Wciąż ją kocham - Studentnews.pl recenzuje!

To kolejna niezmiernie udana adaptacja książki Nicholasa Sparksa. Świeża, oryginalna, pozbawiona amerykańskiego patosu i banałów. Najwyraźniej wystarczy zatrudnić zagranicznego reżysera, żeby historia o miłości wyróżniła się z tłumu produkowanych powszechnie, niemalże bliźniaczo podobnych do siebie filmów.

2.jpgSparks to chyba ulubiony pisarz Hollywood. Pisze często, przeważnie historie o różnych formach miłości, jakimś boskim cudem udaje mu się też uniknąć wszechobecnych przecież w amerykańskiej kulturze banałów i rozwiązań na skróty. Jego książki to niemalże gotowy scenariusz na film, wiadomo też, że sprzeda się on dobrze. Bo miłość, emocje i wzruszenia dobrze sprzedają się niemalże bez wyjątku. Tym bardziej jeśli podane są w porządny sposób. Nie trzeba nawet ponosić wielkich nakładów finansowych. Ale zyski będą na pewno.

Podobno film Lasse Hallström’a był pierwszym, który przerwał pasmo sukcesów, jakie na całym świecie odnosił Avatar. Odniósł sukces finansowy, bo do kin szły tłumy. I bardzo dobrze. Adaptacja Sparksa to opowieść o wielkim uczuciu, jakie wybucha podczas krótkich dwóch tygodni, które mogą spędzić ze sobą główni bohaterowie John i Savannah. Ona wraca do rodzinnego domu na wakacje studenckie, on dostaje przepustkę od wojska, gdzie służy w jednostkach specjalnych. Po dwóch tygodniach są przekonani, że chcą być razem. John ma jeszcze rok służby, czeka ich więc nieuchronna rozłąka, obiecuje ukochanej jednak, że później będą już razem. Na razie muszą wystarczyć im wzajemne3.jpg listy. To później okazuje się zresztą być znacznie dalej niż obojgu mogłoby się wydawać. Chwilę przed zakończeniem służby przez Johna, Osama Bin Laden atakuje Amerykę. Jest rok 2001. Na ziemię runęły słynne wieże. Kompania Johna jednogłośnie wnioskuje o przedłużenie służby. Ten rozdarty jest między obowiązkiem a uczuciami. Czy Savannah zrozumie, że ich wspólny czas będzie musiał jeszcze poczekać?

Lasse Hallström wielkim reżyserem jest. Jest też reżyserem europejskim, być może dlatego udało mu się zrobić z książki Sparksa piękny film, mimo pośredniej tematyki wojennej całkowicie pozbawiony też patosu, banałów i uproszczeń. To przede wszystkim subtelna, miejscami smutna, ale też i piękna historia wielkiej miłości. Miłości, której wszystko wydaje się stawać na drodze, okoliczności, los ale też wszechogarniające poczucie obowiązku. Uwiarygodniają ją dobrze grający główni bohaterowie, dobra Seyfried i przyzwoity Tatum, który wielkim aktorem nigdy chyba nie będzie, pod ręką dobrego reżysera jest jednak w stanie 4.jpgwykrzesać z siebie cechy co najmniej przyzwoite. Będzie jeszcze z niego solidny aktorski… rzemieślnik. „Wciąż ją kocham” to także doskonała obsada drugoplanowa, Richard Jenkins, Scott Porter, Henry Thomas. To także piękne zdjęcia, obrazujące niebanalną, smutną, ale i piękną historię o ludziach, którzy chcą, ale nie mogą się odnaleźć. Łezka kręci się w oku!


Komentarze
Polityka Prywatności