Był wieczór, przejechałam bocznymi ulicami miasteczka. Wokół domu ani na podwórzu przed stajnią nie było nikogo. Położyłam rower na ziemi. Przedostałam się przez ogrodzenie. Próbowałam przejść jak najszybciej (ale nie biegnąc) przez pole, na którym konie skubały niedawno wyrosłą trawę. Zanurkowałam pod konarami wielkiego drzewa i brnęłam dalej, wciąż schylając się i potykając, czasem zaś dostając cios w twarz kiściami kwiatów, aż dotarłam do pnia i mogłam uczynić to, po co tu przyszłam.
Położyłam się na plecach. Czułam pod sobą wystający korzeń drzewa, który tworzył twardy grzbiet, więc bez przerwy się wierciłam. Zanim się ułożyłam, musiałam jeszcze usunąć zeszłoroczne jabłka, pociemniałe niczym kęsy suszonego mięsa. Nawet wtedy, gdy uspokoiłam się wewnętrznie, byłam jednak świadoma, że moje ciało przybrało dziwaczną, nienaturalną pozycję. A kiedy spojrzałam w górę na wiszące nade mną perłowe płatki z lekko różowymi plamkami, wszystkie te przemyślnie ułożone bukieciki, nie wpadłam bynajmniej w nabożny stan umysłu, który miałam nadzieję osiągnąć. Niebo było zaciągnięte cienką warstewką chmur i to, co widziałam, przypominało raczej wyblakłe okruchy porcelany.
Nie chcę przez to powiedzieć, że nie było sensu tu przyjeżdżać. Kiedy wstałam i zaczęłam się gramolić z powrotem, zrozumiałam, że przynajmniej warto było to zrobić i mieć już za sobą. Przyjęłam bardziej pewien fakt do wiadomości, niż doznałam czegoś szczególnego. Pognałam przez pole i ogrodzenie, odszukałam rower i już miałam odjechać, kiedy usłyszałam głośny gwizd, a potem swoje imię.
— Hej, ty!
Była to Miriam McAlpin.
— Chodź no tu na sekundkę.
Zawróciłam. Na podjeździe między starym domem a stajniami dla koni Miriam rozmawiała z dwoma mężczyznami, którzy musieli przyjechać zaparkowanym przy drodze samochodem. Mieli na sobie białe koszule, kamizelki i spodnie — typowe w owych czasach ubranie dla kogoś, kto pracował za biurkiem lub za ladą i nosił je od rana do wieczora. Obok stała Miriam w roboczych spodniach i luźnej kraciastej koszuli, wyglądając niczym buńczuczny dwunastolatek, choć jej wiek musiał wahać się w granicach od dwudziestu pięciu do trzydziestu lat. Przypominała też dżokeja. Przystrzyżone włosy, zgarbione ramiona, ogorzała cera. Obrzuciła mnie spojrzeniem, w którym zawierała się zarówno groźba, jak i drwina.
— Widziałam cię — rzekła — na naszym polu.
Nie odezwałam się. Wiedziałam, jak zabrzmi kolejne pytanie i próbowałam wymyślić jakąś odpowiedź.
— No. To co tam robiłaś?
— Czegoś szukałam — powiedziałam.
— Czegoś szukałaś. Jasne. A czego?
— Bransoletki.
Nigdy w życiu nie miałam bransoletki.
— Aha. A dlaczego myślałaś, że tam ją znajdziesz?
— Myślałam, że ją zgubiłam.
— No tak. Właśnie tam. Jakim cudem?
— Dlatego że byłam tam niedawno, szukając smardzów. — Zaplątałam się. — Miałam ją wtedy na ręce i pomyślałam, że mogła mi się zsunąć. To akurat było zgodne z prawdą — ludzie szukali na wiosnę smardzów pod starymi jabłoniami. Chociaż, jak sądzę, nie zakładali wtedy bransoletek.
— Ech — skomentowała to Miriam. — I co, znalazłaś jakieś? Jak im tam? Smardze?
Odparłam, że nie.
— I dobrze. Bo i tak byłyby moje.
Zlustrowała mnie od stóp do głów i wypaliła to, co chciała powiedzieć od samego początku.
— Wcześnie zaczynasz, prawda?
(fragment opowiadania Leżąc pod jabłonią z tomu Widok z Castle Rock)
Alice Munro, znana na całym świecie jako mistrzyni opowiadań, tym razem zaskoczyła czytelników i recenzentów, wydając cykl krótkich tekstów tak ściśle ze sobą powiązanych, że czyta się go jak sagę. Opowiadania zawarte w tym tomie składają się na historię rodziny Alice Munro począwszy od ostatnich lat XVIII w. aż po lata dziewięćdziesiąte wieku XX.
Surowe pejzaże Szkocji, podróż przez Altantyk, życie osadników w spartańskich warunkach, echa wielkiego kryzysu, drugiej wojny światowej i zimnej wojny - na tym tle Alice Munro z właściwą sobie powściągliwą czułością snuje losy własnych przodków i ich przyjaciół.
Mimo odmiennej tematyki i kompozycji na kartach "Widoku z Castle Rock" również można znaleźć to, za co czytelnicy na całym świecie pokochali Alice Munro: psychologiczne napięcie, motyw przekraczania granic i łamania tabu, a także niełatwą miłość.