Zaplanujcie pobyt w Wenecji na trzecią niedzielę lipca, kiedy przypada La Festa del Redentore, święto obchodzone przez wenecjan w podzięce Bogu za uwolnienie ich przodków od zarazy. (…) Cieszcie się blaskiem księżyca, światłem gwiazd, płomykami świec, fajerwerkami, tradycyjnymi daniami oraz winem, brzmieniem mandolin i radosnymi śpiewami na tej najpiękniejszej na świecie wodnej drodze.
Latem wybierzcie się późnym wieczorem, po kolacji, do Floriana i usiądźcie w ogródku przy kieliszku zimnego moscato - słodkiego wina o bursztynowej barwie. Słuchajcie orkiestry, tańczcie walce Straussa. Nie krępujcie się, wyobraźcie sobie, że to wasz ostatni taniec w życiu. Rozejrzyjcie się, a sami zobaczycie, dlaczego plac Świętego Marka jest uważany za najpiękniejszy salon świata. Z bazyliką pełną orientalnego splendoru w tle, zatańczcie na tych samych istryjskich kamieniach, które niegdyś służyły za parkiet roztańczonym francuskim i austriackim kurtyzanom oraz arystokratom.
Spakujcie rzeczy na piknik i popłyńcie vaporetto na Lido. Tam przesiądźcie się do autobusu numer jedenaście do i murazzi. Przejdźcie spacerem sto metrów na skalny mur z widokiem na morze. Znajdźcie płaski kamień i zjedzcie kolację przy wtórze łoskotu fal Adriatyku.
Pospacerujcie po Dorsoduro, największej z trzech weneckich dzielnic, usytuowanej "po drugiej stronie kanału", porównywanej przez niektórych z lewobrzeżnym Paryżem. Znajdziecie tu porozsiewane wszędzie butiki, restauracyjki i osterie o bardziej międzynarodowym charakterze, których bywalcami są cudzoziemscy studenci.
Odnówcie przysięgę małżeńską w siedemnastowiecznej bazylice, w której dwudziestego pierwszego listopada każdego roku obchodzi się święto La Festa di Santa Maria della Salute, na cześć dnia, kiedy po dwunastu latach panoszenia się zarazy, za sprawą cudu la Madonny udało się wygnać z miasta dżumę. Potem zjedzcie kolację w pachnących jaśminem ogrodach Locanda Montin. To maleńka pamiątka po dawnej Wenecji, być może nieco zapuszczona, mimo to najlepsza na świecie, gdy słońce chyli się ku zachodowi, na skórze czuć powiew gorącej bryzy znad laguny i macie pod ręką butelkę prosecco w wiaderku z lodem, a przed sobą talerz ze słodko-słonymi canocie (ustonogi). W tym miejscu nie od rzeczy jest mieć na sobie piękną sukienkę.
O zmierzchu - crepuscolo - skierujcie się do baru na tarasie hotelu Monaco, zawczasu upewniwszy się, że Paolo nie zrobił sobie wolnego wieczoru. Niech on sam postanowi, jakie wam przyrządzić aperitivi. Powiedzcie tylko: "Ci pensi lei" ("Niech pan sam zdecyduje").
Wczesnym rankiem, około siódmej, wybierzcie się na spacer po targowiskach Rialto, żeby obejrzeć widowiskowe przygotowania do handlu. Idźcie za rolnikami i sprzedawcami ryb do ich ulubionych barów na cappuccino i gorące cornetti z dżemem morelowym, a następnie wróćcie na targ, kiedy zaczną się schodzić klienci. Zwróćcie szczególną uwagę na spektakularny pokaz w wielkiej, obwieszonej jaskrawoczerwonymi zasłonami hali rybnej, gdzie na ekspozycję składają się wszystkie morskie stworzenia, które pływają w Adriatyku albo pełzają po jego dnie.
Zajrzyjcie do Wenecji podczas carnevale - zwykle w drugiej połowie lutego - i przywieźcie ze sobą własne kostiumy albo wypożyczcie imponującą replikę siedemnastowiecznego stroju arystokraty Do tego weźcie bauta - typową wenecką maskę, która zakrywa całą twarz - i wczesnym wieczorem pospacerujcie po mieście w gęstej mgle charakterystycznej dla tej pory roku. Zatańczcie na piazza, kupcie bilety na jeden z dziesiątków fantastycznych balów, organizowanych w wielkich palazzi nad Kanałem i w mieście. Dla odrobiny uciechy pójdźcie naszym śladem: w kompletnych kostiumach zafundujcie sobie wieczorną passeggiata, idźcie do Floriana na aperitivi i dalej do Il Mascaron przy Calle Larga Santa Maria Formosa, gdzie Gigi Vianello poda wam najlepszą kolację rybną w Wenecji.
Fragment eseju Marleny de Blasi zamieszczonego w książce "Tysiąc dni w Wenecji".
Pierwodruk w piśmie "The Algonkian", 2002 r.
Tłum. Małgorzata Hesko-Kołodzińska.