Moneyball - Studentnews.pl recenzuje

To nie jest wartki film o sporcie. To bardziej rzewna historia o tym, że wszystkim rządzi pieniądz, nawet sportem, mającym z definicji przecież być grą ponad wszystkimi podziałami. Dobrze to wszystko zagrane, chociaż miejscami całość jest zbyt rozwleczona. I w takich momentach nie pomaga nawet bardzo dobre aktorstwo.

Jak wieść niesie, to opowieść prawdziwa. To historia managera klubu baseballowego Oakland, Athletics Billy'ego Beane'a, który przy pomocy minimalnych jak na ten sport środków finansowych, zdołał zbudować bardzo dobrą drużynę baseballową. Dzięki analizom i komputerowym wyliczeniom zbudował zespół, który stanął w szranki ze szczodrze finansowanymi profesjonalnymi zawodnikami i był w stanie z nimi wygrać.

2.jpg„Moneball” otrzymał rozległą światową promocję, mającą na celu jak najbardziej efektywne wypromowanie filmu przed nadchodzącymi Oscarami. Przecież nic tak dobrze nie robi Akademii jak nagrodzenie filmu, który odniósł już wielki sukces. Osobiście, mam do niego jednak jeden podstawowy, ale za to poważny zarzut. Jeśli całość mamy traktować jak film o sporcie, to brakuje mocno akcji. Film jest za długi i zbyt statyczny. Film o takiej treści powinien być wartki, tak samo jak wartka jest gra w baseball. Dynamiczna. Żywa. Od lat wzbudzająca u Amerykanów skrajne emocje. To ich ukochany sport, który – oprócz amerykańskiego footballu – jednoczy tysiące, jeśli nie miliony. To także przecież optymistyczna historia, która powinna być opowiedziana w żywy, ciekawy sposób. A tutaj niestety film Millera zawodzi. Każda kolejna scena statyczna przeciągnięta jest do granic możliwości. Billy Beane siedzący na stadionie, w zadumie patrzący przed siebie. Peter Brand, próbujący opanować emocje po trudnej rozmowie z zawodnikiem.3.jpg Każde wymienione między bohaterami spojrzenie przeciągnięte jest do granic możliwości. Efekt? Niestety nuda i znużenie, bo przez wyciąganie wszystkiego film urósł do ponad 2 godzin. I na to znużenie nie pomaga nawet bardzo dobre aktorstwo. Pitt wrócił do charakteryzacji ślicznego chłopczyka, co zjedna mu damską część widowni. On nie musi już udowadniać, że jest bardzo dobrym aktorem. Tutaj gra poprawnie, ale jego występ daleki jest od najlepszej roli w jego karierze. Mimo usilnie lansowanych plotek, Oscara raczej nie dostanie, tym bardziej, że wcale nie jest w tym filmie najlepszy. Znacznie ciekawszą postać stworzył, wciąż za mało doceniany Jonah Hill i Phillip Seymour- Hoffman. Jeśli ktoś zgarnie w tym roku Oscara to raczej ten ostatni, chociaż prędzej za film „Idy marcowe”.

Mimo wszystko, daleka jestem jednak od stwierdzenia, że film Millera nie jest filmem dobrym. W końcu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeśliby więc spojrzeć na niego jak na dramat i opowieść o brutalnym świecie rządzonym przez pieniądz, to całość doskonale się sprawdza. To wtedy na pierwszy plan powinny wyjść kwestie obyczajowe, którym aspekty sportowe powinny po prostu ustąpić miejsca. Oprócz aktorów można z powodzeniem 4.jpgdocenić jeszcze scenografię, zdjęcia, dobry montaż. Nawet wtedy nie będzie to film wielki, a jedynie bardzo dobry. Ale czy to za mało w obliczu szmatławych pseudo filmów? Tym bardziej, że przedstawiana historia jest historią prawdziwą. A jak wiadomo, życie pisze najlepsze scenariusze. Tutaj przyniosło nam film w miarę dobry, z potencjałem na wielkość. Szkoda, że potencjałem niewykorzystanym. Polecam obejrzeć. Ale wracać odradzam.

Marta Czabała


Komentarze
Polityka Prywatności