Zapomniany lot

Jest taka grupa filmów, na którą zawsze znajdą się odbiorcy, niezależnie od tego jak schematyczny, powtarzalny czy przewidywalny jest scenariusz i filmowa opowieść. Cóż, powiedzmy szczerze, lubimy romanse nakręcone w ładnej scenerii z ładnymi aktorami. A jeśli jeszcze zmierzają do happy endu…

„Zapomniany lot” z powodzeniem może trafić właśnie do takiej kategorii. Historię oglądaliśmy już chyba tysiąc razy. Druga Wojna Światowa. On zaciąga się do wojska, w domu zostawiając Ją, żonę, którą kocha nad życie ale – zgodnie z obowiązkiem wobec kraju – musi zostawić. Kiedy przychodzi wiadomość o tym, że zaginął w akcji, Claire czeka niezrażona i dopiero koniec wojny przynosi pewne otrzeźwienie i powitanie rzeczywistości. To jednak właśnie wtedy spotyka kolegę męża z wojska, który mówi, że widział go już po zakończeniu wojny. Claire rusza na poszukiwania, dosyć szybko (choć oczywiście przypadkiem) odnajdując męża w małym miasteczku. Ale ten nic nie pamięta, ma inne imię, a swojej żonie przedstawia się tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu…

A potem już z górki. Po konsultacji z psychiatrą (olaboga), Claire nie mówi mężowi prawdy, a jedynie wkrada się ponownie w jego nowe życie. Co będzie dalej wydedukuje każdy, kto kiedykolwiek widział telewizor na oczy. Nie będzie niespodzianek, bo to nie żaden wzniosły dramat, a jedynie (a może aż) film telewizyjny, w swojej grupie mający zresztą bardzo silną pozycję. Aktorzy są śliczni, cudownie jednoznaczni, a scenografia lat 40tych i 50tych bardzo umila wizualny aspekt całości. Ogląda się to bez specjalnych emocji, czekając spokojnie na upragniony (a w takich filmach konieczny) happy end, który wprawi w dobry humor każdego, kto lubi ckliwe romansidła. Tych zaś jest więcej niż mogłoby się wydawać, bo takie preferencje często lubią trzymać w tajemnicy. Fakt, jest wśród nich więcej kobiet, bo my bardziej niż mężczyźni lubimy opowieści o gorącym uczuciu, które jest w stanie przetrwać nawet największe zawirowania i próby. To tak miło spędzone półtorej godziny, że nie zepsuje tego nawet przewidywalność, schematyczność i nieustające poczucie, że to wszystko gdzieś już było, kto wie, może nawet znacznie lepiej i na wyższym poziomie. No i co z tego? Weźmiemy i to. I pewnie nawet na końcu spadnie niejedna łezka.


Komentarze
Polityka Prywatności