Szykuje się teatralny hit. Po 32 latach na deski teatru powraca sztuka wielka w każdym sensie. Reżysersko, aktorsko, kostiumowo i scenograficznie. Być może nie będzie już przesłania o wolności w komunistycznym kraju, jednak nawet we współczesnej adaptacji widz odczyta to co najważniejsze – potrzebę wyzwolenia w świecie tłamszonym przez restrykcyjne zasady.
Kiedy w 1977 w kasach Teatru Powszechnego tłumy ustawiały się po bilety na Lot nad Kukułczym Gniazdem mnie nie było jeszcze na świecie. Ominęła mnie skandująca hasła wolnościowe widownia, która pełnym sercem angażowała się w sztukę. Wtedy odczytywana ona była jako manifest wolności w zniewolonym kraju a widzowie szukali w niej ukojenia i nadziei na lepsze jutro. To był hit na miarę dziesięciolecia.
Po 32 latach Teatr Powszechny zdecydował się powrócić do książki Kesey’a. Odgrzewanie tekstu już w kapitalizmie na pewno musiało mieć inne podejście jak i inny odbiór przez widzów. To nie mogła być ta sama sztuka, chociaż ta nowa niewątpliwie wywiera wrażenie. Wrażenie nie do zapomnienia.
Aktorsko to sztuka piorunująca. Aleksandra Bożek w roli siostry Ratched jest dokładnie taka jak być powinna: zimna, niedostępna i przerażająca. Młodziutka aktorka dopiero stawia pierwsze kroki na wielkiej scenie popularności, być może nie zapamiętamy jej z maleńkich rólek w serialach, na scenie teatru przyciągnie uwagę widza bez końca. W Locie niejednokrotnie sama chciałam wstać ze swojego miejsca i iść ją udusić.
Świetny jest też Tomasz Sapryk w roli McMurphego. Wspaniały w każdym calu jest, „wypożyczony” z Teatru Narodowego Waldemar Kownacki, on sam warty jest pójścia do teatru, nawet jeśli tylko stałby na scenie. Wymieniać można długo, bo też każdy aktor zasługuje w tym tekście na co najmniej wzmiankę. Za talent. Za realizm. Za poczucie przebywania w samym środku oddziału szpitalnego.
Być może to zasługa samego tekstu, wielokrotnie już przecież nagradzanego. Nie byłby on jednak nawet w połowie tak oddziałujący na widza, gdyby właśnie nie aktorzy i sam reżyser. Prowadzony sprawną ręką Jana Buchwalda, zespół tworzy opowieść ponadczasową, z przesłaniem potrzeby wyzwolenia się z ograniczających nam zasad. Oglądając Lot nad Kukułczym Gniazdem będziemy się śmiać się i płakać, patrzeć z zadumą i rozmyślać nad własnym życiem. Będzie z tego kilka poważnych wniosków, będą refleksje i nadzieja na lepsze jutro. W końcu każdy z nas jest po troszeczku McMurphym. Albo wielkim i wolnym Wodzem.
Marta Czabała