Codzienność niegdysiejszej Warszawy

Kontynuacja Podróży bliższych i dalszych, czyli uroku komunikacyjnych staroci, Intymnego życia niegdysiejszej Warszawy i Szemranego towarzystwa niegdysiejszej Warszawy. Dopełnienie obrazu stolicy, w której jak mogłoby się wydawać przeciętny mieszkaniec wiódł spokojne i dostatnie życie, a tymczasem... No właśnie, jak wyglądała codzienność warszawiaka, gdy przeciętna długość życia wynosiła 33 lata, studnie i ustępy zdobiły każde podwórze, rynsztokami płynęły ścieki, a na letnisko jeździło się do Anina albo Czerniakowa.

To opowieść o prozaicznych sprawach, jak ceny w sklepach, warunki pracy i mieszkania, ale też o ludziach, którzy poświęcali się społecznikostwu, kochali swoje miasto, a dziś są w większości prawie zapomniani. Całość zamyka satyryczny obraz Warszawy widzianej oczami rysownika Franciszka Kostrzewskiego.

O cyklu

(...) zachęcony przez niezwykle mi życzliwego prezesa (...) Wydawnictwa (...),

 wydałem Podróże bliższe i dalsze, czyli urok komunikacyjnych staroci. Pod tym niezbyt fortunnym tytułem kryły się po prostu dzieje komunikacji miejskiej w Warszawie.

         Książka ta została bardzo ciepło przyjęta przez Czytelników, dlatego też napisałem Intymne życie niegdysiejszej Warszawy (...). Ta publikacja przyjęta została jeszcze cieplej i nawet nagrodzona jako książka miesiąca w maju 2008 roku. Rok później powstała nowa książka: Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy. Teraz oddaję Czytelnikom czwartą z kolei: Codzienność niegdysiejszej Warszawy, poświęconą sprawom bytowym, warunkom mieszkaniowym i innym powszednim problemom mieszkańców XIX-wiecznej Warszawy. (...)

Powstała (...) swoista tetralogia, cykl czterech książek o wspólnym temacie i bohaterze: Warszawie, stolicy, która przeszła dramatyczne dzieje. Pomijam tu skomplikowaną sytuację polityczną, koncentrując się na trudach codziennego, nędznego bytowania w mieście. (...) z Wstępu autora

O autorze

Stanisław Milewski (ur.1931). Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1954–1965, pracuje w administracji Instytutu Historii Kultury Materialnej PAN, współpracując w tym czasie z kilkoma czasopismami. Następnie przez ćwierć wieku pracował w „Gazecie Prawniczej” jako sekretarz redakcji i zastępca redaktora naczelnego. Specjalizował się w historii przestępczości i wymiaru sprawiedliwości, pisując też przez wiele lat reportaże i sprawozdania z głośnych procesów sądowych.

Fragmenty

W 1879 roku, gdy tylko prezydent Sokrates Starynkiewicz zapoznał się z projektem wodociągów i kanalizacji przedstawionym przez Lindleya — rozesłał go do warszawskich gazet, zachęcając do publicznej dyskusji nie tylko specjalistów, ale i zwykłych mieszkańców miasta; napisał nawet do niego wstęp (...).                          W istocie Starynkiewicz skomplikował sobie życie. Rozpętał  bowiem dyskusję,   w której ostro ścierały się interesy rozmaitych koterii i środowisk. (...) Wszyscy rzekomo troszczyli się o to, by kanalizację i wodociągi przeprowadzić jak najmniejszym kosztem, a w rzeczywistości — by z tych kwot uszczknąć jak najwięcej dla siebie i „swoich”. (...)W takim zamęcie krzyżujących się interesów trzeba podkreślić wielką determinację Starynkiewicza, że potrafił przeforsować najnowocześniejszy projekt Lindleya, który stawiał Warszawę w rzędzie kilku innych, o wiele bogatszych, metropolii. Na taki luksus i ekspens nie zdobyła się nawet stolica Cesarstwa.

        Wodę z Wisły zamierzano czerpać nieopodal Czerniakowskiej. Sześć przewodów ssących o średnicy 36 cali zakończonych dziurkowanymi głowicami, czyli „smokami”, miało ją pobierać wprost z nurtu, a pompy parowe tłoczyć do Stacji Filtrów zlokalizowanej na Koszykach (...). Tu woda miała być czyszczona, a następnie rozprowadzana po mieście. Zakład na Czerniakowie i Filtry na Koszykach zostały uruchomione w połowie 1886 roku (...). W 1888 roku sieć kanalizacyjna liczyła już 27 kilometrów na 31 ulicach, z których stopniowo znikały głębokie rynsztoki, dotychczas pełne smrodliwych ścieków.

          Mieszkańcy Warszawy chwytali się każdej okazji, byleby tylko zarabiać na utrzymanie. Oczywiście z wyjątkiem „złotej młodzieży”, która żyła z ojcowskich na ogół funduszy. Kontyngens panów Letkiewiczów, jak ryczałtem określała prasa różnych obiboków, żyjących z hazardu, nierządu lub nie wiadomo z czego, zawsze był w mieście bardzo liczny. (...)

       Na posadę biurową raczej trudno było liczyć od czasu, gdy prawie na wszystkich urzędach osadzili się Rosjanie. Swoim płacili różnie: (...) prezes Warszawskiego Komitetu Cenzury zarabiał 5800 rubli rocznie, starszy cenzor — 2500, a młodszy — 1500 rubli, ale już (...) — naczelnik rewiru w policji dostawał tylko 350 rubli rocznej pensji. Mieli też dodatki za pracę poza Cesarstwem i oczywiście do tego jeszcze brali łapówki zależnie od „czynu”. (...)


Komentarze
Polityka Prywatności