Stan Wojenny widziany oczami Jacka Dukaja. Pełen przygód, gier językowych i baśniowej fantasmagorii powrót do dzieciństwa pokolenia, które dzieciństwa nie miało. Dla dzieci Stanu Wojennego i dla dzieci, które Stanu Wojennego nie mogą pamiętać - bajka magiczna o nocy grudniowej, gdy małemu Adasiowi Wroniec porwał z domu rodzinę.
Jak Alicja wędrowała przez Krainę Czarów, tak powędrujemy z Adasiem przez miasto czarnego snu PRL-u, między fantastycznymi figurami Szpiclów, Milicjantów, Opozycjonistów, Czołgów i ZOMO.
Książka barwnie ilustrowana przez Jakuba Jabłońskiego, autora opracowania graficznego "Kinematografu" i "Hardkoru 44" Tomka Bagińskiego.
Zapraszam do lektury wywiadu z Jackiem Dukajem:
AZ: W listopadzie, przed rocznicą wprowadzenia Stanu Wojennego ukaże się twoja nowa powieść Wroniec; jak sam o niej mówisz - bajka magiczna. Przy każdej następnej książce zaskakujesz całkiem nowymi światami i obszarami które eksplorujesz. W jakie rejony porwiesz tym razem czytelnika i jak doszło do wyboru kierunku wycieczki?
Przy okazji opowiadań do "Króla Bólu" (nadal składam ten zbiór, "Lód" też z niego wyskoczył) ćwiczyłem rozmaite stylistyki i chwyty narracyjne, możliwie różne od tych, jakich używałem do tej pory, i między innymi próbowałem formuły oszczędnej, prostej opowieści dziecięcej, takiego "snu kolorowych archetypów". Ona akurat wydała mi się nośna, forma zagrała mi z treścią, tzn. z dzieciństwem w stanie wojennym. Spodobało mi się to na tyle, by skupić się tylko na "Wrońcu", zwłaszcza że jedyną możliwą datą premiery jest dla niego rocznica wprowadzenia stanu wojennego, więc trzeba było od razu dać całą naprzód, żeby zmieścić się w terminach.
A stan wojenny był wtórny wobec samej formuły bajki - najpierw napisałem "Dawno, dawno temu...", a potem pomyślałem, co właściwie jest dla dzisiejszego kilkulatka takim straszno-bajkowym światem z przeszłości, której nie potrafi sobie wyobrazić bezpośrednio, a który nie został jeszcze w literaturze opisany. Bo ostatecznie decydowało oczywiście kryterium oryginalności.
AZ: Słyniesz z tworzenia oryginalnych systemów językowych i pojęciowych do światów twoich książek. Czy we Wrońcu także przewidziałeś miejsce na takie słowne zabawy?
Z jednej strony tekst jest wyjątkowo prosto podany, próg przyswajalności ustawiony jak dla kilkulatka. Z drugiej - podstawowy klucz ubajkowienia świata "Wrońca" to dziecięce wyobrażenia tworzone wokół specyficznych słów, nazw, wyrażeń. Kiedy dziecko dopiero uczy się języka, znaczenia słów rzadko powstają w nim przez ścisłe definicje lub wskazania na przedmiot - częściej są to wpierw takie chmury różnych dziwnych skojarzeń, "aury" towarzyszące wypowiadaniu tych słów, konteksty chwili. Adaś w ten sposób dorysowuje sobie w głowie realia stanu wojennego: z urywków z telewizora, z podsłuchanych nocnych rozmów dorosłych, z atmosfery tamtych dni.
Siłą rzeczy ustawiło to "Wrońca" w tradycji bardziej literackich bajek anglosaskich, jak "Alicja" Lewisa Carrolla. Jednak równie mocną, a może mocniejszą dominantą jest tu obraz - starałem się prowadzić opowieść od jednego do drugiego archetypicznego ujęcia, wyświetlając freski z pokoleniowej mitologii. Wszyscy nosimy w głowach te ikony, tylko dotąd z jakiegoś powodu nie zostały one wykorzystane w sztuce.
AZ: Książka będzie bogato ilustrowana jak na porządną bajkę przystało. Może zdradzisz kilka szczegółowi dotyczących twojej współpracy z autorem rysunków - Jakubem Jabłońskim.
Nie znoszę ilustracji w książkach, uważam, że podobna dosłowność zabija własne wyobrażenia czytelnika. Ale, jak zawsze, najważniejsza jest zasada totalnej imersji: więc skoro tym razem bajka, to istotnie musi być bajkowa we wszystkim, czyli także w formie (języku, tempie narracji, objętości, estetyce wydania, typografii itd.). Stąd ilustracje.
Zwróciłem się do Tomka Bagińskiego, ten wskazał człowieka najlepszego do podobnego zadania - Kuba się sprawdził przy "Kinematografie", teraz robi też koncepcję estetyczną "Hardkoru 44".
Końcowy efekt to oczywiście będzie kompromis. Pierwotnie miałem taką ideę, żeby dla "Wrońca" także w grafice wymyślić od zera estetykę "bajkowego stanu wojennego", "bajkowego PRL-u". Nie mamy jeszcze niczego takiego. Kuba poszedł trochę inną drogą - stylizacji bardziej specyficznej, czysto "wrońcowej". Zazwyczaj jest tak z uzdolnionymi adaptatorami, że im silniejsza ich wizja własna, tym bardziej odchodzi od wyobrażeń autora oryginału. Ale jeśli rzecz chwyci, to może dzięki temu "zawrońcować" następnym pokoleniom całe wyobrażenie/pamięć stanu wojennego. Tak samo dorośli nie pamiętają dzisiaj PRL-u jako takiego, ale już raczej Barejową PRL-u karykaturę. Dlaczego? Widać deformacja artystyczna jest jednak prawdziwsza od dokumentalnej fotografii.
Rozmawiała Anna Zemanek