Soderbergh umie kręcić dobre filmy, świetnie zmontowane, doskonale dopracowane, na dodatek opowiadające sensowne, wciągające historie. Nie lubi się spieszyć, wartka akcja nigdy nie jest dla niego priorytetem. Dlatego warto jest uzbroić się w cierpliwość. I wiedzieć czego można się po takim reżyserze spodziewać.
Z pozoru to zwykła grypa. Objawy jednak nie przechodzą, wręcz odwrotnie, nasilają się, prowadząc, jak się wydaje do nieuchronnej śmierci. W przeciągu kilku dni, śmiertelny wirus obecny jest już na całym świecie. Umierają setki, tysiące, miliony. Na całym świecie ludzie toczą walkę, mniejszą lub większą, o przeżycie, o przetrwanie, o wynalezienie skutecznego leku zanim epidemia zmiecie całą populację.
Kiedy film kręci bardzo dobry reżyser, nie ma się co specjalnie dziwić, że na liście obsady możemy znaleźć dużą liczbę, bardzo dobrych aktorów. Ale nawet jak na Soderbergha ta lista jest tutaj po prostu imponująca. Marion Cotillard (bezapelacyjnie najlepsza ze wszystkich), Matt Damon, Laurence Fishburne Jude Law, Kate Winslet, Gwyneth Paltrow – oto jedynie bardziej znany początek obsady, obsady, która obfituje też w bardzo dobrą załogę drugoplanową. Aktorzy stanowią największy atut tego filmu, bo też oni uwiarygodniają całą historię, nadają jej stosownie dramatyczny ton i wymiar. Gdyby nie oni, na nic zdałyby się doskonałe zdjęcia samego Soderbergha, nie byłoby też klimatu niepokoju, obawy, że przecież to wszystko może się wydarzyć już teraz, tutaj, nie tylko w kinie i nie tylko w jakiejś odległej przyszłości. Realizm jest wprost obezwładniający.
To porażająco wiarygodny film, nakręcony tak, jakby dział się teraz, tutaj, właśnie w naszym codziennym świecie. Paradoksalnie, największa siła, ale też i jego największa słabość tkwi właśnie w tym realizmie. Pokazanie wszystkiego, tak jakby działo się w codziennym, prawdziwym życiu nadaje filmowi nowego, przerażającego wymiaru. Pozbawienie go typowych hollywoodzkich zabiegów kina sensacyjnego, sprawia jednak, że całość jest bardziej statyczna, wolniejsza, a to może zniechęcić tych, którzy oczekiwali wartkiego filmu o zabójczym wirusie. Nic z tego. Całość ogląda się trochę jak dokument, jak swoistą relację z tragicznego wydarzenia, które wcale nie jest filmowe, wcale nie fikcyjne. Trudno jest się pozbyć ciarek z pleców, towarzyszących aż do samego, bardzo zgrabnego zakończenia. To jeden z tych filmów, które zostają z widzem na długo. Na bardzo długo.
Marta Czabała