Rudi i Trudi są niczym stare drzewa. Czas rozkwitu ich wieloletniego związku przypadł zapewne na okres wychowywania trójki dzieci. Ale one są już dorosłe, są daleko, są niemalże obce. Teraz rytm dni w tym małżeństwie odmierzają małe rytuały – tak dalekie od pierwotnych znaczeń, że niemal teatralne.
Spokój i bezpieczeństwo tego zapiętego na ostatni guzik życia mąci wiadomość o chorobie męża. Trudi postanawia nieść ciężar sama i nie informuje Rudiego o diagnozie. Spotkanie rodziców z dziećmi wywołuje obustronną frustrację – syn Klaus i córka Karolin czują się zażenowani nagłą wizytą, zmuszeni do zajmowania się nieporadnymi rodzicami, ci zaś – zranieni faktem, że nikt nie chce poświęcić należnej im uwagi i czasu. Najwięcej zrozumienia i sympatii okazuje im obca osoba – Franzi partnerka córki. Dzięki niej spełnia się jednak dosyć nieoczekiwane marzenie starszej pani. Trudi idzie na spektakl tańca Butoh, którym fascynuje się od lat. Poza dziećmi żyjącymi w stolicy jest wprawdzie jeszcze ukochany syn Trudi –Karl, ale Karl żyje w Japonii. A domator Rudi na pewno nie da się przekonać do takiego szaleństwa jak podróż do Tokio. Z ledwością udaje się żonie namówić go aby z Berlina, zamiast do domu, udali się nad morze. Po raz pierwszy od lat. I prawie się udaje. Tyle, że o poranku Rudi nie może obudzić żony. Trudi odeszła we śnie.. Rozmowa z przyjaciółką córki uświadamia mężczyźnie, że nie znał swojej żony. I że ona poświęciła swoje pasje i marzenia, aby żyć u jego boku i wspierać rodzinę. Rozpaczy po jej stracie towarzyszy więc ogromne poczucie winy. Teraz to on chciałby zrobić coś dla niej. I jakby nie dopuszczając do świadomości myśli, że jest już za późno, Rudi wyrusza w podróż do Japonii…