Niezapomniane wakacje? Tylko z ojcem...
Fenomen powieści Dory Heldt polega na tym, że czytelnik zaśmiewając się do rozpuku z perypetii bohaterów, jednocześnie ma niepokojące wrażenie, jakby pokpiwał z samego siebie. „Wakacje z ojcem” stanowią bowiem niezbity dowód na to, że pod pewnymi względami zarówno z dzieciństwa, jak i rodzicielstwa nigdy się nie wyrasta...
Czterdziestopięcioletnia Christine planuje urlop na malowniczej wyspie Norderney w towarzystwie dwóch przyjaciółek, z których jedna jest właścicielką miejscowego pensjonatu. Przy okazji ma nadzieję poznać kogoś, kto po rozwodzie przywróciłby jej wiarę w romantyczną stronę życia. Jednakże tuż przed wyjazdem zostaje postawiona przed faktem dokonanym: musi zabrać ze sobą ojca, który pod nieobecność żony absolutnie nie poradzi sobie z codziennymi obowiązkami. Na pocieszenie Christine zostaje uzbrojona przez matkę w garść rad i wskazówek, które mają zapobiec ewentualnej katastrofie...
W przypadku Heizna miniinstrukcja obsługi to konieczność. Nie jest to bowiem potulny staruszek, który z wdzięczności dla córki całe dnie będzie spędzał na plaży pogrążony w lekturze. Ten krzepki siedemdziesięciolatek plus, o rozbrajającym spojrzeniu Terence'a Hilla bywa strachliwy jak Rantanplan (któż nie pamięta psa Lucky'ego Luke'a?), ale przede wszystkim pewny siebie i absolutnie przekonany o słuszności swoich racji. Nienawidzi opuszczać domu, w związku z tym nieustannie porównuje wyspę Norderney z rodzinnym Syltem - oczywiście na niekorzyść tej pierwszej - przy okazji odstraszając turystów goszczących w pensjonacie. Wtrąca się do wszystkiego, wszystko wie najlepiej, a gdy już ewidentnie nie ma racji, natychmiast odwraca kota ogonem. Jednakże z drugiej strony potrzebuje pomocy Christine, zwłaszcza w kwestii garderoby (jako daltonista absolutnie nie radzi sobie z zestawianiem kolorów) czy posiłków (ma ścisłą listę potraw ulubionych i zakazanych oraz regularną zgagę), a w trosce o córkę wyszukuje jej idealnego życiowego partnera i heroicznie stawia czoła potencjalnemu oszustowi matrymonialnemu...
Choć Heinz bez wątpienia jest pierwszoplanową gwiazdą tej powieści, chwilami dystansują go pozostali bohaterowie, wśród których nie brakuje oryginałów - jak miejscowy dziennikarz grafoman czy dwie podstarzałe łowczynie męskich serc, zarazem nierozłączne przyjaciółki i konkurentki. Sama zaś Christine budzi niekłamaną sympatię nie tylko ze względu na poczucie humoru i stoicką postawę, dzięki którym radzi sobie (a w każdym razie próbuje...) z niesfornym rodzicem, ale przede wszystkim pogodę ducha, która pozwala jej cieszyć się życiem i optymistycznie patrzeć w przyszłość.
Świetnie zbudowane postacie, humor sytuacyjny z najwyższej półki, żywy język z błyskotliwymi dialogami - wszystko to czyni z książki Dory Heldt naprawdę znakomitą współczesną komedię obyczajową. To godna polecenia, niemal uzależniająca lektura, z którą nie trzeba kryć się przed rodzicami... a może wręcz przeciwnie.