W numerze m.in.
Nauka języków
Studenckie Życie
Praca i kariera
Adwokatura
Humor dnia
Roztargniony profesor pyta swoja sekretarkę: Starszy facet miał poważne problemy ze słuchem już od dłuższego czasu. Poszedł więc do lekarza a ten przepisał mu aparat słuchowy, który wrócił choremu słuch w 100 procentach. Po około miesiącu facet wrócił do lekarza na wizytę kontrolną a ten: |
Szybko, tanio i skutecznie.
Jak to w końcu jest z tymi językami? Kiedy piszę, że znajomość języków obcych jest nam wszystkim w kraju potrzebna, oczami duszy już widzę jak moi czytelnicy ziewają ze znudzenia. Stwierdzenie banalne i oczywiste dla wszystkich, na pewno nie jest nieczym ciekawym. Przecież dzisiaj nawet przedszkolak wie, że język obcy jest dla niego niezbędnym, bo sam dwa razy w tygodniu uczęszcza na specjalnie przygotowane dla niego lekcje. Wie, że najlepiej zrobi mu biegła znajomość angielskiego, chociaż raz w tygodniu mama już planuje dla niego niemiecki. A może hiszpański. No w ostateczności portugalski. Ten podobno ma niedługo zostać drugim angielskim. A może chiński? Ciężko jest wybrać przyszłość nawet dla 4 latka…
Uff… Czy nie macie już dosyć tego pędu do języka? Patrzących na nas z każdego kroku billboardów ogłaszających coraz to nowe, coraz bardziej rewelacyjne metody nauczania języków obcych, ulotek reklamowych z kolorowymi sloganami i często wirtualnymi zniżkami, wszystkiego od przybytku czego boli nas tylko głowa. Chcemy się uczyć, ale czy chcemy stać się też maleńkimi urządzeniami w wielkich biurowych machinach? Dla wielu z nich nasza wartość przedstawia się wyłącznie w cenie jaką zgadzamy się zapłacić za kurs. Potem wszyscy przestają być mili a my sami jesteśmy zniesmaczeni sposobem, w jaki zostaliśmy potraktowani. Takie rzeczy zniechęcają do jakiejkolwiek nauki a straconą motywację nie łatwo jest odzyskać…
Jak od czasu do czasu głoszą nasze dzienniki, w znajomości języków Polska jest jakieś 70 lat do tyłu w stosunku do innych krajów Europy. To daje lektorom języków, filologom pracę praktycznie od ręki. Dobrzy pedagodzy, lektorzy w szczególności angielskiego są dzisiaj rozchwytywani przez szkoły językowe, bo tam drzwiami i oknami spływają klienci. Boom, który rozpoczął się na języki obce trwa dalej. Chcemy się uczyć, a z tego trzeba się tylko cieszyć. Tylko jak wybrać to co najlepsze, to co za optymalną cenę da nam maksymalne korzyści naukowe? Nie wszystko złoto co się świeci, dlatego też lepiej dwa razy zastanowić się zanim podejmiemy jakąkolwiek decyzję. Czasami trudno będzie się nam z niej wycofać.
No to gdzie mam chodzić? Czy jest jeszcze chociaż jedno miasto, gdzie nie ma chociaż jednej szkoły językowej? Nawet w najmniejszych miasteczkach znajduje się dzisiaj chociaż jedna placówka. Oferta może nie być rozległa, ulotki nie zawsze tak samo kolorowe a sale nie tak samo wyposażone, niemniej jednak nawet te najmniejsze szkoły stale pracują nad poszerzeniem oferty. Na brak klientów nie mogą przecież narzekać. Jeśli więc zastanawiasz się, Drogi Czytelniku, nad wyborem szkoły idealnej dla ciebie, lepiej usiądź wygodnie, przeczytaj wszystkie oferty i zastanów się poważnie nad tym, co dla Ciebie będzie najlepsze.
Najczęściej wybieramy szkołę najbliższą naszemu miejscu zamieszkania lub też taką, którą polecą nam znajomi. Często decydujemy się także zaufać znanym i wszechobecnie reklamowanym markom, mylnie kojarząc je z jakością i wysokim standardem nauczania. Niestety bywa tak, że mylnie. Wielkie szkoły to często wielkie machiny, gdzie uczeń nigdy nie stanie się indywidualnym priorytetem szkoły, pozostanie jedynie cząsteczką, niestety często niezauważalną.
Brzmię subiektywnie? Tak naprawdę dzisiaj na wszystko można znaleźć przysłowiowe za i przeciw. A też my jesteśmy jednostkami tak indywidualnymi, że trudno stwierdzić co komu będzie najbardziej odpowiadać. Jedno jest pewne. To te wielkie szkoły najłatwiej zauważyć na ulicach. To one atakują nas z każdego możliwego miejsca. W tramwajach. W metrze. U lekarza w poczekalni. Odnoszą w tym sukcesu. Dzięki ogromnym pieniądzom jakie szkoły wykładają na reklamę, to do nich chętniej dzwonimy czy też otwieramy drzwi. Słusznie? Nie zawsze. Są jeszcze te mniejsze szkółki, popularnie nazywane przez uczniów osiedlowymi muszkami. To często pojedyncze placówki organizowane w wynajętych mieszkaniach. Takie szkoły – jeśli tylko mają dobrą kadrę, traktowaniem ucznia na pewno przewyższają wielkomiejskie molochy. To właśnie tutaj sekretarka pamięta każdego z nas z imienia, tutaj nie zapomni obiecanej książki i zawsze zrobi ciepłą herbatę. Ponadto, oferują one indywidualne podejście do każdego ze swoich słuchaczy. Tutaj nikt nie pozostaje anonimowy. Lektorzy znają się i współpracują ze sobą a słuchacze wyciągają z tego same korzyści. – Jest taniej i jakoś tak lepiej – uśmiecha się Ania, która od dwóch lat uczęszcza do maleńkiej szkoły na warszawskich Jelonkach. Na pytanie, co poleca, mówi jednoznacznie. – Tylko te małe. Ja mam porównanie. I wypada ono znacznie bardziej na korzyść tych malutkich obiektów.
Dylemat? Nie, jeśli pomyślimy i rozważymy wszystko. Najpierw musimy sprecyzować swoje potrzeby, rozważyć ile razy w tygodniu chcemy się uczyć, na co przede wszystkim położyć nacisk, czy na gramatykę czy mówienie. W podjęciu takiej decyzji na pewno pomoże nam metodyk każdej szkoły. Być może to właśnie on uświadomi nam nasze potrzeby i braki. W każdej szkole będziemy musieli wypełnić specjalną ankietę, określającą zakres wiedzy jaki chcemy posiąść. Nie wszystko oczywiście można dostać od razu. Jeśli szkoła nie może przedstawić nam natychmiast oferty, warto jest poczekać, bo na pewno rozpocznie od razu poszukiwania odpowiedniego nauczyciela. Takiego wyłącznie dla nas, który zacznie od przeczytania naszej ankiety. Potem pozostaje się już tylko umówić na konkretne terminy. Zajęcia mogą odbywać się w szkole językowej jak i u nas w domu. Oczywiście za odpowiednią dopłatą. Czasami to tylko dodatkowe 5 złotych.
Uwaga! Warto jest dokładnie przeczytać umowę. Nikt nie jest doskonały i często te malutkie klauzule mogą bardzo utrudnić nam życie. Zaliczki, abonamenty, depozyty – wszystkie te słowa mogą znaczyć, że możemy stracić swoje pieniądze. Nie podpisujmy klauzuli mówiącej, że mamy czekać aż zbierze się cała kursowa grupa. W jednej z najbardziej popularnych szkół w Polsce taka grupa to nawet 15 osób. Przypomina to czasy szkolne? Wtedy też było dużo osób i też nie byliśmy się w stanie niczego nauczyć. Z tą tylko różnicą, że wtedy nie kazano nam płacić ponad 1000 złotych za semestr. Bądźcie uważni. Jeśli jakiś zapis umowy jest niejasny naprawdę warto jest zapytać. To może się tylko opłacić.
To czego mam się uczyć? Podstawa to oczywiście angielski. Niepodważalnym pozostaje to fakt, że to najbardziej popularny język na świecie. Podobno za kilkadziesiąt lat chiński ma przejąć jego rolę ale póki co… uczmy się jednak języka Anglosasów. Warto. Angielski to jednak nie tylko angielski. Przecież to, że dla tylu krajów jest pierwszym językiem wpływa na jego zróżnicowanie. Dzisiaj najwięcej osób uczy się odmiany brytyjskiej, bo ta w Europie dalej uważana jest za najbardziej wyrafinowaną i poprawną. Niemniej jednak amerykański nie pozostaje wersji brytyjskiej dłużny. To właśnie język angielski zza oceanu ma najłatwiejsze i najkrótsze reguły i to wersję amerykańską najłatwiej jest opanować w zakresie mówienia. Już dawno zresztą amerykański przestał być uważany za tą gorszą wersję języka.
Ponadto, w ciągu ostatnich kilku lat pojawiło się kilka szkół uczących wersji australijskiej. Dziwna to rzecz, zważywszy, że od brytyjskiego różni ją tylko kilka nieznacznych rzeczy. Ale nie mi krytykować. Wybranie jednej wersji języka jest rzeczą niezmiernie ważną. Jeśli zdecydujemy się na amerykański, trzymajmy się tej opcji. Jej zmiana na późniejszych etapach, tylko wpłynie na nasze opanowanie języka. Bardzo negatywnie. Jakakolwiek odmiana by nie była, faktem pozostaje to, że wśród ofert szkół językowych najbardziej zróżnicowane są właśnie kursy angielskiego. Decydując się na podpisanie umowy warto jest jednak sprawdzić kilka rzeczy. Dobrze jest jeśli nasza szkoła ma certyfikat PASE (Polish Association for Standards in English). PASE działa na rynku od 12 lat, zajmuje się promocją i nadzorowaniem jakości nauki angielskiego. Szkoły, które poddają się weryfikacji, otrzymują znak jakości. Znaczek PASE, który przyznawany jest raz na trzy lata, może więc pomóc w wyborze szkoły.
Przyjemne z pożytecznym Oprócz nauki można jeszcze zdobyć coś więcej. Podczas uczęszczania na kurs, to właśnie studenci często decydują się na poświęcenie czasu na zdanie językowego certyfikatu. Najczęściej właśnie tego z języka angielskiego. Najpopularniejsze wśród obecnych dziś na rynku certyfikatów to: First Certificate in English (FCE), Certificate in Advanced English (CAE) oraz Certificate of Proficiency in English (CPE). Wszystkie organizowane są przez University of Cambridge Local Examinations Syndicate. First Certificate to egzamin dla osób średnio zaawansowanych (tzw. intermediate). Skala możliwych ocen to A, B, C (pozytywne) oraz D i E (wtedy niestety egzamin jest nie zdany). Trudniejszymi do zdobycia i poświadczającymi znajomość języka na co najmniej zaawansowanym poziome są egzaminy Advanced i Proficiency. CAE kładzie nacisk na znajomość praktyczną języka, CPE podkreśla zaś wszystkie aspekty mowy, od naturalnej wypowiedzi i zrozumienie, aż po specjalistyczny język używany w świecie pracy. To właśnie CPE potwierdzi znajomość języka technicznego, co dla przyszłego pracodawcy może stać się cennym argumentem za zatrudnieniem właśnie nas.
Niemiecki? Kiedy decydujemy się na inny język, oferta jest już zdecydowanie mniej rozległa. Język naszych zachodnich sąsiadów chce poznać dzisiaj coraz więcej osób. Powoli odrabia on pozycję drugiego najbardziej popularnego języka w Europie. Przede wszystkim dzięki swojej prostocie. Chociaż język niemiecki jest wyjątkowo „gramatycznym” językiem, to ma stosunkowo prostą pisownię i prostą wymowę, a bliskość krajów posługujących się niemieckim, czyni go tym bardziej atrakcyjnym. To właśnie Niemcy są naszym wymarzonym krajem na letnie zarobki. Ich bliskość jest nie do pobicia a i zarobki niczego sobie…
Do niemieckiego można także podejść stricte naukowo. Zdany certyfikat da nam dowód znajomości języka, a sam w sobie jest dużo mniej popularny niż jego angielskie odpowiedniki. Z dostępnych wersji mamy tutaj przede wszystkim te organizowane przez instytut Goethego. To właśnie on organizuje egzaminy takie jak m.in. Zertifikat Deutsch, Die Zentrale Mittelstufenprufung (ZMP) czy Zentrale Oberstufenprufung (ZOP). Certyfikat z niemieckiego znany częściej jako Zertifikat Deutsch uznawany jest za odpowiednik angielskiego first certificate. Die Zentrale Mittelstufenprufung potwierdza z kolei znajomość niemieckiego na poziomie zaawansowanym.
Chcesz iść na zagraniczne studia? Marzysz o niemieckiej uczelni? Die Zentrale Mittelstufenprufung zwolni cię z egzaminu z języka na testach wstępnych w wielu niemieckich uczelniach. Najwyższy z możliwych do osiągnięcia certyfikatów Zentrale Oberstufenprufung umożliwia studia na niemieckich uczelniach. Warto jest się uczyć…
No dobrze, idę na kurs. Tylko jak przyswoić tą wiedzę? Nauczyciele angielskiego wyliczają całe gamy metod nauczania. Każda kolejna ma przynosić coraz lepsze efekty. Większość niestety dla statystycznego i potencjalnego ucznia nic nie znaczy. Szafowanie nazwami, nauczycielami i prekursorami metod nie jest nam ani trochę potrzebne. Chcemy wiedzieć co osiągniemy, a w jaki sposób - zwalamy na barki samego lektora.
W przypadku angielskiego najlepiej zaufać starej metodzie komunikacyjnej, czyli pełnemu naciskowi na mówienie, jako dużo bardziej ważne niż wszelkie pozostałe funkcje językowe. Nie dajmy sobie wmówić, że coś innego niż mówienie powinno być nauczane jako pierwsze.
W niemieckim skuteczną metodą nauczania jest prowadzenie zajęć wyłącznie w języku niemieckim, zaczynając od najniższego poziomu. To oswaja słuchaczy z językiem, a także zmusza do większej aktywności na zajęciach. Metoda ta eliminuje tworzenie konstrukcji zdań po polsku, bo poprzez tłumaczenie z języka polskiego w pewien sposób tworzymy kalkę konstrukcji zdań, która w niemieckim jest zupełnie inna.
To jednak nie wszystko. Dla wszystkich języków bardzo ważne jest to, by uczący się oprócz systematycznej nauki wykazywał aktywność typu: oglądanie programów TV, czytanie prasy, słuchanie radia, a także wchodzenie na strony internetowe. Nic nie daje lepszych efektów niż interakcja z językiem żywym, prawdziwym, takim co wychodzi poza ramy lekcyjnej sali.
I wreszcie parę słów na koniec… Będąc wierną czytelniczką ogłoszeń prasowych pozwolę sobie zamieścić kilka słów do tych co wierzą w cuda. Bądźmy rozsądni! Metody obiecujące nam natychmiastowe rezultaty NAPRAWDĘ NIE DZIAŁAJĄ! Nigdy nie dostaniemy szansy na poznanie języka w jedną noc, nic nie stanie się przypadkiem! Nie inwestujcie tysięcy złotych w to co piszą w kolorowych pismach. Nie ma nic bez naszej chęci i naszej pracy. W żadnym języku. W żadnym kraju. Nawet jeśli bardzo tego chcemy czy też wierzymy. I wreszcie pozostajemy my sami. Jakikolwiek język nie wybierzemy najważniejsze w osiągnięciu sukcesu jest jednak nasze indywidualne nastawienie. Uczmy się języka tylko wtedy jeśli sami tego chcemy. Od nas bowiem, od naszych predyspozycji, zdolności i naszej MOTYWACJI zależy końcowy efekt nauki, której musimy poświęcać jak najwięcej czasu, a ponadto należy pamiętać o tym, aby uczyć się systematycznie, nie robić zbyt dużych przerw między zajęciami, odbyć minimum dwie lekcje w tygodniu, a materiał realizowany na lekcji powtarzać w domu. Obiecuję, że na efekty nie trzeba będzie długo czekać.
Marta Czabała |
||