Porwanie - Studentnews.pl recenzuje

Typowe kino sensacyjne, przeznaczone typowo dla nastolatków, w szczególności tych zakochanych w Taylorze Lautnerze. Grunt to nie oczekiwać za wiele, bo jak już wiadomo na czym stoimy, można mieć z tego filmu całkiem konkretną przyjemność.

„Porwanie” swoją reklamę oparło przede wszystkim na zatrudnionym w głównej roli Taylorze Lautnerze, który od czasu pierwszej części „Zmierzchu” jest jedną trzecią najbardziej wielbionego filmowego tria na świecie. Lautner jest zresztą też jednym z producentów filmu, dlatego odpowiedzialność za jego całokształt spada też na niego. A ten całokształt jest przyzwoity z tendencją na nawet dobry. Pod warunkiem jednak, że wiemy dokładnie, na jaki film idziemy. Bo to wyłącznie, a może aż kino sensacyjne dla nastolatków, przewidywalne, miejscami mało sensowne, ale w sumie znośne i lekko strawne.

Nathan jest idealnym nastolatkiem, jednym z najbardziej popularnych uczniów w szkole, sportowcem i obiektem westchnień wszystkich dziewczyn. Uwielbienie przyjmuje, bryluje w towarzystwie, chociaż tak naprawdę skrycie kocha się w chodzącej z nim do szkoły Karen. To właśnie Karen, przy okazji wspólnego przygotowywania się szkolnego projektu znajduje twarz Nathana na jednej ze stron internetowych dotyczących zaginionych dzieci. Coraz bardziej zaintrygowany, Nathan kontaktuje się z właścicielami strony. Jeszcze tego samego dnia do jego drzwi pukają obcy ludzie, którzy mordują jego rodziców. Nathan ucieka wraz z Karen, która staje się świadkiem wydarzeń.

Jeśli za kamerą staje reżyser „Szybkich i wściekłych” można z góry założyć, jakie są oczekiwania producentów wobec filmu. I te na pewno zostają spełnione. Jest szybko, wartko, dość przewidywalnie (chociaż w granicach wytrzymałości) i w miarę sensownie, chociaż nie obejdzie się bez kilku mało logicznych scen. Są ci źli i ci dobrzy, fakt dosyć szablonowi i jednoznaczni ale nie obrażający godności widza. Jest ten jeden, centralny bohater, wielbiony przez miliony nastolatek Taylor Lautner, który już sam jest gwarancją frekwencyjnego sukcesu. Lautner jeszcze wielkim aktorem nie jest, jest jednak na tyle przyzwoity, że patrzy się na niego bez zmęczenia czy niechęci. Przed kamerą prezentuje się doskonale, ma też potencjał, żeby się wyrobić. Patrzy się na niego bez bólu, tak samo jak na cały film.  Kiedy już przychodzi koniec, oddychamy z ulgą, jednak bez poczucia źle spędzonego czasu. Ot, w miarę sensowne, podobne do setek innych kino sensacyjne. Bywało lepiej. Bywało gorzej. Można iść.


Komentarze
Polityka Prywatności