W przydrożnym lesie w pobliżu przystanku autobusu kursującego na trasie Newark-Nowy Jork-Albany zamordowano Helen Kimmel, żonę antykwariusza z Newark. Mordercą jest jej mąż, ale miejscowa policja nie wykryła sprawcy. Kilka miesięcy później w podobnych okolicznościach ginie żona nowojorskiego prawnika, Waltera Stackhouse’a. Sprawą zajmuje się pewien uparty porucznik policji, który postanawia za wszelką cenę znaleźć winnego. Uderza go podobieństwo obu zbrodni i rusza tym tropem. Czy jednak ów trop jest prawdziwy?
Dlaczego uważamy, że prawda zawsze jest prosta i jasna, skoro często działamy pod wpływem impulsu i nie umiemy później wyjaśnić motywów swojego postępowania?
Powieść Patricii Highsmith to niezwykle precyzyjna analiza psychologiczna ludzkich zachowań. Tym razem pisarka zestawia dwa typy osobowości, dwóch mężczyzn, których bardzo dużo dzieli, ale jedno łączy. I to jedno zmieni bieg ich życia…
Nota o autorze:
Patricia Highsmith (1921–1995), amerykańska pisarka, urodzona w Teksasie. W latach 60. opuściła Stany Zjednoczone, mieszkała we Francji i Szwajcarii (zmarła w Locarno na leukemię). Jej debiutancka powieść, Nieznajomi z pociągu (1950), została sfilmowana rok później przez Alfreda Hitchcocka. W 1953 opublikowała The Price of Salt (wyd. polskie: Carol, 1994), w której otwarcie podjęła temat miłości między kobietami. Rozgłos przyniósł jej cykl pięciu kryminałów, których bohaterem jest Tom Ripley. Pierwsza książka z tej serii nosiła tytuł Utalentowany pan Ripley (1955). Opowieści o Ripleyu stały się kanwą kilku adaptacji filmowych, jedną z najlepszych jest Utalentowany pan Ripley Anthony’ego Minghelli, z Mattem Damonem w roli głównej.
Patricia Highsmith napisała ponad dwadzieścia kryminałów psychologicznych, jej pełne czarnego humoru opowiadania zostały zebrane w kilku tomach, jeden z tekstów poświęciła analizie suspensu w prozie (Plotting and Writting Suspense Fiction, 1966), wraz z Doris Sanders wydała książkę dla dzieci (Miranda the Panda on the Veranda, 1958). Jest cenioną autorką mistrzowskich powieści, w których zgłębiła tajniki mechanizmu morderstwa, zajmująco opisując uniwersalne tematy dotyczące życia i śmierci. W roku 2003 powstała biografia Patricii Highsmith Beautiful Shadow autorstwa Andrew Wilsona, nieoceniony portret pisarki i jednocześnie dzieło wyjaśniające niektóre tajemnice życia Highsmith zmagającej się z alkoholizmem, mizogynią i innymi problemami.
Fragment książki:
Kiedy Walter czekał w samochodzie, zaczęło padać.
Podniósł wzrok znad gazety i zabrał rękę z okna. Rękaw niebieskiej marynarki był upstrzony ciemnymi plamkami letniego deszczu.
Po dachu zabębniły wielkie krople, w chwilę potem na mokrym, lśniącym asfalcie krętej uliczki wykwitła rozmazana plama czerwonego neonu nad drzwiami drogerii przy następnej
przecznicy. Zapadał zmierzch i deszcz pogrążył miasteczko w jeszcze głębszym mroku. Schludne, zadbane domki nagle wybielały, a niskie, białe płoty wokół przydomowych ogródków wyglądały teraz jak skrawki materiału z próbkami haftu.
Ideał, pomyślał. Absolutny ideał. Miasteczko, gdzie można ożenić się z miłą, zdrową dziewczyną, zamieszkać z nią w białym domku, chodzić w niedzielę na ryby i wychowywać synów, żeby w przyszłości robili to samo.
„Obrzydlistwo” — powiedziała po południu Clara, wskazując miniaturowy kołowrotek przy kominku w gospodzie. Uznała, że Waldo Point jest miejscowością turystyczną. Tymczasem on wybrał je po długim namyśle, ponieważ było najmniej turystyczne ze wszystkich miasteczek na Cape Cod. Dobrze pamiętał, że świetnie bawiła się w Provincetown, bynajmniej nie narzekała, że roi się tam od turystów. Ale byli wtedy niecały rok po ślubie, a teraz od ślubu mijał rok czwarty. Właściciel gospody powiedział mu poprzedniego dnia, że jego dziadek zrobił ten kołowrotek dla swoich córeczek, żeby od maleńkości uczyły się prząść wełnę. Gdyby Clara umiała chociaż na chwilę wczuć się w...
Przecież to taki drobiazg, pomyślał. Jak zawsze. Bo zawsze kłócili się o drobiazgi. Ot, choćby poprzedniego dnia: pokłócili się o to, czy po dwóch latach małżeństwa mąż i żona zawsze czują się zmęczeni sobą fizycznie. On tak nie uwa żał. Dowodem na to by ła ona, Clara, chociaż podczas rozmowy używała argumentów tak cynicznych i nieprzyjemnych, jakby rzeczywiście było to nieuchronne. Prędzej język by sobie odgryzł, niż powiedział jej, że pociąga go fizycznie jeszcze bardziej niż przedtem. Bo czy o tym nie wiedziała? Bo czy nie chciała go tylko zirytować? Chciała, taki postawiła sobie cel.
Poprawił się w fotelu, przeczesał ręką włosy, podniósł gazetę i spróbował się odprężyć. Boże, pomyślał, przecież to ma być urlop.
Szybko przebiegł wzrokiem artykuł o wojskach amerykańskich we Francji, o warunkach, w jakich tam stacjonowały, ale wciąż myślał o Clarze. Wspominał środowy poranek, kiedy to po wczesnej przejażdżce kutrem rybackim z Manuelem (przynaj mniej to się jej podobało, bo uznała, że wyprawa była bardzo kształcąca) wrócili do domu na krótką drzemkę. Była wtedy w rzadkim, jakże cudownym nastro ju. Śmiali się z czegoś, a potem przytuliła się do nie go, objęła go mocno za szy ję i...
We środę rano, niedalej jak przed trzema dniami — ale już we czwartek znowu miała jadowity głos, znowu powróciła do starej zasady karania go za łaskawie udzielone względy.
Dziesięć po ósmej. Odwrócił głowę i popatrzył przez okno na wejście do gospody. Jeszcze jej nie było. Spojrzał na gazetę i przeczytał tytuł: ZABÓJSTWO POD TARRYTOWN. Jakaś kobieta. Morderca brutalnie pobił ją i zadźgał nożem, lecz jej nie obrabował. Policja nie wpadła jeszcze na żaden trop. Kobieta jechała z Newark do Albany. Wysiadła na postoju i już
nie wróciła do autobusu.
Zastanawiał się przez chwilę, czy nie mógłby wykorzystać tego w eseju, czy mordercy nie łączyło z ofiarą coś tajemniczego, jakiś niezwykły układ. Przypomniało mu się, że czytał kiedyś o morderstwie pozornie bez motywu, choć motyw oczywiście istniał, tyle że odkryto go znacznie później: była nim skrzywiona przyjaźń między mordercą i ofiarą, dokładnie taka jak przyjaźń między Chadem Overtonem i Mikiem Duveenem. Posłużył się tą historią do wyeksponowania potencjalnie niebezpiecznych elementów w tym, co ich łączyło. Wyrwał z gazety wzmiankę o zabójstwie pod Tarrytown i schował ją do kieszeni. Warto było potrzymać ją przez kilka dni choćby po to, żeby sprawdzić, czy policja wpadnie na trop mordercy.
Eseje pisał od dwóch lat, dla rozrywki i zabicia czasu. Miało ich być jeden ście pod ogólnym tytułem Niegodne przy jaźnie. Jak dotąd napisał tylko jeden, o Chadzie i Mike’u, ale miał już plan kilku kolejnych — wszystkie powstały na podstawie obserwacji znajomych i przyjaciół. Jego tezą było to, że większość ludzi utrzymuje co najmniej jeden przyjacielski związek z osobą gorszą od siebie, a to dlatego, że osoba ta jest odzwierciedleniem lub uzupełnieniem cech, których nam brakuje. Na przykład Chad i Mike: obydwaj mieli zamożnych rodziców, którzy psuli ich i rozpieszczali, jednak Chad wybrał ciężką pracę, podczas gdy Mike pozostał playboyem i beztroskim hulaką, chociaż kiedy rodzice przestali dawać mu pieniądze, nie bardzo miał za co hulać. Był pijakiem i obibokiem, bez najmniejszych skrupułów wykorzystywał przyjaciół i pozostał mu tylko Chad. Bo Chad, który myślał pewnie, że mogło to przytrafić się i jemu, wspomagał go datkami i od czasu do czasu przyjmował pod swój dach. Jako przyjaciel Mike był niewiele wart. Walter nie zamierzał wydawać książki. Pisał eseje dla przyjemności i nie zależało mu na ich ukończeniu.
Usiadł wygodniej i zamknął oczy. Myślał o posiadłości w Oyster Bay, którą Clara próbowała sprzedać za pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Miała dwóch chętnych, więc odmówił w duchu krótką modlitwę, żeby jeden z nich kupił ją wreszcie dla dobra Clary i jego samego. Poprzedniego dnia przesiedziała prawie całe popołudnie nad planami domu i należących do posiadłości terenów. Mówiła, że szykuje się do przyszłotygodniowego ataku. Wiedział, że przypuści na klientów dziką szarżę. To zdumiewające, że ich nie przerażała, że w ogóle od niej kupowali. Ale kupowali. Ci z Knightsbridge Brokerage uważali ją za pierwszorzędną agentkę.
Gdyby tylko mogła się przy nim choć trochę odprężyć. Gdyby tylko mógł zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa — tak kiedyś my ślał. Ale czy jej te go nie za pewnił? Czy nie dał jej miłości i czułości, nie wspominając już o pieniądzach? Wszystko na nic.