Filmy na kanale SyFy nie mają być ambitne. Mają opowiedzieć historię z pogranicza sensacji, thrillera i science-fiction. Mają mieć przyzwoitych, niekoniecznie nawet dobrych aktorów. I muszą mieć scenariusz, przeważnie sklejony z setek, podobnych gatunkowo filmów kinowych. Jakie są, każdy wielbiciel gatunku wie. Ale widzowie i tak się znajdą.
W filmie nazwanym ambitnie „Killer Mountain”, tych mało skromnych zapożyczeń można naliczyć co najmniej kilkanaście. Do prowadzącego szkółkę wspinaczki Warda zgłasza się tajemniczy Rogers. Prosi Warda aby ten pomógł mu odszukać jego własną ekspedycję górską, z którą od jakiegoś czasu nie ma kontaktu. Szefową feralnej wyprawy jest była dziewczyna Warda, Kate. To ostateczny argument aby uczestniczyć w misji. Ward, Tyler, Chance i Nina wyruszają na jedną z najniebezpieczniejszych gór na świecie, gdzie czeka na nich znacznie większe niebezpieczeństwo niż mogliby sobie początkowo wyobrażać.
Całość ociera się o mniej lub bardziej bezsensowne motywy z różnych filmów. Z treści mogę wywnioskować, że całość ociera się o motywy tybetańskich legend (ach ta eksploatowana kraina Shangri-La) i tybetańsko – chińskiej polityki. W zasadzie jest tutaj ciut wątku romansowego, bez którego nie można przecież wytłumaczyć motywacji bohaterów. Najwięcej jest na pewno typowo kiepskich telewizyjnych efektów specjalnych, tekturowej scenografii i średniej jakości aktorstwa. Wiadomo doskonale, jak potoczy się akcja, jedyne spekulacje jakie pozostają to te, odnośnie kolejności ofiar oraz tego kto przeżyje niebezpieczeństwa i krwawą jatkę. Powiem szczerze, niespodzianek nie będzie.
Ale i tak znajdą się chętni na obejrzenie filmu. Kino klasy B miało się i ma się świetnie, a liczba wielbicieli naprawdę idzie w miliony. I te miliony zapewnią produkcję kolejnych, kolejnych, a potem jeszcze kolejnych filmów z tej samej półki, równie mało wyrafinowanych, prezentujących te same historie i często tych samych aktorów. Czasami to naprawdę sensowna rozrywka. Ja osobiście na zabójczej górze bawiłam się całkiem przyzwoicie. Grunt to wiedzieć, czego oczekiwać.