdy
sportowiec ma problem z uchwyceniem
tego momentu. Człowiek bawi się, bawi,
trenuje, startuje w zawodach, osiąga jakieś
wyniki, w tle zaczynają się pojawiać jakieś
pieniądze - stypendia sportowe, nagrody
za zwycięstwa. W pewnym momencie,
gdy zastanawiasz się nad tym co masz robić
w życiu okazuje się, że właśnie sport jest
najlepszą drogą do realizacji siebie. Z zawodów
na zawody, z treningu na trening stałem
się zawodowcem.
- Po wyniku 19,98 osiągniętym w 1999
na MŚ w Sewilli okrzyknięto Cię "najszybszym
białym człowiekiem" na dystansie
200m, w 2002 zostałeś mistrzem Europy
w hali, odnosiłeś też sukcesy w sztafecie
4x100metrzów. Jak dochodzi się do
takich wyników?
- Ciężką pracą. U mnie złożyło się kilka
czynników, w tym dwa najistotniejsze.
Po pierwsze pozwolono mi się spokojnie
rozwijać w wieku juniora, nie wyeksploatowano
nadmiernie mojego organizmu.
Zawdzięczam to trenerom. Z tego wynikało
to, że moje juniorskie rezultaty nie
były zbyt rewelacyjne. W zasadzie dopiero
w 1998 moja forma sportowa zaskoczyła,
wynik 20,64 to było coś czego dawno nie
widziano w polskim sprincie. I z tym wiąże
się drugi element mojego rozwoju. Zostałem
dostrzeżony przez trenera kadry pana
Tadeusza Osika, który choć nie byłem nominowany
do kadry olimpijskiej zaczął powoływać
mnie na obozy kadry. Trening
klubowy został uzupełniony treningiem na
zgrupowaniach kadry i wszystko zaskoczyło.
19.98 na MŚ w Sewilli to spore zaskoczenie
dla kibiców, znawców i po trosze dla
mnie samego. Przecież rok wcześniej miałem
dość poważną kontuzję, która powinna
zatrzymać mój rozwój. Na szczęście stało
się inaczej.
- Wierzysz, że jeszcze kiedyś osiągniesz
takie wyniki?
- Bez tej wiary mógłbym już przestać.
Wiem, że osiągnąłem swoje 19,98 ciężką
pracą, bez wspomagania, więc mogę to powtórzyć.
Na wynik składa się jednak wiele
czynników i niczego nie można być pewnym.
Pozostaje zagryźć zęby i wylać kolejne
wiadro potu na treningu. A na zawodach
dać z siebie wszystko, tak jak zrobię
to za kilka dni w Madrycie! (Jak obiecał tak
zrobił, M. Urbaś zdobył brązowy medal na
HME w Madrycie - przyp. red.)
- Jak sam mówisz przez długi czas nie
byłeś dostrzegany przez PZLA. Jak to na
ciebie wpływało?
- Ambicja pchała mnie do tego, by udowodnić
wszystkim, że mój talent to nie tylko
mój wymysł, błędne założenie, ale fakt.
Przecież trenowałem kilkanaście lat i czułem, że mam to "coś" a bez pomocy PZLA
nie mogłem się rozwijać ani... nie mogłem
stanąć finansowo na nogi. Za powołaniem
do kadry idą wszak określone profity - stypendia
sportowe. A ja miałem te 23 lata
i traktując sport jako swój zawód chciałem
na nim zarabiać.
- Przeszkodą rozwoju nie był tylko aparat
urzędniczy, ale i kontuzje?
- Tak, przez 18 lat treningu miałem ich
17. Początkowo buntowałem się przeciw
temu. Tyle pracy na treningach, wysiłku
a tu trafia się kontuzja i połowa sezonu
z głowy. Teraz patrzę na to inaczej. Zawodowy
sport to ciągłe balansowanie na granicy
wytrzymałości organizmu. Biegając ze
średnią 36-37 km/h na dystansie 200 metrów
przeciąża się kościec, mięśnie, układ
krążenia itd. Bardzo ciężko jest zachować
pełne zdrowie.
- Jesteś znany jako twardy przeciwnik
dopingu. Powiedz, czy w kontekście
problemów z władzami PZLA lub kontuzji
nigdy nie pojawiła się pokusa, by iść
na skróty?
- Szczerze? Nigdy! W młodości ojciec
i trener wpoili mi, że doping to zagrożenie
zdrowia. Potem doszła jeszcze kwestia podstawowej
uczciwości. Chcę rywalizować
z innymi jak równy z równymi, tylko w takim
wymiarze sport i współzawodnictwo
mają sens, inaczej jest to zwykłe oszustwo.
Pieniądze w sporcie, presja wyniku spowodowały
sytuację, gdy chyba łatwiej i szybciej
byłoby wyłapać tych czystych...
- A czym dla zawodowego sportowca
jest fakt posiadania sponsora?
- Nie ma co ukrywać, że są to m.in. pieniądze.
Ale dla mnie to nie one stanowią
istotę sprawy. Według mnie sponsor powinien
zapewnić zawodnikowi możliwość
skoncentrowania się wyłącznie na sporcie,
na treningu. Jest to układ wzajemnego
zaufania - sponsor wierzy w sportowca,
w jego wyniki, zawodnik wierzy w dobrą
wolę i ... dobry sprzęt sponsora. Taki
układ mam właśnie z Reebokiem daje mi
on stabilność i wsparcie, nie muszę martwić
się np. kiedy i za co kupię nowe buty, dres.
A co też ważne, bardzo dobrze pracuje mi
się na sprzęcie mojego sponsora, który robi
naprawdę fajne kolekcje sportowe, nie dając
się wygryźć ze światowej czołówki.
- Studiujesz na AWF w Krakowie. Jak
udaje ci się godzić sport z nauką?
- Nie ukrywam, iż to ciężka sprawa. Jestem
wdzięczny uczelni i rektorowi, że czasem
idą mi na rękę. Wybrałem sport, jemu
poświęcam 100 % swoich sił i zdolności.
Nauka musi pozostać na drugim planie.
Nie chodzi tu o zaniedbywanie, czy
spychanie jej do kąta. Trzy ciężkie treningi
dziennie nie pozostawiają zbyt wiele sił
na naukę. A trzeba jeszcze znaleźć czas dla
dziewczyny, znajomych, rodziny i najzwyczajniej
odpocząć.
- Analogicznie trudno jest połączyć "wyczynową"
naukę i aktywność fizyczną?
- Nie! Ja po prostu nie wierzę, że da się
robić obie te rzeczy "na maksa". "Nie można
dwóm panom służyć". Zawodowcy wybierają
sport i jemu poświęcają najwięcej,
student wybiera naukę, by dzięki niej coś
osiągnąć w życiu i temu podporządkowuje
wszystkie swoje wysiłki. Ale ani ja - sportowiec,
nie rezygnuje całkowicie z nauki, ani
wy - studenci, nie powinniście rezygnować
z aktywności fizycznej.
- Okey. Ale powiedz nam, studentom
po co ten sport? Przecież też jesteśmy
"wypruci" po kilku godzinach nauki, też
chcemy poświęcić czas naszym partnerom,
znajomym, rodzinom...
- Tak jak już wspominałem - zdrowie,
sylwetka, kondycja fizyczna. To truizm,
ale bez przynajmniej namiastek aktywności
fizycznej nie da się tych celów osiągnąć
i utrzymać. Te trzy rzeczy to podstawa dobrego
samopoczucia psychicznego. Sport
daje też niezbędne chęci do życia, rozwijania
się, rywalizacji, dążenia do celów. Te cechy
przydają się i na boisku czy bieżni, ale
także na uczelni czy w pracy.
- No to ja już biegnę na boisko. Dziękuje
za rozmowę i wraz z naszymi czytelnikami
życzę powodzenia w Madrycie!
Dziękuję!
|
|
|