Korespondencja miłosna z Antoinette de Watteville 1928-1937

Intymna korespondencja Balthusa, jednego z najwybitniejszych malarzy XX wieku, otoczonego nimbem tajemnicy, przez całe życie świadomie odwróconego plecami do teraźniejszości, w której czuł się obco, tworzącego w epoce, do której w głębi duszy nigdy nie należał. Książka ta „czytana będzie z pewnością jako autoportret młodego, zakochanego Balthusa, czyli istotny i niezmiernie oryginalny dokument na temat początków jednego z ważniejszych dzieł XX wieku, dzieła stworzonego przez wielką, wyjątkową i tajemniczą postać, która niedawno odeszła z tego świata.

2.jpgDla mego brata i dla mnie chodzi tu wszakże o dwoje bardzo sympatycznych młodych ludzi, którzy mieli stać się naszymi rodzicami. (...) W czasie gdy rozpoczyna się ta korespondencja, Balthus ma lat dwadzieścia i maluje swe pierwsze arcydzieła”. Tak oto do lektury niniejszej korespondencji zachęcają dwaj synowie malarza – Stanislas i Thadée Klossowscy de Rola.

Książka jest ilustrowana rysunkami i obrazami Balthusa z okresu tej korespondencji.

Spis ilustracji:

©A.D.A.G.P. 2001: (s. 27) tusz chiński, 1936; (s. 37) Koszary, 1933, olej na płótnie, 81 x 100 cm; (s. 69) „Więc czemu włożyłaś jedwabną sukienkę?”, tusz chiński i kredka, 39,8 x 31 cm; (s. 79) Ulica, 1933, olej na płótnie, 195 x 240 cm; (s. 97) Portret dziewczynki w stroju do jazdy konnej, 1932, olej na płótnie, 72 x 52 cm; (s. 127) „Wymknęliśmy się przez pralnię, żeby pobiegać po wrzosowiskach”, tusz chiński, 38,7 x 31 cm; (s. 187) „Ręce Katarzyny zsunęły się z szyi Heathcliffa, a głowa jej zwisała bezwładnie”, tusz chiński, 29,4 x 26,2 cm; (s. 205) „Biegliśmy pędem od Wichrowych Wzgórz”, tusz chiński 39,8 x 31 cm; (s. 251) Król Kotów, 1935, olej na płótnie, 71 x 48 cm; (s. 285) Szkic do „Nie musisz mnie dotykać”, tusz chiński, 35 x 27 cm; (s. 309 ) „Zabraniam panu od tej chwili wstępu w progi tego domu”, tusz chiński, 35 x 26,9 cm; (s. 339) Góra, 1937, olej na płótnie, 248 x 365 cm; (s. 397) „Ale całodzienna włóczęga po wrzosowiskach była dla dzieci tak wielką radością”, tusz chiński, 36 x 29,4 cm.

Nota o autorach:

Antoinette de Watteville urodziła się 25 V 1912 r. w szwajcarskiej rodzinie szlacheckiej. Jej rodzicami byli Moritz Friedrich von Wattenwyl i Alice Madeleine Bürki. Miała dość szaloną młodość: już jako kilkunastoletnią dziewczynę widywaną ją w barach i restauracjach z  różnymi dyplomatami. Była siostrą Roberta de Watteville, najlepszego przyjaciela Balthusa, dlatego Balthus znał ją niemal od dziecka. Młodzi uświadomili sobie swoje wzajemne uczucia już około roku 1928, jednak ubóstwo Balthusa skłoniło Antoinette do zaręczyn w 1932 r. z  belgijskim dyplomatą – narzeczeństwo to trwało do 1935 r., kiedy sytaucja finansowa Balthusa trochę się poprawiła, a Antoinette zrozumiała, że nie powinna walczyć ze swoim uczuciem. 2 IV 1937 r. odbył się ich ślub. Z małżeństwa tego urodziło się dwóch synów, Stanislas i Thadée. W 1966 r. Antoinette i Balthus się rozwiedli.

Antoinette de Watteville zmarła w maju 1997 r.

Balthus (Balthasar Kłossowski de Rola) urodził się w 1908 roku w Paryżu. Zarówno jego ojciec, polski historyk sztuki, jak i matka, pochodząca z rodziny polsko-rosyjskiej, zajmowali się malarstwem. W 1914 roku, po wybuchu wojny, Kłossowscy przenieśli się najpierw do Niemiec, a potem do Szwajcarii. Oficjalnie Balthus zadebiutował już w 1921 roku cyklem czterdziestu rysowanych tuszem obrazków (które wykonał, mając osiem lat), przedstawiających przygody kotka Mitsou, zebranych w tomiku, który wydał i wstępem opatrzył Rainer Maria Rilke. W 1924 roku Balthus wrócił do Paryża, gdzie rozpoczął studia artystyczne. Jego pierwsza wystawa odbyła się w galerii Pierre w Paryżu w 1933 roku.

Malarstwo Balthusa, oryginalne i niepoddające się próbom klasyfikacji, należy do najbardziej frapujących zjawisk XX-wiecznej sztuki. Twórca zachowuje realizm godny Couberta, lecz malowane przez niego wnętrza i pejzaże miejskie bliskie są surrealizmowi. Częstym motywem jego dzieł są koty i młode dziewczęta. Oprócz obrazów Balthus tworzył także ilustracje książkowe (m.in. do Wichrowych wzgórz) oraz scenografie teatralne. W latach 19611977 przebywał w Rzymie, pełniąc funkcję dyrektora Akademii Francuskiej.

W 1977 roku, wraz z żoną Setsuko, osiedlił się w Rossinière w willi Grand Chalet w szwajcarskim kantonie Vaud. Wspaniała rustykalna posiadłość, której artysta przywrócił dawny wygląd, stała się jego „pustelnią”, gdzie żył i tworzył, otoczony nimbem tajemnicy.

Zmarł w 2001 roku, kilka dni przed swoimi 93. urodzinami.

Fragment książki:  

160. (11 czerwca 1935)

Antoinette do Balthusa

Zielone Świątki

Kochanie, jesteś pierwszą osobą, do której piszę. Dojechałam szczęśliwie do kraju Twych przodków, tak dalekiego i innego niż mój. Dom jest wspaniały, nieco zrujnowany, fasada jeszcze bardzo ład­na, ale wnętrze zdewastowane przez żołnierzy, którzy mieszkali tu w czasie wojny. Brak najmniejszych wygód. Śpię na sienniku, wszystko nieprawdopodobnie prymitywne, w zimie musi tu być strasznie, ale park jest przepiękny. Kleistowie są przemili, nieco zbyt niemieccy jak na mój gust. Opowiem Ci o tym kiedyś, to tylko w koń­cu pierwsze wrażenia. Gdyby lato było ładne, to świeże powietrze zrobi mi dobrze. Obawiam się, że nie zobaczę za bardzo Polski, nie­stety. Mam zamiar jechać do Rygi na początku sierpnia, a potem jeszcze raz do Berlina. Napiszę. Spróbuj zdobyć jakieś pieniądze i bądź w Paryżu około 15 sierpnia. Mam wspaniały plan.

Do zobaczenia, maleńki, nie zapominaj o Twej siostrzyczce

Bébé

Nie zapomnij wysłać mi „Minotaure'a".

161. (12 czerwca 1935)

Antoinette z Zawierza do rodziny w Bernie

List w języku niemieckim

Wtorek

Kochani moi!

Czekacie zapewne z niecierpliwością na wiadomość ode mnie, ale ponieważ poczta odchodzi tu raz dziennie i lepiej samemu dostarczyć list do pociągu, nie miałam dotąd okazji podzielenia się z Wami pierwszymi wrażeniami z Europy Wschodniej. Dziś ma­my pierwszy dzień słoneczny, więc opalam się po raz pierwszy w parku. Park zaś jest zachwycający, podobnie zresztą jak cała oko­lica. Ze wzgórz i pagórków rozciąga się widok na liczne małe je­ziora, które należą do majątku. Wygląda to bajkowo. Niemal wszystkie wzgórza pokryte są lasami iglastymi i liściastymi, więc możecie sobie wyobrazić, jak podoba mi się to wiejskie życie. Wró­cę do domu bardzo opalona i z pewnością gruba, gdyż trzy razy dziennie wypijam tu miskę mleka, a do tego jajka, masło i ser. Nie­stety, Mina zaraziła się odrą od swej młodszej siostry (dzięki Bo­gu, ja już chorowałam na odrę) i musi teraz leżeć w tak piękną po­godę. Ma już się wprawdzie lepiej, ale wstanie dopiero za dwa dni. Jej rodzice są uroczy, zwłaszcza ojciec, który jest może tylko nie­co zbyt „niemiecki". Jest tu też 14-letni chłopiec i dwie dziewczyn­ki 11 i 9 lat. Dwójka innych dzieci jest w Rydze, zatem rodzi­na jest ogromna. Wuj, pan von Hahn, również ma czworo dzieci, a piąte ma się urodzić w przyszłym miesiącu. Młodzieży tu więc nie brakuje. Małe dzieci wuja ogolone są na łyso i chodzą na bo­saka jak dzieci chłopskie. Wszystko jest tu zresztą niewyobrażal­ne prymitywne. Nie ma urządzeń higienicznych, więc pozwoliłam sobie na wielki luksus i podwędziłam jedyną miednicę w domu. Każdego ranka przynoszą mi dzban ciepłej wody, co pozwala mi zaspokoić moje własne potrzeby. Zagadką jest dla mnie, jak myją się pozostali. Mój pokój mieści się w ogrodowym domku, pokry­tym gliną pobielaną wapnem. Od kiedy Mina jest chora, miesz­kam tu sama. Obok mieszka gość wuja, Niemiec, raczej głupi i strasznie gadatliwy. Materace zastąpiono tu siennikami, które cu­downie pachną i są w dodatku bardzo miękkie. Wystarczy wymo­ścić sobie dziurkę w środku i spać jak w gnieździe. Wielki dom, z piękną jeszcze fasadą, był niegdyś dworem polskim należącym do niejakiego hrabiego Mirskiego. Była tu też oranżeria, kiedyś za­pewne wspaniała. Dziś, niestety, wszystko jest zniszczone. Cały region zdewastowała wojna, nie spłonęły jedynie jakimś cudem mury domu. Kleistowie budują nowy dom, więc ten umeblo­wali minimalnie, co sprawia, że wygląda biednie i pusto. W lecie to nie ma znaczenia, ale w zimie musi być strasznie. Jest tu też dość brudno. Choć domowników jest wielu, nie robią nic w tym względzie i sami są strasznie brudni. Już się do tego przyzwycza­iłam i pomimo dość podejrzanego zapaszku w Hotelu Centralnym w Dyneburgu nie znalazłam tam pluskiew. Nie należy tu jednak stosować „klisz europejskich". Widuje się tu wiele typów rosyjskich, z długimi brodami i koszulami pod szyję. Mówią między sobą po białorusku, nie po polsku. Od wczoraj staram się mówić kilka słów po polsku, ale to język bardzo trudny i nie umiem zapamiętać słów, które nie mają nic wspólnego z tym, co znamy. Wymowa jeszcze gorsza. Znalazłam małego Berlitza, z którym mam spory kłopot. Polska nauczycielka dzieci, która uwielbia dawać lekcje, zajmie się moim rozpaczliwym przypadkiem.

No dobrze, teraz muszę już biec na obiad. Niech Robi napisze, czy jedzie do Meklemburgii. Nie sądzę, by można tu było jeździć konno. Widziałam konie, ale tylko robocze. Pozdrowienia

Bébé

[…]

170. Paryż, 16 sierpnia (1935)

Balthus do Antoinette

My beloved, darlingest Queen of Cats!

Chciałem, byś list ten znalazła po przyjeździe do Rygi, jednak spóźniłem się i wysłałem telegram z powitaniem i ukłonami. Bébé kochana, od kiedy wiem, że Cię zobaczę, straciłem kompletnie orientację i biegam jak szalony. Chcia­łem być przy Tobie natychmiast! Mój Boże, ileż to będziemy mieli sobie do powiedzenia, do opowiadania! Niestety, uwi­jam się tutaj wśród spraw organizacyjnych, które wydają mi się tak zagmatwane, że nie jestem w stanie myśleć jasno (choć wszystko jest pewnie bardzo proste).

Oto więc, co mój szalony mózg po wielu wysiłkach ma Ci do zaproponowania! Przede wszystkim chciałbym wi­dzieć Cię choć przez chwilę samą! W Berlinie, jak sama przewidujesz, byłoby to niemożliwe, ja sam zaś osobiście nie cierpię Berlina. To okrutne, bezduszne miasto i ze wszyst­kich tam pobytów mam same nieprzyjemne wspomnienia. Ponadto podróż jest dość droga, i to pomimo zniżki. Ponie­waż mam teraz do dyspozycji jedynie dwa tysiące franków francuskich, wolałbym wydać je z Tobą aniżeli na kolej. Po całym namyśle sugeruję więc, że po Rydze (myślisz wyje­chać 26-go lub 27-go, jeśli dobrze zrozumiałem) zatrzymu­jesz się w Berlinie do 31-go, potem wsiadasz do pociągu bez­pośredniego do Bazylei, a ja spotykam Cię we Fryburgu Bryzgowijskim (to po drodze). Stamtąd jedziemy na siedem lub osiem dni do Szwarzwaldu, gdzie byłem raz blisko dzie­sięć lat temu i skąd mam cudowne wspomnienia. Widzia­łem się z Sieburgiem, który zna dobrze te okolice i dał mi wszelkie informacje. Pytałem u Cooka o Twój bilet, ale nie umiano mi powiedzieć nic precyzyjnego. Wydaje się, że w zasadzie można przedłużyć bilet o trzy miesiące, choć to zależy od rodzaju (?) biletu. Lepiej będzie, jeśli spytasz się w Rydze lub Berlinie. Gdybyśmy się mieli spotkać we Fry­burgu B. około 1-go września, to i tak nie będzie miało zna­czenie, bo opłacę Ci powrót z Fryburga do Berna.

Zatem, Bébé, pisz szybciutko, co o tym myślisz, czy mój pomysł ze Schwarzwaldem ci się podoba. Mnie wydaje się cudowny i o wiele bardziej poetycki od Berlina. Muszę mieć Twoją odpowiedź najpóźniej do środy lub czwartku, gdyż około 26-go muszę jeszcze pojechać do Sils, gdzie zaprosili mnie moi przyjaciele Jouve’owie123. Muszę ich spotkać z przyczyn „technicznych" i pogadać z nimi o rzeczach, któ­re dotyczą Ciebie i mnie. To wspaniali przyjaciele, którzy wiele dla mnie robią. Zostanę tam trzy lub cztery dni i po­pędzę na spotkanie z Tobą. Nie zapomnij posłać mi Twego adresu w Rydze, tak byśmy mogli wymieniać się listami bez żadnych przeszkód.

Do zobaczenia, Bébé, życie moje! Odnajdę niebawem swą duszę.

Jesteśmy aniołami!

Całuję z rozmachem

Your King B

171. 21 sierpnia 1935

Antoinette do Balthusa

Wczoraj wieczorem dostałam wreszcie Twój list, na który cze­kałam niecierpliwie, nie wiedząc, co mi zaproponujesz. Kochany mój, Twój telegram tuż po moim przyjeździe do Rygi sprawił mi szaloną przyjemność. Głowa biega mi już we wszystkie strony z po­wodu rzeczy i ludzi, jakich widzę od chwili wyjazdu w czwartek z Zawierza. Nic, tylko rozpakowuję i pakuję walizki. Opowiem Ci o tym. Przyjechałam więc w piątek do Rygi, gdzie poznałam wu­ja Hahna, jego żonę, księżną Lieven, oraz dwoje ostatnich dzieci z rodu Kleistów. W sobotę wyjechaliśmy wszyscy na weekend do rodziców Lievenów, gdzie moja przyjaciółka Mina zaręczyła się w niedzielę rano z Johhnym Lievenem, bratem pani Hahn, przez co ciotka została szwagierką i trudno już się połapać w tych no­wych parantelach. Zaręczyny podobały mi się. On jest miłym chłopcem i raduje mnie, że moja najlepsza przyjaciółka wyjdzie tak dobrze za mąż, pomimo że jeśli chodzi o stronę finansową, spra­wa wygląda już nieco gorzej, gdyż państwo skonfiskowało wszyst­kie majątki, nie pozostawiając nic poza małymi „resztówkami". Resztówka Lievenów i tak jest najpiękniejsza w całej Łotwie. Star­si Lievenowie to cudowni, wielcy państwo i bardzo uroczy. Spę­dziłam tam trzy wspaniałe dni. Jestem naturalnie zaproszona na ślub i myślimy składać sobie wzajemnie z Miną wizyty. Wczoraj opuściliśmy to urocze miejsce i przenieśliśmy się do Libawy, do starego domu rodziców Miny, gdzie znalazłam Twój list. O 5-ej jedziemy na wieś do kolejnych przyjaciół. Do Rygi wracam w so­botę wieczorem, a we wtorek wyjadę do Berlina, skąd 1-go rano ruszę do Fryburga, gdzie będę wieczorem, jeśli Ci to odpowiada.

Napisz do pani Meierhoffer, 162 Uhlandstrasse, Berlin W. Jestem zachwycona, szaleję z radości na myśl, że pochodzę z Tobą po Schwarzwaldzie. Byłoby to jak we śnie, tylko boję się trochę, co po­wie Robi... Ale ostatecznie to nieważne, płonę z pragnienia, by Cię ujrzeć. Mina widziała Twoje fotografie i myśli, że bardzo do siebie pasujemy. Daje nam swoje błogosławieństwo, co bardzo się dla mnie liczy, gdyż jest to dziewczyna cudowna, bardzo się do niej zbliżyłam i przysięgłyśmy sobie widywać się jak najczęściej pomi­mo wielkich odległości.

Napisz jak najszybciej, kiedy chciałbyś mnie widzieć. Boję się, że coś wypadnie w ostatniej chwili, bardzo się martwię o Mamę, która, jak pisze Papa, ma się bardzo źle.

Do zobaczenia już bardzo, bardzo niedługo, maleńki mój

Bébé

123 Pierre Jean Jouve (1887-1976), poeta i pisarz francuski, w 1925 ro­ku poślubił psychoanalityczkę z Genewy, Blanche Reverchon (1879-1974), którą spotkał w 1921 roku. Podczas paryskiego pobytu Rilkego (styczeń-sierpień 1925) zaprzyjaźnił się z Baladine i jej dwoma synami.


Komentarze
Polityka Prywatności