Ludzie ludziom zgotowali ten los. Film Ruperta Wyatta to kolejny dowód, że jeśli przyjdzie na nas apokalipsa, my sami będziemy jej początkiem. Cóż, pochylmy głowy z pokorą i obejrzyjmy film, który jest naprawdę solidnie zrobiony i wciągający. Nawet jeśli jako kontynuacja ma pewne braki.
W instytucie naukowym w San Francisco specjaliści testują lek na Alzhaimera. Z doskonałym skutkiem testują medykament na małpach. Will Rodman (James Franco) ma w badaniach osobisty interes, bo chce nowym lekiem uratować, odchodzącego już na tę potworną chorobę ojca. Wieść o zamknięciu badań jest więc dla niego dodatkowym ciosem, ale instytut nie chce ryzykować po tym, jak jedna z małp ucieka z zamknięcia i atakuje ludzi. Rodmanowi udaje się uratować jedną z małp, którą zabiera do domu. Malutki, a wkrótce już nie taki malutki Cezar, staje się członkiem rodziny. Zaskakuje nieznaną innym przedstawicielom własnego gatunku inteligencją. Zachęcony rozwojem nowego przyjaciela, Rodman decyduje się kontynuować badania w domu. Nie wie tylko, że mogą wymknąć mu się spod kontroli.
Było z góry wiadomo, że ten film odniesie, mniejszy lub większy, ale jednak frekwencyjny sukces. Prequel jednego z najsłynniejszych filmów w historii kina przyciągnie do kina miliony, tym bardziej więc większe oczekiwania jeśli chodzi o samą produkcję. Wyszło poprawnie z tendencją na dobrze, miejscami zaś bardzo dobrze. Całość na pewno nie odstaje poziomem od oryginału, a dzięki kilku dekadom, jakie minęły od pierwszej „Planety małp” technicznie jest znacznie lepsza. Na szczęście producenci nie zdecydowali się na nakręcenie go w tej koszmarnej, choć strasznie popularnej technologii 3D, nie przesadzili też z efektami specjalnymi. Są one idealnie wkomponowane w film i naprawdę nie widać, że tytułowe małpy są wynikiem graficznych i komputerowych zabiegów. Efekty są po prostu mistrzowskie. W całości odnajdują się też aktorzy, dalej śliczny, ale już całkiem dorosły James Franco i stale piękna Freida Pinto. Warto jest też zwrócić uwagę na doskonałego, jak zawsze wyjątkowego Johna Lithgow’a, który jest ozdobą do każdego filmu.
Zarzutów jest znacznie mniej niż bonusów. Zbyt wolno rozwijająca się akcja, dopiero w drugiej połowie przechodząca w dynamiczny, porządny film akcji. Trochę niespójności i brak logicznego przejścia w tę historię o dominacji małp nad światem. Nie bardzo rozumiem, jak – po wygranej jednej bitwie – małpy miały prostą drogę do przejęcia panowania nad światem. Być może jednak ma to bezpośredni związek z planami nakręcenia kolejnych filmów, które bezpośrednio opowiedzą o decydującym starciu. Jeśli tak, to poproszę. Tylko w żadnym wypadku w 3D.