LIMITS OF CONTROL

Można zaryzykować twierdzenie, że muzyka u Jarmuscha jest równorzędnym bohaterem jego filmów, a muzycy wielokrotnie byli jego aktorami. Ścieżki dźwiękowe filmów Jarmuscha, wyróżniały się od zawsze, a muzycy często odgrywali kluczową rolę. Od Toma Waitsa i Iggy'ego Popa przez Johna Lurie po genialnego Neila Younga; w najnowszym filmie zatytułowanym THE LIMITS OF CONTROL, Jarmusch prezentuje japońską formację Boris.

Główny bohater (Isaach de Bankole), by dokonać nikczemnego zadania podróżuje przez Hiszpanię. W tej podróży towarzyszy mu pulsująca, bogata w dźwięki płynące z elektrycznych gitar, muzyka japońskiego zespołu Boris, wywołująca potrzebę eksploracji, w obu sferach wewnętrznej i zewnętrznej. Oprócz tej psychodelicznej formacji i dźwięków eksperymentalnych gitar na granicy ambient i dorne doom, Jarmusch wprowadził innych artystów, których utwory stanowią swoiste wydarzenia. Mamy tu muzykę klasyczną, tradycyjne flamenco jak też przepiękną, przesyconą bólem pieśń peteneras, wywodzącą się z tradycji śpiewów synagogalnych.

Pozwolę sobie jeszcze przypomnieć, że Jarmusch ma za sobą muzyczną przeszłość; we wczesnych latach 80-tych współtworzył nowofalowy, awangardowy zespół The Del-Byzanteens. Sam twierdzi, że wtedy wystarczyło po prostu chcieć grać.

LIMITS OF CONTROL w kinach od 29 stycznia.


Komentarze
Polityka Prywatności