Teraźniejszość jest zwykle kłopotliwa i niejasna z powodu swej bliskości, przyszłość nieznana i tylko przeszłość może być dla nas pocieszeniem i pouczeniem. Tymczasem wewnętrzny duch naszej rozpędzonej współczesności nakazuje aby „wybrać przyszłość” i odrzucić „stare rupiecie” przeszłości.
Dumni z naszej kosmicznej cywilizacji, zwykliśmy traktować naszych odległych przodków jak ociężałe, niedouczone dzieci, ich dorobek zaś pobłażliwie jako co najwyżej dobry materiał dla modnych tak dziś historycznych zabaw i rekonstrukcji. To droga donikąd, bowiem w ten sposób rezygnujemy z jedynych naprawdę mądrych i oddanych nam przewodników, którzy przeprowadzić nas będą w stanie przez nadchodzące nieuchronnie zagrożenia, które przygotowuje nam nadchodząca przyszłość.
O tym czego nauczyć mogą nas – jeśli tego tylko zechcemy – nasi odlegli przodkowie opowiada ta książka. Dokąd odeszli dawni bogowie? Jaki jest paleolityczny przepis na zdrowie? Jak dawniej radzono sobie z ekologicznymi katastrofami? O czym opowiadają sny i co mówią nasze fryzury? Skąd wzięły się muzyka, taniec i sztuki plastyczne? Kto rządził najpierw – kobiety czy mężczyźni i dlaczego najdawniejsze domy były okrągłe? I dlaczego warto mieć i pielęgnować tajemnicę bytu z takim dziś zapałem ściganą przez nowoczesne nauki. Odkryjmy mądrość prawieków, aby wzbogacić mądrość naszej współczesności.
O Autorze:
Zdzisław Skrok (ur. 1950) – archeolog, popularyzator nauki, publicysta. Autor kilkunastu książek z zakresu archeologii, dziejów cywilizacji i poszukiwania skarbów. Między innymi: Na tropach archeologicznych tajemnic Mazowsza Iskry 1980, Rodowód z głębi ziemi LSW 1984, W poszukiwaniu Eldorado i Ziemi Obiecanej Iskry 1985, Wykopaliska na pograniczu światów Nasza Księgarnia 1988, Odkrywcy oceanów Wydawnictwo Morskie 1990, Archeologia podwodna WAiF 1991, Świat dawnych piratów Rytm 1998, Skarby Polski Bellona 2002, Słowiańska moc Iskry 2006, Podolska legenda Iskry 2007, Wielkie Rozdroże Iskry 2008.
Spis rzeczy:
Wstęp
1. Dom, albo u źródeł szaleństwa
2. Czy rzeczy jeszcze istnieją?
3. Moc pracy
4. O czym opowiadają włosy
5. Nie lekceważmy snów
6. Paleolityczna recepta na zdrowie
7. Początek i koniec pewnego przedstawienia
8. Dlaczego powinniśmy tańczyć
9. Nierozważny zdobywca
10. Kiedy rządziły kobiety
11. Bestia o czerwonych policzkach
12. Jaki mit nas prowadzi?
13. Dokąd odeszli dawni bogowie?
14. Sztuka umierania
15. Co warta jest nauka?
16. Potrzeba tajemnicy
Literatura wybrana
Fragment książki:
W epoce tanich, seryjnych wytworów, których wartość w znacznym stopniu określa nie ich praktyczność i przydatność, ale reklama, moda i niepohamowane pragnienie nowości, rzecz po krótkim użytkowaniu zostaje odrzucona, przybiera postać śmiecia i znika z oczu w otchłaniach miejskich wysypisk. Dzisiaj rzecz jest anonimowa, przychodzi znikąd i szybko odchodzi, robiąc miejsce dla rzeczy nowej. Nie ma czasu na zaprzyjaźnienie się jej z człowiekiem, on zresztą wcale o to nie zabiega. Dawno już, szczególnie w zamożnych miastach cywilizacji europejskiej, zerwany został archaiczny związek łączący człowieka z jego rzeczami, które wytwarza. Rzeczy przestały być wiernymi, dozgonnymi towarzyszami człowieka, zatraciły swą indywidualność, ważność. Od tej pory jedną z większych przyjemności ludzi stało się wyrzucanie rzeczy „niemodnych”, „opatrzonych”, „obnoszonych”.
Przecież jeszcze za czasów naszego dzieciństwa żyliśmy z rzeczami za pan brat tak jak z domowymi zwierzętami i podwórkowymi przyjaciółmi. Jeszcze teraz na śmietnikach wymierających wsi na wschodnich rubieżach naszego kraju odnaleźć można blade wspomnienie tamtej długiej i wiernej zażyłości ludzi z rzeczami. Spoczywają tam przedmioty proste, pospolite, gospodarskie, często zużyte do granic możliwości, noszące ślady napraw i reperacji. Równocześnie jednak są to przedmioty na swój sposób indywidualne, mające swą prywatną historię, swój własny los. Niosą też opowieść o człowieku, o długotrwałej, burzliwej niekiedy z nim zażyłości. Spękany gliniany garnek wielokrotnie drutowany, czyli okręcany drucianym oplotem, opowiada, jak ubogi był jego właściciel i jak głęboko był przywiązany do swego naczynia. Te druty, szczerby i pęknięcia przekonują nas niezawodnie, że tylko z tego garnka poranna kasza smakowała mu najbardziej. Była to też zapewne przyjaźń wzajemna i przypuszczać można, że dopiero po śmierci człowieka garnek trafił na śmietnik, bo spadkobierca nie potrafił docenić jego wielkich zalet. Zapewne w tych samych okolicznościach trafiła tam masywna pordzewiała siekiera. Wiejski kowal wielokrotnie musiał oporządzać jej stępione ostrze i zaklepywał pęknięty obuch, aż z formy trapezu przekształcił ją w prostokąt. Nie wyglądała elegancko i tylko ten co przez lata przywykł do jej ciężaru i mocy uderzenia mógł uważać ją za doskonałość, tylko on chronił ją przed śmietnikową zagładą.
Okolice wymarłych wsi to rozległe cmentarzysko rzeczy. Szczególnie dramatyczny jest los sprzętów rolniczych. Pługi, żniwiarki, wialnie, sieczkarnie i młockarnie odstawione, zdawałoby się na krótko, do następnego sezonu prac, na skutek przypadków dziejących się pośród ludzi, już nigdy nie powracają do życia. Dostojnie, według pór roku i faz księżyca rozpadają się proch, porastają kępami bzów i tarniny, upodabniają się do minerału. Już Owidiusz zauważył, że czas to nieubłagany pożeracz rzeczy (tempus edax rerum). Odpływają więc one do minionych, choć przecież nie całkowicie utraconych lądów. Każdy z nas przecież niegdyś żył z takimi przedmiotami. Mówiliśmy: stare, dobre buty albo wierne, niezawodne wieczne pióro, najlepsze do pisania intymnych listów. Podkreślaliśmy jakość tych przedmiotów wykonanych z dawną solidnością, ich klasyczną formę, ale tak naprawdę nasze do nich przywiązanie wynikało z faktu, że były materialną cząstką naszej minionej przeszłości. Dawniej przedmioty miały więcej czasu aby się z nami zżyć, przejąć cząstkę człowieczeństwa, którą wyzwala i rozprowadza każdy z nas, dopóki żyje. Dlatego gdy ich służba dobiegała końca, gdy stawały się zużyte i nieużyteczne trafiały nie na śmietnik, ale w odległe zakamarki strychów, piwnic i pawlaczy. Tam żyły naszą wspólną przeszłością, zawsze gotowe zaświadczać (czasami było to jedyne świadectwo), że i my żyliśmy naprawdę.
Nikt nie wyrzuca kawałka siebie na śmietnik. Gdy nie znajdowano dla nich godnego miejsca, wrzucano je do ognia, aby strawił je na popiół, chroniąc przed losem bezpańskiego śmiecia. Edward Redliński, autor niezrównanej Konopielki opisującej upadek „magicznej rzeczywistości” podlaskiej wsi w połowie XX wieku, w innej książce opisującej los owych „odczarowanych” i nawróconych na materializm Podlasian w Nowym Jorku, gdzie niezdarnie ścigają american dream, przywołuje wymowne zdarzenie świadczące, że dawny świat nadal żyje w sercach prowincjuszy skrzętnie rachujących zielone banknoty. Rzecz dotyczy ulubionej koszuli bohatera powieści, która właśnie ostatecznie kończy swą długotrwałą i ciężką służbę. (...)
Pośród takich perfekcyjnie wykonanych, noszących cząstkę nas samych rzeczy żyliśmy jeszcze w minionym stuleciu. Dawni ludzie mieli inną niż nasza ambicję: wydobyć formę doskonałą i powielać ją w nieskończoność wystrzegając się ryzykownych eksperymentów i bezpłodnego nowinkarstwa. Pomimo doskonałej formy każdy z nich był jednak nieco odmienny gdyż stworzyły go ręce rzemieślnika a nie taśma produkcyjna. Każdy nosił własne świadectwo długiego żywota, borykania się z niszczycielskim czasem i kaprysami człowieka. Te dwa dotknięcia – wytwórcy i użytkownika – określały indywidualną osobowość każdej z tych rzeczy, wyrażały ich istotę. Ludzie wrażliwi zaprzyjaźnieni z rzeczami bez trudu ją odnajdowali. Vincent van Gogh w 1882 roku tak pisał do swego przyjaciela: „Dziś rano odwiedziłem miejsce, gdzie służba oczyszczania wyrzuca śmieci, mój Boże, ależ to było piękne! Jutro przyniosę kilka interesujących rzeczy z tego śmietnika: między innymi potłuczone latarnie, abym mógł je podziwiać lub jeśli Pan pozwoli, używać jako modelu [...]. Byłby to prawdziwy temat na bajkę Andersena, ta sterta wiader, koszy, kotłów, misek, dzbanków, drutów, latarni, fajek, rur, które wyrzucili ludzie. Myślę, że będę o nich śnił dziś w nocy, a zimą będę miał z nimi do czynienia w swojej pracy”.
Odurzeni błyskotkami nowoczesności i seryjnej produkcji nie szanujemy starych przedmiotów. Czy tak będzie zawsze, czy jest to tylko chwilowe oszołomienie nuworysza? Przykład ze wschodu, czyli ex Oriente lux pozwala mieć nadzieję na lepsze rozwiązanie. Oto rosyjski dziennikarz Igor Owczarnikow, prezentując swe wrażenia z Japonii, zanotował: „Uważa się tutaj, że czas sam przez się wydobywa istotę rzeczy. Japończycy znajdują z tego powodu w śladach upływu czasu szczególny powab. Pociąga ich pociemniała barwa starego drewna, omszały kamień, a nawet postrzępione krawędzie obrazu, świadczące o dotyku wielu dłoni. Owe ślady długowieczności określają oni mianem saba, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy rdza. Saba to naturalne rdzewienie, urok starego, znamię czasu. Saba jest widomym znakiem współistnienia człowieka i świata, sztuki i natury”.
Mądrość mieszka na Wschodzie, a cywilizacje Wschodu są starsze niż nasze. Przedmioty, rzeczy, które towarzyszą nam w drodze przez ziemski padół, to krople wieczności zastygłe w materii. Zaświadczą, że istnieliśmy, gdy po nas nic już nie będzie, one przechowają odcisk naszych warg na brzegu filiżanki, kształt stopy w bucie spoczywającym na śmietniku i jeszcze stamtąd wołającym o istnieniu. Nic dziwnego więc, że Edmund Husserl, twórca fenomenologii będącej najważniejszym filozoficznym odkryciem naszych czasów, mającej poprowadzić nasze poznanie bezpośrednio do źródeł wiedzy o świecie i człowieczeństwie, nawołuje: „Zurück zu den Sachen!” – „Wracajmy do rzeczy”. Tylko w bezpośrednim z nimi obcowaniu kryje się prawda o rzeczywistości i naszym w niej położeniu. Wtóruje mu starszy i równie mądry Błażej Pascal: „Trzeba się trzymać rzeczy, słowa pójdą za nimi”. Dawniej, gdy rzecz była rzadkością i wartością, oglądaliśmy ją uważnie, docenialiśmy, nawet zabiegaliśmy o jej przyjaźń. Dziś nie możemy jej nawet dojrzeć, bo prezentowane są nam tylko jej wizerunki wołające z ulicznych tablic. Rzecz znikła, umarła, żyje tylko w swej skarlałej, krótkotrwałej, ułomnej postaci, którą wstydliwie ukrywa na półkach marketów. Zanim zdążymy się z nią zaprzyjaźnić, zaufać, nawiązać dialog już zostaje zdegradowana do postaci anonimowego śmiecia i trafia na podmiejskie wysypisko. Choć sprawa wydaje się beznadziejna, zaapelujmy o odnowienie przyjaźni z rzeczami. Miejmy ich choćby kilka na dłużej, może nawet tylko jedną, ulubione, choć rozlatujące się już buty, wieczne pióro po pradziadku niemodne w czasach długopisów, scyzoryk towarzyszący nam od dzieciństwa w turystycznych wyprawach. Będzie nam lepiej z nimi żyć, bo za ich sprawą i nasze człowieczeństwo wzmocni się a może nawet rozwinie.