Temu filmowi naprawdę nie można nic zarzucić. Wszystko jest niemalże, jeśli nie dosłownie doskonałe. Mistrzowski jest reżyser, doskonali aktorzy, perfekcyjna scenografia, zdjęcia, charakteryzacja. Więc co nie wypala? Cóż, kopia, chociaż doskonała, zawsze pozostanie kopią, nieważne jak doskonała by była. Ci, którzy pamiętają szwedzki oryginał, mogą poczuć się zawiedzeni.
Tym bardziej, że od szwedzkiego filmu upłynęły dopiero trzy lata. Kto lubi tamtą wersję, pewnie dobrze ją pamięta. A ta amerykańska jest identyczna, łącznie z miejscem akcji, oraz imionami głównych bohaterów. Mikael Blomkvist (Craig) otrzymuje zlecenie od pewnego milionera Vangera, który chce, aby ten zbadał starą sprawę zaginięcia 16-letniej Harriet, która trzy dekady wcześniej zniknęła bez wieści. Vanger przekonany jest, że Harriet została zamordowana przez członka ich rodziny. Blomkvist rozpoczyna śledztwo, w towarzystwie genialnej Lisbeth Salan
der (Mara), która swoim komputerowym talentem pozwala mu odkryć coraz więcej faktów.
I wszystko będzie dokładnie tak samo jak w oryginalnym filmie, łącznie z amerykańskimi bohaterami mówiącymi po angielsku ze szwedzką naleciałością akcentową. Fincher umie kręcić dwa rodzaje filmów: bardzo dobre oraz wybitne, zapadające w pamięć. „Dziewczyna” jest raczej filmem bardzo dobrym, bo też przecież w gruncie rzeczy kopią doskonałego oryginału. Doskonali są aktorzy, nie tylko Craig i fenomenalna Mara, ale też obsada drugoplanowa: Christopher Plummer, Stellan Skarsgård, Robin Wright, Steven Berkoff. Przepiękne są zdjęcia, doskonały montaż. Całość zachowuje ten znany fincherowski mroczny klimat grozy. Dlaczego więc małe „ale”? Poza jednym malutkim elementem, Fincher nakręcił swój film niemalże klatka w klatkę zgodnie z oryginałem. Kto zna szwedzką wersję, ten pozbawiony będzie napięcia, oczekiwania w filmie na to, czego jeszcze nie znamy, trudno będzie się też całością jakoś specjalnie przejąć. Może gdyby remake powstał jeszcze za kilka lat, wtedy zdążylibyśmy zapomnieć szczegóły oryginału. Tak pewien niedosyt pozostaje. Szkoda, bo to mój absolutnie ulubiony reżyser i aż mi wstyd, że się czepiam.