Pisarstwo Henry’ego Millera od początku wywoływało liczne spory i kontrowersje. Przez jednych uważany był za wielkiego moralistę, przez innych za cynika, anarchistę i gorszyciela – do tego stopnia, że przez kilka dziesięcioleci jego książki były zakazane w Stanach Zjednoczonych. Dziś dla nikogo już nie ulega wątpliwości, że jest on jednym z najwybitniejszych pisarzy amerykańskich XX wieku.
Te krótkie szkice nie są konwencjonalną biografią pisarza ani też studium krytycznym na temat jego twórczości, lecz swego rodzaju rozmową między przyjaciółmi.
Autor był bowiem przyjacielem Henry’ego Millera od 1946 roku aż do jego śmierci w 1980, i włączył do książki swoją z nim korespondencję. Listy te w sposób niezwykły przybliżają czytelnikowi zarówno postać znakomitego pisarza, jak i jego dzieło. Pomagają zrozumieć proces twórczy, wskazują jego inspiracje. Stanowią zarazem cenne uzupełnienie korespondencji pomiędzy Henry’m Millerem i Lawrencem Durrellem w latach 1935-1980 (wyd. Noir sur Blanc 2001).
Nota o autorze:
Frédéric Jacques Temple jest pisarzem i tłumaczem. Jedna z jego powieści, Le Chant des limules (2003), została wyróżniona nagrodą Printemps de la Société des Gens de Lettres. W 1989 r. opublikował pierwszy zbiór swoich poezji (z lat 1945-1985), za który otrzymał w roku 1990 nagrodę Valery Larbaud.
Dokonał także licznych przekładów dzieł takich pisarzy, jak: D.H.Lawrence, Thomas Hardy, Tennessee Williams, Lawrence Durrell, Haniel Long, Neal Cassady — i oczywiście Henry Miller.
Fragment książki:
Przejdźmy teraz do Pańskich pytań odnoszących się do mojej młodości. Przede wszystkim chciałbym wiedzieć, dla kogo pisze Pan tę książkę. Czy próbuje Pan zrobić coś w stylu niemieckiej książki Schmielego1? Mój drogi Jacąues, czeka Pana ogromna praca. Nie znam żadnej żyjącej osoby, która byłaby zdolna udzielić wszystkich informacji na mój temat, potrzebnych do porządnej biografii. Moje własne wspomnienia z przeszłości blakną z roku na rok. To znaczy, nie przypominam sobie wszystkiego we właściwym porządku chronologicznym. Ale mogę wytłumaczyć swoje działania, owszem. Tego jestem pewien. Poszedł Pan błędną drogą, co zaraz udowodnię.
Tak, moje dzieciństwo - od pięciu do piętnastu lat - było szczęśliwe. Bunt wybuchł w wieku młodzieńczym, najpierw był to zwykły Weltschmerz; potem odkryłem, że moi rodzice są ograniczeni i zupełnie mnie nie rozumieją; w końcu pierwsza miłość (do Cory Seward), która zaczęła się, kiedy byłem jeszcze w liceum, i trwała jakieś pięć, sześć czy siedem lat. Do tego trzeba dorzucić nieszczęsną historię z wdową Pauliną Chouteau (zwaną także Wilson), która trwała pięć czy sześć lat. To znaczy w trakcie mojej szalonej miłości do Cory i mojego pierwszego małżeństwa. Do Kalifornii wyjechałem dopiero, mając dwadzieścia jeden lat - w 1913 roku, dla ścisłości. Stwierdzenie, że mój bunt zaawocował Zwrotnikami, nie całkiem jest dokładne. Zwrotnik Raka zacząłem dopiero w 1931 roku w Paryżu. Miałem wtedy trzydzieści dziewięć łat. Lecz moja kariera zaczęła się w 1924 roku, kiedy opuściłem biura Western Union Telegraph Co. Było to siedem łat zupełnej nędzy (ale i najwyższego szczęścia). Dno pod względem finansowym i małżeńskim, jednakże złagodzone namiętnością do Mony (June). Okres pomiędzy moim osiemnastym rokiem życia a wyjazdem do Paryża liczy się za wiele ludzkich żywotów. Moje książki, Koziorożec i Różoukrzyżowanie, nie opowiadają wszystkiego.
Zawsze, w pewnym sensie, prowadziłem podwójne życie. Jedno bardzo fizyczne (szczególnie seksualne), a drugie metafizyczne lub duchowe. Byłem fanatykiem i idealistą w stosunku do świata, polityki i spraw społecznych. Gdybym miał inny horoskop, mógłbym stać się Hitlerem lub Mussolinim. (Ten aspekt jest ciągle we mnie obecny, choć ujarzmiony). Powiedziałbym, że bardzo wcześnie zrozumiałem, że nie ma nadziei dla świata ani zbawienia dla człowieka (z wyjątkiem rzadkich pojedynczych przypadków, takich jak Budda, Jezus, Mahomet, Milarepa, Ramakriszna, Vivekananda itd.). Poza tym nie potrafiłem zarabiać na życie w jakikolwiek sposób. Nie miałem też żadnych ambicji. Moim jedynym celem było zostać pisarzem, ale nie byłem pewien swoich zdolności w tej dziedzinie, dopóki nie wyjechałem do Paryża i nie napisałem Raka. Zresztą w Ameryce byłem jak ryba na piasku. Czułem się po prostu obco - i do dziś tak jest. Wcześnie utraciłem najbliższych przyjaciół; chcę powiedzieć, że się ich pozbyłem. Nigdy nie miałem nikogo, na kim mógłbym się oprzeć, kto by mi doradził czy mną pokierował. Wspominam w moich książkach o dwóch osobach, które wywarły na mnie wielki wpływ, choć znałem je bardzo krótko. Byli to ewangelista Benjamin Fay Mills i teozof Robert Hamilton Challacombe. Cytuję jeszcze innych w rozdziale pod tytułem Wpływy. To szczera prawda - w realnym życiu nie było nikogo, a tylko w literaturze i w filozofii, jeśli tak można powiedzieć. (Hindusi na mnie oddziaływali, podobnie jak i Lao-Cy, który wciąż pozostaje dla mnie „największy”, niczym Cassius Clay).
1 Walter Schmiele, Henry Miller, Rowohlt Yerlag, Hamburg 1961.