Dla kogo Złota Palma?

Dobiega końca tegoroczny, jak twierdzą obserwatorzy, wyjątkowo udany festiwal filmowy w Cannes. W ciągu kilkudziesięciu godzin dowiemy się, kto z wielkich twórców współczesnego kina, którzy zaprezentowali tu swoje najnowsze dzieła otrzyma jedne z najbardziej prestiżowych w filmowym świecie nagród.

Czy będzie to Nanni Moretti z owacyjnie przyjętym "Habemus papam - mamy papieża"? A może skandalista von Trier i jego "Melancholia", czy jednak po raz pierwszy otrzyma laury Almodóvar za swój zaskakujący obraz "Skóra, w której żyję"? Wszystkie te filmy wymieniane są w gronie faworytów do nagród. Wszystkie spotkały się z żywymi reakcjami krytyki. Poniżej prezentujemy wybór najciekawszych opinii dotyczących każdego z nich. 

Wciąż jestem pod wrażeniem "Habemus Papam - mamy papieża" i oczyszczającym wpływem tego dzieła.
To wielki film, może najważniejszy na tym festiwalu, jeden z tych, które wychodzą naprzeciw naszym obawom, intuicjom, przeczuciom. Złożony jest ze scen, które właściwie są gagami, a równocześnie niosą obrazoburcze sensy, jak u Buñuela. Tylko że sens filmu Morettiego, wykracza poza obrazoburczość. Jest w nim zawrotna odwaga i szczerość, przerastająca to wszystko, co dałoby się wypowiedzieć słowami, zamknąć w jakichś ideologicznych kategoriach. Może dlatego Moretti na konferencji prasowej był tak ogólnikowy, poprawny? Nie można przecież serio wygłaszać banałów na temat kondycji ludzkiej, ale obrazem można mówić rzeczy rewelacyjne. (...).

Ktoś powiedział o "Habemus Papam - mamy papieża": zostaje tylko miłość. To nie mało, jak na film uchodzący za obrazoburczy. Złota Palma?

Tadeusz Sobolewski, "Gazeta Wyborcza"

Lewicujący ateista Moretti zrobił film, którego włoscy publicyści katoliccy nie uznali za obraz antyklerykalny. Nawet Vittorio Messori, autor wywiadu z Janem Pawłem II i Josephem Ratzingerem, napisał że w "Habemus papam - mamy papieża" dostrzega "dobrotliwy" obraz Kościoła. (...).

"Habemus papam - mamy papieża" jest opowieścią o zwątpieniu. O tym, jak trudna jest w dzisiejszych czasach wiara. Ale i o uczciwości. (...).

Realizm miesza się z groteską, a komedia przechodzi w dramat. Włosi potrafią śmiać się z sacrum, a pod ironią ukrywają poważne pytania o kondycje człowieka, wiary, świata. Ten obraz wątpiącego, ludzkiego Kościoła, (…), nie uraża uczuć wierzących. A wielu stanie się bliski.

Barbara Hollender, "Rzeczpospolita"

Najwspanialsze, ale i najbardziej kontrowersyjne filmy o wierze powstały w Rzymie, tuż pod oknami stolicy apostolskiej. Pier Paolo Pasolini, Marco Bellocchio, bracia Taviani odważnie rozliczali się z włoską religijnością. Dlatego wśród niektórych dziennikarzy w Cannes po pokazie panuje poruszenie i żal za skandalem, który nie wybuchł. Bo laureat Złotej Palmy za "Pokój syna" nie atakuje kościoła, nie wyśmiewa, nie oskarża. Nie wysyła uciekającego papieża do burdelu, ani nie wyobraża sobie pijackich orgii w piwnicach stolicy apostolskiej. Odnosi się do wiary z szacunkiem. Pokazuje znaczenie, jakie dla zebranych na placu świętego Piotra ma wybór nowej głowy kościoła i docenia odpowiedzialność, którą bierze na siebie wybrany kardynał. (...).

Krzywdzące jest robienie z "Habemus Papam - mamy papieża" taniej sensacji. To film delikatny i bliski człowiekowi. Pojawia się w nim refleksja nad najbardziej kluczowymi dla ludzi zagadnieniami. Co jest naprawdę ważne? Dlaczego wybieramy w życiu taką drogę a nie inną? Czy przeznaczenie istnieje? (...).

Reżyser pokazuje religię i sztukę jako dwa sposoby poszukiwania sensu, aby niebo przestało być boleśnie puste. (...).

Moretti próbuje namówić widzów do wyrwania się z kolein rutyny i do próby otwarcia na drugiego człowieka. Czy można sobie wyobrazić równie chrześcijańskie przesłanie?

Krzysztof Kwiatkowski, "Newsweek"

Ten film nie ma nic z krucjaty przeciwko współczesnemu Kościołowi i jego przewinieniom. Zresztą Moretti, zadeklarowany lewicowiec, nawet gdy krytykował układy społeczno-polityczne ostrzej niż w najnowszym filmie, nie wciskał ludzi w kołnierze groteski i nie schodził do poziomu walczącej publicystyki.

Wraz z reżyserem zaglądamy za mury Watykanu: w jego wizji podczas konklawe kardynałowie... ściągają od siebie nawzajem, potem chcą się wybrać na "pyszne pączki i wystawę Caravaggia", a gdy dramatyczny czas oczekiwania na pojawienie się nowego papieża na balkonie wydłuża się, zdecydują się nawet na udział w turnieju siatkarskim. Te dowcipne zdarzenia nie tylko zostały przedstawione bez odrobiny złośliwości, ale i fenomenalnie wygrane. Czegóż innego moglibyśmy spodziewać się po takiej obsadzie: Michel Piccoli jako papież, który chciał w młodości zostać aktorem, Jerzy Stuhr - sprytny watykański rzecznik i sam Moretti - lekarz, który miał ekspresowo wyleczyć świętego pacjenta, ale skończył na czytaniu Biblii poprzez psychoanalizę.

Wracając do głównego bohatera: podczas wędrówki po Rzymie incognito, trafia on na spektakl teatralny. I to tu, a nie wcześniej, w Kaplicy Sykstyńskiej i w otoczeniu hierarchów Kościoła, dostrzeże sacrum. W trakcie magicznej sceny, gdy zakonnice wkroczą na widownię z uduchowionymi minami niczym do świątyni, zagubiony starzec odnajdzie swoją religię.

Oto i papież, który pozostał człowiekiem.


Komentarze
Polityka Prywatności