Pójdę sama tą drogą - Studentnews.pl recenzuje

Książki Mary Higgins Clark można w zasadzie kupować w ciemno. Higgins Clark to niemalże synonim doskonałej kryminalnej opowieści najwyższej jakości: niebanalnej, angażującej czytelnika aż do ostatniej strony. Tak samo jest też z tą ostatnią powieścią – perfekcyjną, arcyciekawą, nie odpuszczającą aż do samego końca.

Główna bohaterka Clark to tym razem Zan Moreland, projektantka wnętrz, kobieta, której świat rozpadł się po porwaniu jej trzyletniego syna. Mimo iż od porwania minęły już prawie dwa lata, Zan wciąż wierzy, że syn żyje i kiedyś się odnajdzie. Dokładnie wtedy na jaw wychodzą nowe dowody, czyli zdjęcia, które ktoś robił w parku, w dniu porwania Matthew. Widać na nich dokładnie kobietę, która wyjmuje małego chłopca z wózka i odchodzi. Problemem jest to, że wszystko wskazuje na to, że kobietą jest sama Zan.

Lubię tę książkę z naprawdę wielu powodów. Za galopującą akcję, doskonale utrzymaną przez bardzo krótkie, czasami nawet jednostronicowe rozdziały. Clark jest już literacką wygą i doskonale radzi sobie z balansowaniem wieloma wątkami. Lubię ją za to, bo nawet jeśli pewne rzeczy są oczywiste, Clark dalej jest2.jpg w stanie podtrzymać napięcie i pozostawić pewne rzeczy niewiadome aż do samego końca. A ten koniec przyjdzie szybko, bo książki naprawdę nie da się odłożyć. Można spróbować się tego końca domyśleć, ale kiedy przyjdzie, udowodni dokładnie jak bardzo się myliliśmy. Clark potrafi stworzyć kryminał, jakich dzisiaj wciąż za mało na rynku światowym. Nieprzewidywalny. Nieudziwniony. Rzeczowy, konkretny i absolutnie niespodziewany. Taki, którego przeczytanie pozostawia chęć na jeszcze, jeszcze i jeszcze więcej. Czapki z głów, bo robi to już konsekwentnie od niemalże czterech dekad. Niejeden autor mógłby się od niej uczyć. Doskonały kryminał. Doskonała książka. Uff, jeszcze mam ciarki.

Marta Czabała


Komentarze
Polityka Prywatności