Belgijska melancholia
O co chodzi z tą Belgią? To kraj dobrze przecież znany; jego stolica, Bruksela, jest siedzibą unijnych instytucji. Wszyscy o tym wiedzą. Jeśli tak myślimy, ta książka na różne sposoby nas zaskoczy. Jest Królestwo Belgii, ale obywatelstwo belgijskie to tylko kwestia administracyjna. Mieszka tu dziesięć milionów ludzi, ale są oni Flamandami i Walonami.
We Flandrii mówi się po niderlandzku, w Walonii po francusku, w Brukseli dość powszechnie po angielsku, nie ma więc także belgijskiego języka. W Belgijskiej melancholii przemierzymy terytorium Belgii, a każde nowe miejsce przeniesie nas w czasie. Poprzez fakty, legendy, anegdoty poznamy historię obu skłóconych prowincji. Poznamy też ich współczesność - od pralinek i frytek, specjalnej roli rodziny po edukację i leczenie,
a także religię i politykę. A przy tym wszystkim gdzieś
na drugim planie będzie się przewijał wątek osobisty:
opowieść o realiach pracy zawodowego obserwatora
wydarzeń, który czasem spontanicznie staje się ich
uczestnikiem. Książkę wzbogacają zdjęcia ukazujące Belgię.