W jaki sposób piecze się wykradzioną świnię? Jak smakuje owsianka Horacego – zupa, którą starożytny poeta leczył swą niestrawność? Jakie dania kryją poetyckie nazwy: Cytrynowe westchnienia i Los Persefony, i na czym polega żart w potrawie zwanej Małymi cielaczkami z Desulo? Co składa się na menu obowiązujące podczas Pasquetta – wielkanocnego pikniku w Apulii i jaka jest geneza pantagruelicznej panardy, wystawnej hulanki urządzanej przez abruzyjczyków?
W czyim modlitewniku przeszmuglowano do Włoch drogocenny szafran i gdzie wymyślono naleśniki, których autorstwo uzurpują sobie Francuzi?... Włoska kuchnia – słynna la cucina povera – zachwyca prostotą i imponuje pomysłowością kucharzy w kraju, w którym gotowaniem parają się dosłownie wszyscy, a przy tym jej historia pełna jest zaskakujących przypadków, anegdot, ciekawostek. Wraz z Marleną de Blasi przemierzamy osiem regionów południowych Włoch, próbując rozwiązać zagadkę przedziwnego związku między geografią a gastronomią. Zwiedzamy wielkie metropolie, prowincjonalne miasteczka, a także zakątki zupełnie nieznane turystom. Wędrujemy górskimi ścieżkami, w kierunku pasterskich ognisk, płyniemy na wyspy, w stronę pescheri, rybnych targów, pukamy do drzwi jej przyjaciół lub ludzi zupełnie przypadkowo napotkanych w tej wędrówce, by odsłonili nam tajemnice domowych posiłków. Nie omijamy też rozlicznych trattorii i osterii. Co rusz coś smakujemy, pogryzamy, popijamy. I nawet przysłowiowa zupa na gwoździu nas zachwyca.
Portrety ludzi są w tej książce prawdziwe. Dają świadectwo zdumiewającej życzliwości i prostocie mieszkańców południowych Włoch, najłagodniejszych ludzi na świecie. Zachęcani przez nich, uradowanych naszą ciekawością, i wiedzeni własnym zainteresowaniem, przemierzaliśmy, wraz Fernando, ścieżki wydeptywane zazwyczaj jedynie przez kozy i ich pasterzy i przedzierali się przez górskie przełęcze. Zapuszczaliśmy się do najodleglejszych wiosek, przechadzali po skąpanych w słońcu promenadach wielkich miast. Życzliwość tych ludzi skłoniła nas do odwiedzenia nawet najdalszych wysepek na Morzu Śródziemnym, leżących bliżej Afryki niż samych Włoch. Gdziekolwiek prosiliśmy o wino lub dziki seler naciowy, o lokalny przepis na caponatę, dynię w cukrze czy gelato z dzikim ryżem, o możliwość podpatrzenia, jak piecze się chleb w trzystuletniej forno, piekarni, a nawet o miejsce na statku harpunników łowiących tuńczyka, o nocleg na łóżku z materacem wypełnionym pierzem — nigdy nie spotkaliśmy się z odmową.
- Marlena de Blasi -