Wyścig z czasem - Studentnews.pl recenzuje

Ciekawa, dość wciągająca wizja przyszłości i historia, która dostarcza przyzwoitej rozrywki, choć może brakuje jej oryginalności. Ogląda się to sprawnie, bez zażenowania. Jest przyjemnie, chociaż bez fajerwerków. W końcu wszystko już było.

Świat przyszłości bohaterów filmu zdefiniowany jest przez handel czasem. Na przeludnionej planecie nie ma miejsca dla wszystkich, co jest trudne tym2.jpg bardziej, że proces starzenia zatrzymuje się w wieku 25 lat a o tym ile będzie trwało życie człowieka dalej, decyduje wyłącznie to, ile czasu uda mu się zdobyć. Czas jest uniwersalną walutą, zarabianą za pracę jak i wydawaną w sklepach. Świat Willa Salasa podzielony jest na strefy czasowe, zależne od statusu społecznego. Will pracuje za minuty, czasami za godziny. Kiedy więc nieznajomy człowiek podarowuje mu niespodziewanie sto lat, Will chce dokonać zmian. Nie tylko w swoim życiu ale także w systemie, który eksploatuje najuboższych, tak aby ci nieliczni żyli bez końca.

Osobiście wolę nie dopatrywać się w tym filmie komentarza do współczesnej Ameryki, gdzie decyzje nielicz3.jpgnych elit przyczyniły się do jednego z najgorszych w historii kryzysów ekonomicznych. Naprawdę lepiej myśleć o tym jak o filmie science – fiction. Wyłącznie, a może aż. Niepokojąca jest ta wizja świata, gdzie twój dzień może skończyć się po kilkunastu lub też po kilku godzinach, gdzie tak naprawdę nic nie jest pewne. Ta surrealistyczna wizja jest bez wątpienia najbardziej interesującym aspektem całego filmu, podpartego doskonałą scenografią i zdjęciami. Już sam pomysł, żeby Olivia Wilde zagrała matkę Justina Timberlake’a zasługuje na wyróżnienie.

Ale potem jest gorzej. Na tym doskonale skonstruowanym tle, znacznie bardziej blado wypada cała opowieść, której brakuje trochę oryginalności. Te historie o bohaterach zmieniających system, już na stałe wpisały się w kanon science-fiction i oglądając ten film, naprawdę trudno jest nie zastanawiać się gdzie już widzieliśmy podobne opowieści. Także te tworzone ręką tego samego reżysera.  Niccol już dawno udowodnił, że umie robić dobre filmy science-fiction i niestety te poprzednie były znacznie lepsze. To dobry pomysł na film, w realizacji, z biegiem kolejnych minut, tracący na jakości. Przyzwoici są aktorzy, chociaż trudno4.jpg jest tutaj mówić o rewelacji. Justin Timberlake już dawno odnalazł się w świecie filmu, a Amanda Seyfried (przyznać trzeba, że od niego lepsza) jest tutaj godnym partnerem całej tej opowieści. Ale jako tandem zawodzą, bo też brakuje emocji. Nie ma między nimi żadnej chemii. Większe emocje pokazuje już, doskonały, chociaż makabrycznie odmłodzony Cillian Murphy czy też Vincent Kartheiser. Ogląda się to dobrze, z umiarkowanym zainteresowaniem. Bez jakiegoś specjalnego szału, ale umiarkowane zainteresowanie to już znacznie więcej niż można powiedzieć o wielu filmach w dzisiejszych kinach. Całość tak na 4+.

Marta Czabała


Komentarze
Polityka Prywatności