Kredyt do spłacenia i rosnące ceny. Praca bez etatu, tylko za prowizję. Brak poczucia bezpieczeństwa, zmiany, rzadko na lepsze. Brzmi znajomo? Chętnie byście coś dodali na ten temat? O tym wszystkim pisał nie jakiś współczesny pisarz, tylko George Orwell pod koniec lat 30. zeszłego wieku.
George Bowling ma czterdzieści pięć lat, nadwagę, marudną żonę, dwójkę dzieci, dom na kredyt i posadę w firmie asekuracyjnej. Nie ma zębów (sztuczna szczęka!) i nie lubi swojego życia. Swojego życia, swojego domu, żony, dzieci, praca jeszcze ujdzie. Przez całą książkę opowiada o sobie, przeciwstawiając brzydką, nudną, nijaką teraźniejszość intensywnie przeżywanej przeszłości, zdominowanej przez lato, czasopisma dla chłopców i ryby. Przede wszystkim przez ryby; dowiemy się m.in., że mały George łowił je na pastę chlebową, serową, miodową i anyżkową, na gotowaną pszenicę (płotki), czerwone robaki (kiełbie), czerwone glisty (okonie), brunatne muchy (znowu płotki), na wiśnie (kleń), na larwy mączników, na białe robaki, larwy os, świerszcze (klenie), na żywe muchy i na żywe osy.
„Folwark zwierzęcy” i „Rok 1984” – te niesamowite hiciory Orwella - uważane są za książki wizyjne, choć oczywiście posługujące się przesadą i metaforą. W sumie tę samą proroczą funkcję można przypisać „Brakowi tchu” – bohater boi się wybuchu wojny, myśli o wybuchu wojny, straszy wybuchem wojny – i rzeczywiście, zaraz po wydaniu książki, w 1939 roku, wybucha II wojna światowa.
Wydawca przymierza się do przekonania nas, że „Brak tchu” jest najlepszą powieścią Orwella; śmiem wątpić, jednak jest na pewno bardzo dobrą książką. Choć temat kryzysu wieku średniego i powrotu do dzieciństwa wydaje mi się jednym z najbardziej powtarzalnych i nudno oklepanych motywów w literaturze, to jednak tu i kryzys jest ciekawy, i dzieciństwo, a im więcej autor narzeka, wyrzeka, boi się i drwi, tym jest ciekawiej. Trudno polubić tego bohatera, ale łatwo polubić tę powieść.
Magdalena Rachwald