Student NEWS - nr 32 - okładka
W numerze m.in.
 
Humor dnia
Pewien pan zapragnął kupić swojej ukochanej urodzinowy prezent, a że byli ze sobą dopiero od niedawna, po dokładnym zastanowieniu, postanowił kupić jej parę rękawiczek - romantyczne i nie za osobiste.
W towarzystwie młodszej siostry swojej ukochanej, poszedł do domu towarowego i kupił rzeczone rękawiczki. Siostra natomiast, w tym samym czasie, kupiła sobie parę majteczek.
Podczas pakowania ekspedientka zamieniła te dwa zakupy tak, że siostra dostała rękawiczki, a ukochana majtki. Bez sprawdzania, co jest gdzie, wysłał prezent do swojej sympatii dołączając następujący list:
Kochanie,
Ten prezent wybrałem dla ciebie właśnie taki, ponieważ zauważyłem, że nie nosisz żadnych, kiedy wychodzimy wieczorem. Gdybym miał kupić dla twojej siostry, to wybrałbym długie z guziczkami, ale ona już nosi takie krótkie i łatwe do zdejmowania. Te są w delikatnym odcieniu, jednak ekspedientka, która mi je sprzedała, pokazała mi swoją parę, którą nosi już trzy tygodnie i wcale nie były poplamione czy zabrudzone. Przymierzyłem na niej te dla ciebie i wyglądała naprawdę elegancko. Chciałbym jako pierwszy je na ciebie włożyć, tak by żadne inne ręce nie dotykały ich przed tym, jak się z tobą zobaczę. Kiedy je będziesz zdejmować nie zapomnij je trochę nadmuchać przed odłożeniem, albowiem całkiem naturalnie będą po noszeniu trochę wilgotne. I pomyśl tylko jak często będę je całować w tym roku. Mam nadzieję, że będziesz je miała na sobie w piątkowy wieczór.
Z całą moją miłością, Twój ukochany.
.            

Mam jazz we krwi

 

O nowej płycie,muzyce klubowej i o tym, dlaczego warto zostać w Polsce, z Marysią Sadowską rozmawiał Krzysztof Łobodziński.

 

Krzysztof Łobodziński: Kończysz właśnie nagrywanie materiału na nową płytę, co to za projekt?

Marysia Sadowska: Płyta ukaże się w czerwcu, w tej chwili robimy już do niej ostatnie poprawki. To jest muzyka z kompozycjami Krzysztofa Komedy w mojej własnej interpretacji i opracowaniu. Mnie się spodobały jego wszystkie tematy, które do tej pory były instrumentalne, i przez to nie były znane szerszej publiczności. Wykorzystałam je jako bazę do przerobienia na piosenkę. W ten sposób chcę przybliżyć młodym ludziom tego kompozytora, bo wydaje mi się, że niestety jest wiele osób, które nie wiedzą kim był Krzysztof Komeda. To trzeba koniecznie zmienić!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Twój styl to jest połączenie jazzu, poezji śpiewanej, i muzyki klubowej. Skąd pomysł na połączenie tak różnych gatunków?

To wypływa naturalnie ze mnie, z mojego wychowania, z mojego całego backgroundu muzycznego i kulturalnego. Wychowałam się w rodzinie jazzowej, więc niemalże w klubach jazzowych, otoczona jazzmanami, muzyką jazzową. Muzyka klubowa jest w pewnym sensie muzyką mojego pokolenia. Jest bardzo prymitywna, ale i fascynująca zarazem. Jest właściwie powrotem do korzeni, gdyż muzyka klubowa opiera się przede wszystkim na rytmie, a przecież całe nasze życie jest oparte na rytmie, nasze serce też, jesteśmy częścią rytmu sami z siebie.

Poezja.... no cóż po prostu chcę śpiewać dobre teksty, które mówią o czymś ważnym.

 

Jak już wspomniałaś, masz muzyczne korzenie. Masz przecież także dużo doświadczenia, bo karierę zaczynałaś już w dzieciństwie, w programie Tęczowy Music Box. Czy to wszystko pomaga czy przeszkadza w robieniu dorosłej kariery?

Każdy medal ma dwie strony. Bardzo mi pomaga wychowanie muzyczne, wsparcie kulturowe jakie dostałam od rodziców. Zresztą do dzisiaj oni są pierwszymi słuchaczami moich utworów i pierwszymi krytykami. Co do Music Boxu.. Na pewno bardzo wiele się nauczyłam, nabyłam obycia ze sceną i wiele profesjonalnych umiejętności. Negatywną stroną oczywiście jest to, że Tęczowy Music Box, jest mi do dzisiaj przypominany. Mam wrażenie, że moja publiczność w ogóle o tym nie pamięta. To są ludzie, którzy w życiu nie widzieli tego programu, więc dla nich jestem tym, kim jestem teraz.

 

W dorosłym życiu robisz karierę w wielu kierunkach. Jesteś jednocześnie piosenkarką, producentką, ale też skończyłaś łódzką Filmówkę. Jak wspominasz te studia? Mówi się, że to trudna uczelnia.

Mogę powiedzieć śmiało, że to były jedne z najlepszych lat mojego życia. To było wspaniałe: skupienie się wyłącznie na sztuce, totalne oderwanie od komercji. Tam po prostu żyliśmy sztuką, sztuką filmową, te wielogodzinne dyskusje na schodach w akademiku, niezwykle ciekawi ludzie, świetne imprezy...

 

W jaki sposób dzisiaj wykorzystujesz umiejętności zdobyte w Filmówce? Kręcisz teledyski, nie tylko swoje, ale także innych artystów. A czy masz w planach zrobienie swojego filmu?

Złożyłam swój scenariusz na konkurs „30 minut – młodzi reżyserzy, debiuty”, i przeszłam wstępną selekcję. Jest więc duża szansa, że uda mi się zrobić mój film, chociaż na razie to jeszcze nic pewnego.

 

To może zdradź nam, o czym ma być ten film?

Mój scenariusz jest o tzw. „drugim dojrzewaniu”, kiedy zbliżasz się nieuchronnie do trzydziestki, i robisz pierwszy rachunek sumienia, i okazuje się co tak naprawdę zostało

z twoich młodzieńczych marzeń. To jest film o ludziach, którzy nie chcą dojrzeć, nie chcą zakładać rodzin, i wiecznie udają, że są młodzi. A co do fabuły, jest to „film drogi po Warszawie”, który się dzieje w przeciągu 24 godzin.

 

Młodzi reżyserzy w swoich filmach bardzo często opowiadają o tym, że czują  się porzuconym pokoleniem, że nie widzą przyszłości dla siebie w Polsce, tylko za granicą. Ty już za granicą byłaś, robiłaś karierę w Tokyo, w Los Angeles, ale jednak wróciłaś. Czemu jednak zostałaś w Polsce?

Wróciłam przede wszystkim ze względu na to, że dostałam się na Filmówkę. Chciałam studiować w Stanach, ale wszyscy mówili, że to w Polsce jest jedna z najlepszych na świecie szkół filmowych, właśnie w Łodzi. Więc spróbowałam, i, nie wiem, jak to się stało, ale dostałam się za pierwszym razem. Porzuciłam wizję kariery tam, na rzecz kariery tu, wybierając HollyŁódź zamiast Hollywood, jedzenie serka topionego i wysiadanie na przygnębiającym i brudnym dworcu Łódź Fabryczna.

 

A jak przekonać tych, którzy nie widzą dla siebie przyszłości w Polsce, że jednak warto tu zostać?

Dobre pytanie, bo ja tak naprawdę do dzisiaj się zastanawiam, czy tu zostać, i walczyć, czy wyjechać. Ale takim ważnym powodem, który sprawia, że zostaję, są ludzie. Mam mnóstwo przyjaciół, z którymi wiele mnie łączy, wspólna przeszłość, to że znajdujemy czas dla siebie. W Los Angeles nikt nie miał dla nikogo czasu, żeby się bezinteresownie spotkać, czy zjeść razem obiad. Jak się wyjedzie, to jednak nigdy nie jest się do końca u siebie. Zawsze jesteś kimś obcym, kimś z zewnątrz.

A potem jak wracasz tu, to też już nie jest Twój świat, bo Twój dom jest gdzie indziej.

 

Zmieńmy temat na trochę lżejszy. Wyobraź sobie, że musisz wybrać trzy płyty, które zabierzesz z sobą na bezludną wyspę. Wybierasz.. ?

Fat Freddys Drop – „Based on a true story”. To jest płyta którą kocham, electro-dub z Nowej Zelandii. Wzięłabym jeszcze coś Milesa Daviesa, i Pasję wg. św. Mateusza Sebastiana Bacha. To są płyty których można słuchać w nieskończoność, i zawsze tam się coś nowego odkryje.

 

Ostatnio bardzo często można Cię zobaczyć na różnych koncertach charytatywnych: WOŚP, Solidarni z Białorusią, także kampania profilaktyki przeciwko HIV..

.. do tego jeszcze biorę udział w akcji fundacji „Mam marzenie”. To jest dla mnie kapitalny pomysł, bo ta  fundacja daje pieniądze na coś co dotyczy psychiki, serca dzieci, a nie tylko na to żeby wpompować w nie masę leków i wiecznie trzymać w szpitalu. Brałam też udział w „Niezapominajkach” z Iloną Felicjańską, to z kolei był pokaz mody i zbiórka pieniędzy na wakacje dla chorych dzieci.

 

To naprawdę dużo jak na jedną osobę, z czego wynika takie zaangażowanie?

Cóż, jestem na takie akcje zapraszana, i nie szkoda mi czasu, po prostu. Wyrobiłam sobie nazwisko, ciężko na to pracując, i teraz chcę się odwdzięczyć innym. Tak naprawdę robię to z egoistycznych pobudek, żeby się po prostu lepiej po tym poczuć. Chciałabym jeszcze koniecznie pójść oddać krew, ciągle sobie to obiecuję, i kiedyś w końcu to zrobię.

 

Teraz jednak nie będziesz miała chyba na to dużo czasu, bo szykuje się duża promocja nowej płyty?

Tak, i nie tylko promocja, ale też przede wszystkim zmiana mojego wizerunku w stosunku do poprzedniej płyty. Tam to była bardziej muzyka klubowa, teraz środek ciężkości przechodzi na jazz. Tamtą płytę promowaliśmy grając z DJ’ami w klubach, przy tej płycie będą to  koncerty na żywo z zespołem. Planujemy trasę koncertową w czerwcu, potem we wrześniu. Udało mi się pozyskać świetnych muzyków, którzy grali z Krzysztofem Komedą: Michała Urbaniaka, Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego. Mamy już oczywiście wybrany singiel, będziemy kręcić klip.

 

Na koniec, jak możesz zachęcić do kupienia Twojej płyty?

Polecam tą płytę, bo jest to płyta zdecydowanie dla ludzi myślących, i dla tych, którzy kochają muzykę bez żadnych stylistycznych ograniczeń. Znajdują się na niej elementy electro dubu, broken-beatów, akustycznego drum’n’basu, swingu, funku, bosanowy, jazzowej ballady. Jest też tam kilka zwyczajnych dobrych piosenek o życiu, a więc wszystko to, co mnie najbardziej kręci w muzyce.

 

Dla wyszukanego odbiorcy?

Może nie aż tak bardzo. Ja zawsze, co się nie odnosi tylko do tej płyty, ale do fajnej muzyki w ogóle, uważam, że ona nie jest łatwa przy pierwszym odbiorze. Musisz się wsłuchać, dać jej szansę, poświęcić trochę czasu, a dostaniesz nagrodę – zrozumiesz coś nowego, i otworzą się przed tobą drzwi do nowego świata. Bardzo wszystkim życzę żeby znaleźli czas na słuchanie muzyki w ogóle. Bo muzyka to jest podróż abstrakcyjna, podróż duszy.

 

 

------------------------------------------

Marysia Sadowska jest w tym roku ambasadorką marki Evra (plastry antykoncepcyjne) wraz z modelką Iloną Felicjańską i aktorką oraz modelką Marią Góralczyk. Biorą one udział w akcji informacyjnej „Antykoncepcja codziennie czy raz w tygodniu? Ja już wybrałam”. Akcja ma na celu dostarczyć nam wiedzę na temat nowoczesnych metod antykoncepcji. W ramach kampanii uruchomiony zostanie również serwis

www.razwtygodniu.pl, zawierający informacje dotyczące antykoncepcji. Kampanię wspiera firma Janssen-Cilag.