829 stron fantasy w jednym tomie, a to dopiero początek sagi. Przez te wszystkie strony dzieje się dużo, ale co dokładnie, nie wiem, bo postanowiłam testować planową technikę czytania – co sto stron czytałam jeden rozdział. To się nie sprawdziło. Traciłam akcję, a ciągle byłam zmuszona czytać opisy wewnętrznych rozterek bohatera.
Conanowi wystarczało zaledwie 100 stron, żeby pokonać złego wroga, podbić królestwo, zdobyć skarb i zarzucić sobie na ramię piękną, równie oszczędnie jak on ubraną kobietę, tymczasem Thorowi z książki Holbeina ponad 800 stron zajmuje rozwiązanie podstawowego problemu, kim właściwie jest - i czy to dobrze, czy źle.
W pierwszym rozdziale Thor idzie, Thor myśli, wiatr wieje, wiatr zmienia kierunek, Thor się zastanawia, Thor słyszy odległy krzyk, wirują płatki śniegu, Thor odwraca się płynnym ruchem, zwierzę atakuje, Thor rzuca się w bok, biały olbrzym wydaje przerażająco głęboki warkot, Thor potrząsa wątłym ciałem, Urd widzi w drobiazgach całe swoje życie, Thor nie potrafi odgonić od siebie nieprzyjemnych myśli.
Thor Hohlbeina jest na wskroś poczciwy, nawet jeśli dokonuje rzezi na większą lub mniejszą skalę. Stale zatroskany, nie ma wpływu na wydarzenia, potrafi co najwyżej rzucić od czasu do czasu młotem. Dopiero na końcu zachowuje się nieco bardziej stanowczo, ale nie wiem, czy na tę niespodziankę warto czekać tak długo. Dialogi w tej książce są okropne, opisy zarówno walk, jak i wewnętrznych stanów Thora nużące, a psychologia postaci na poziomie słabych kobiecych poradników – niestety autor poświęca jej dużo miejsca. Za to dzieje się sporo – z mojego punktu widzenia, poszatkowanego metodą czytania, akcja szła do przodu jak szalona. Więc wierzę, że kiedy książkę czyta się po bożemu, w całości, można znaleźć w niej różne przyjemności. Muskularny bohater o nadludzkiej sile? Jest. Piękne kobiety – są, wrogowie i przyjaciele – zaliczone. Niezwykły świat skandynawskiej mitologii – owszem, owszem. Więc wszystko jest w porządku, prawda? Zapewne jestem i będę w swoich złych wrażeniach odosobniona – jak informuje nas wydawca, autor sprzedał do tej pory 37 milionów swoich książek. To mniej więcej tak, jakby każdy w Polsce miał na półce w domu własny egzemplarz jakiejś książki Hohlbeina. Robi to na mnie kolosalne wrażenie, nie takie jednak, żebym miała ochotę kontynuować czytanie sagi Asgard - w całości czy skacząc przez rozdziały.
Magdalena Rachwald