Kant, Królewiec i Krytyka...

22 kwietnia w sobotę o godzinie piątej nad ranem Roku Pańskiego 1724 przyszedł na świat mój syn, ochrzczony dzień później imieniem Emanuel – zapisała w domowej księdze pamiątkowej Anna Regina Reuter, córka żona siodlarza z Królewca. Wiele lat później, gdy rzeczony syn rozpoczął naukę języka hebrajskiego, zmienił nadane na chrzcie imię na poprawniejszą jego zdaniem formę: Immanuel, precyzyjniej oddającą etymologiczny sens „Bóg z nami”. W międzyczasie zmieniała się pisownia rodowego nazwiska na Cant czy Kandt. On jednak pozostał wierny pierwotnej wersji: Kant.

Przez długie lata Immanuel Kant był prywatnym nauczycielem. Podobno z sympatii dla płci niewieściej. I choć tak zwykł był mawiać, do końca życia pozostał wierny stanowi kawalerskiemu i filozofii. Prywatne lekcje stanowiły przede wszystkim poważne wzmocnienie mocno ograniczonego budżetu młodego magistra. Uniwersytecka kariera Kanta była efektem żmudnej, z niemiecka systematycznej pracy. Katedrę profesorską otrzymał dopiero 15 lat po habilitacji. Żył skromnie, podobno latami chodził  w jednym wyszarzałym  surducie. Czasem grywał w karty i bilard; były to bodaj jedyne nieliczne jego słabości. Sam niezamożny, nie skąpił datków na szpital dla ubogich. Był członkiem kilkudziesięciu zagranicznych towarzystw naukowych. Ze swych wykładów słynął nie tylko w Prusach, ale i na całym oświeconym kontynencie. Ze wszystkich zakątków Europy przybywali doń studenci. W czasie wojny siedmioletniej wśród jego słuchaczy znaleźli się nawet… rosyjscy oficerowie. Żydzi, którym pomagał w egzegezie trudniejszych fragmentów Talmudu, w dowód wdzięczności wybili medal na jego cześć. Był znakomitym pedagogiem, hołubionym przez swoich podopiecznych. Zwyczajem profesorów królewieckiego uniwersytetu wygłaszał wykłady niekiedy u siebie w domu. Bywało, że przychodziło na nie 300 słuchaczy! Wiódł życie bardzo uregulowane, uświęcone niezmiennym codziennym rytuałem pracy, odpoczynku, spotkań z studentami i uczonymi, a każda z tych czynności była sztywno przypisana konkretnym godzinom. Rygor czasowy, z jakim organizował swoje życie oraz punktualność Kanta stanowiły wzór dla mieszkańców Królewca. Ponoć regulowali zegarki wedle jego codziennych spacerów. I tylko dwa razy ich zegarki wskazały czas z opóźnieniem. Pierwszym razem, gdy filozof pogrążył się tak w lekturze Emila Jana Jacquesa Rousseau, że zapomniał o wszystkim. Innym razem, kiedy pewien przyjaciel zaproponował mu w czasie przechadzki przejażdżkę powozem i zakłócił rytuał samotnej wędrówki. Bo spacery odbywał Kant regularnie i z nich słynny był w całym świecie.
I mimo swej niespożytej ruchliwości – jak mówi plotka – podczas swego długiego życia Kant nigdy nie ujrzał morza…

Rozkład dnia Immanuela Kanta:

5.00 – pobudka

dwugodzinne przygotowanie do wykładów (obdarzony fenomenalną pamięcią nigdy nie pisał notatek! – jakaż prefiguracja Derridiańskiego Sokratesa!)

do 10.00 - wykłady

10.00 – 13.00 – lektury i praca nad pismami filozoficznymi

13.00-15.30 – obiad, zazwyczaj w gronie przyjaciół

15.30 – spacer (trasy: ul. Lipowa – ul. Knipawska – Grobla Filozofów; ul. Łąki Grzechotników – komora celna przy Holenderskim Drzewie)

powrót do domu i praca

22.00 - spoczynek

Królewiec

Duże miasto, centrum Królestwa [Pruskiego], w którym znajdują się kolegia krajowe, które ma uniwersytet prowadzący do kultury i nauki, które ukierunkowane jest na handel zamorski, miasto, które dzięki rzekom płynącym z wnętrza kraju oraz z przygranicznych i odległych ziem sprzyja wymianie towarów, tym właśnie miastem jest Królewiec nad Pregołą; może ono służyć za właściwe miejsce do poszerzania wiedzy o ludziach i świecie, i to bez konieczności podróżowania.

Immanuel Kant o Królewcu

Położone nad Pregołą u ujścia tej rzeki do Morza Bałtyckiego, założone w XIII wieku przez Krzyżaków, rodzinne miasto Immanuela Kanta (a także znanego romantyka, E.T.A. Hoffmana) należało w II połowie XVIII wieku do najbardziej znaczących miast pruskich.  W czasach Immanuela Kanta Królewiec liczył 40 tys. mieszkańców – dla porównania ówczesny Berlin zamieszkiwało ok. 20 tys. ludzi. Była to wielonarodowa mieszanka kultur i języków – Polacy, Rosjanie, przedstawiciele krajów nadbałtyckich, angielscy kupcy dzielili tu swój dom z potomkami dawnych uciekinierów z Europy Zachodniej: holenderskich menonitów oraz francuskich hugenotów. Dodać do tego należy całkiem liczną diasporę żydowską. W 1788 miasto miało ponad 4400 domów, 300 ulic i placów, 590 spichlerzy, 100 stajni, 39 młynów, 23 kościoły, 7 szkół, 6 placów targowych, 3 drukarnie 2 ratusze i 2 księgarnie oraz jeden uniwersytet – Albertinum z prawie półtysięczną społecznością studencką. Międzynarodowy rozgłos uczelnia ta zyskała dzięki filozoficznej działalności Immanuela Kanta. Tu biło serce oświeceniowej filozofii – serce poddane rygorom rozumu… Kres racjonalnemu dyktatowi położyła dopiero zima 1804 r., zima stulecia, niezwykle mroźna i surowa dla mieszkańców Królewca, ostatnia zima Immanuela Kanta…  

Krytyka zbrodniczego rozumu

Zimą 1804 r. Królewiec w niczym nie przypomina dawnej intelektualnej stolicy oświeceniowej Europy. Światła gasną, nadchodzi mroczny romantyzm rozemocjonowany śmiercią, złem, ciemną stroną ludzkiej psychiki. Po skutych lodem ulicach pruskiego miasta snują się żołnierze, prostytutki, złodzieje i inne typy spod ciemnej gwiazdy. Wieczorami w portowych tawernach przy szklance ciepłego grogu spotykają się podejrzani ludzie... Ściszonym głosem rozmawiają po francusku. Niechybnie szpiedzy, bo u granic państwa tli się zarzewie wojny: Napoleon ad portas!  A wewnątrz miasta kryminalny koszmar - cień zbrodniarza w zaułkach ulic i trupy znajdywane w dziwacznej pozycji, na klęczkach... Dlaczego seryjny morderca tak konsekwentnie używa religijnego kodu? Za jakie grzechy zdaje się karać swoje ofiary? I kim jest? Psychopatą? Francuskim agentem? A może - w co wierzą podatni na przesądy i plotki mieszkańcy - to szatan? Immanuel Kant, który w zaciszu swego gabinetu pisze właśnie opus magnum swego życia - rozprawę o filozofii zbrodni, rekomenduje pruskiemu królowi dwóch ludzi zdolnych rozwiązać kryminalną zagadkę: młodego prokuratora i ... nekromantę, ucznia mistyka Swedenborga...

Michael Gregorio, Krytyka zbrodniczego rozumu, przekład z języka angielskiego: Ewa Rudolf, WL 23 lutego 2007


Komentarze
Polityka Prywatności