Być może właśnie ze względu na śmierć tej wielkiej artystki, większość uczestniczących w rozdaniu nagród Grammy zdecydowała się na założenie ciemnych strojów. Hołd Whitney Houston oddali wszyscy. Od pochylonych głów sławnych i bogatych, podczas wygłoszonej modlitwy, aż po Jennifer Hudson, która łamiącym się ze wzruszenia głosem zaśpiewała jeden z największych przebojów zmarłej artystki „I will always love you”. Było smutno, dostojnie, spokojnie.
Ale Grammy to przecież nagrody i radości z wygranych nie zabrakło. Cóż, show must go on. Niekwestionowaną gwiazdą wieczoru była Adele, nie tylko dlatego, że wróciła na salony po długiej chorobie, a występ tego wieczoru był pierwszym jej występem od wielu miesięcy. Adele okazała się być zupełnie poza konkurencją. Wygrała w każdej kategorii, w której została nominowana, zgarniając łącznie sześć statuetek. Zdominowała wszystkie najważniejsze kategorie, pokazując światu jednoznacznie, że nie trzeba naginać się do oczekiwań innych, żeby pokochał nas cały świat. Wśród statuetek znalazła się też ta za najlepszy występ. Kto z nas nie widział, chociażby na kanale youtube, jak zaśpiewała na rozdaniu brytyjskich nagród muzycznych, swój wielki przebój „Someone like you”. Wyłącznie przy akompaniamencie pianina, w towarzystwie mikrofonu – jej głos i sama piosenka wchodziły pod skórę, nie pozwalając na oderwanie się od ekranu.
Sukces Adele to niewątpliwie wyjątkowy, nieprawdopodobnie mocny głos, który na szczęście nie stracił nic na sile, po chorobie strun. Ale Adele to nie tylko głos. To mocna osobowość i świadomość własnej wartości. To nietypowa jak na lansowane kanony charakteryzacja, ogromne poczucie humoru i prawda. Nie ma w Adele nic sztucznego, nic udawanego. Na scenie jest taka jak i poza nią. Roześmiana. Skromna, nie dająca sukcesowi i pieniądzom zawładnąć swoim życiem. Mówiąca to, co myśli. Bezczelna, kiedy tylko jej się wszystko podoba. Takiej wokalistki nie było od lat, może od dekad. Zarazić może już sam jej śmiech. Kto zaczął słuchać muzyki, na pewno zostanie wielbicielem, nie tylko jej piosenek, ale i jej samej. Krytycy zarzucają Adele, że śpiewa zawsze o tym samym. Ale czy nie śpiewa przypadkiem o tym, co dotyczy nas wszystkich?