Gdyby istniały mroczniejsze królestwa nocy, na pewno by je znalazł. Był samiuteńki jak palec. Chłopi, schodzący się na wypitkę do Kirby’ego, widywali go wieczorami, jak siedział przycupnięty przy drodze, ze strzelbą w dłoni, jakby nie mógł się jej pozbyć. Schudł, zgorzkniał. Czasem powiadali, że oszalał. Spieprzaj stąd lepiej, skurwysynu jeden. Kiedy ogień już buzował, Ballard poszedł z latarką w drugi koniec pieczary i zniknął w wąskim przejściu.