Science-fiction rozgrywająca się w epoce wiktoriańskiej – to brzmi nienajgorzej. I rzeczywiście Dziewczyna Płaszczka jest całkiem przyswajalną książką, choć - niestety, niestety – humorystyczną.
Początek akcji przypada akurat na zakończenie Wojny Światów, znanej nam z powieści Wellsa (o ileż ciekawszej, może dlatego, że w ogóle nie była humorystyczna). Marsjanie nie żyją, a Imperium Brytyjskie wysyła statki na Marsa, gdzie dokonuje się ostateczna rzeź rdzennych mieszkańców. Potem przeskakujemy kilka lat do przodu i poznajemy George’a Foxa, piękną Adę Lovelace i nikczemnego – jak się wkrótce okaże - profesora Coffina. Wspólnie ruszają na poszukiwanie największej atrakcji cyrkowej na świecie, czyli Dziewczyny Płaszczki, co nieoczekiwanie doprowadzi Ziemię na skraj zagłady. Mamy do czynienia z typową powieścią awanturniczą, całkiem zgrabnie skrojoną, a miejscami nawet zabawną (na pewno byłoby lepiej, gdyby nie była to powieść humorystyczna). Miejscami książka Rankina przypomina powieści Douglasa Adamsa, za którymi również nie przepadam, ale muszę wspomnieć uczciwie, że są jednak zabawniejsze. Elementy epoki są używane z brawurą, efekty są różnego kalibru; widać, że autor dla żartu zrobi wszystko, nawet wprowadzi młodego pana Hitlera jako kelnera na statek Imperatorowa Marsa.
Ale nie lękajmy się, ruszajmy na spotkanie przygody, żeby zobaczyć niewyobrażalnie ohydnego Winstona Churchilla, najgłupszego w znanym wszechświecie premiera Gladstone’a i poznać święty sekret najpiękniejszej bogini Sayito! I tak dalej, aż do rozwiązania, ślubu, zdobycia majątku, dzieci i innych takich – bo po co nam awantury, jeśli wszystko nie kończy się uczciwym małżeństwem.
Magdalena Rachwald