To magiczny film o tym, że życie rzadko kiedy bywa takie jak sobie wymarzyliśmy, ale nawet jeśli odwraca się o 180 stopni, wtedy też może być wspaniałe. A jak to zagrane! Przepiękna opowieść dla widza w każdym wieku. Wzruszy nawet największego malkontenta.
Tym bardziej, że historia jest autentyczna. Bohaterem filmu jest Benjamin Mee, dziennikarz, a po godzinach ojciec dwójki dzieci. Benjamin musi być ojcem i matką, bo też jego żona zmarła kilka miesięcy wcześniej na raka. Nie mogąc poradzić sobie z obowiązkami i nawracającymi wspomnieniami, Benjamin postanawia któregoś dnia zacząć wszystko od nowa. Rzuca pracę, sprzedaje dom i szuka nowego miejsca dla swojej rodziny. Znajduje miejsce magiczne, dom z dala od miasta, w przepięknej okolicy, wydającej się idealnie odpowiadać jego potrzebom. Jest tylko jedno „ale”. Warunkiem nabycia posiadłości jest przejęcie umiejscowionego na niej ZOO, gdzie mieszka kilkadziesiąt gatunków zwierząt. Mimo obaw, Benjamin postanawia przywrócić mu dawną świetność a przy okazji, zacząć wszystko od nowa.
Nie ma w tym filmie słabego ogniwa. Potencjałem jest już na starcie sama fabuła, stwarzająca okazję do opowiedzenia historii dla każdego, historii z przesłaniem, serwowanym jednak subtelnie, prawie niezauważenie. Wielkie brawa dla Camerona Crowa za napisanie (wraz z Aline Brosh McKenną) historii prostej, uniwersalnej, poruszającej problemy każdego człowieka. Ta właśnie ta historia dała możliwości pokazania się aktorom. Matt Damon dawno nie przypomina już Bourna, ale w tym wyglądzie osiąga nowy, nieznany wcześniej i znacznie lepszy wymiar aktorstwa. I znacznie bardziej lubię ten jego wygląd 40+, kiedy nie stara się być kimś innym niż jest. Wielkie brawa należą się także Scarlett Johansson, która pozbawiona makijażu i ekskluzywności, w końcu pokazuje, że jest aktorką bardzo dobrą, wartą obsadzania jej w bardziej różnorodnych rolach. Nie tylko takich, gdzie trzeba być przede wszystkim pięknym.
Ale ten film to nie tylko ta dwójka. To Thomas Hayden Church, wciąż zbyt mało doceniany przez Hollywood. To Angus MacFadyen, pokazujący się z zupełnie innej strony. To Patrick Fugit i John Michael Higgins. To fantastyczna obsada najmłodszych, w postaci Elle Fanning (Dakota, czuj siostrzaną konkurencję), Colina Forda czy też rozkosznej, prześlicznej Maggie Elizabeth Jones. To oni są ogniwami tej magicznej opowieści i oni czynią ją wyjątkową. A na dokładkę można jeszcze dołożyć przepiękne zdjęcia Rodriego Prieto i niepokojącą, chociaż bardziej niż adekwatną muzykę Jon’a Thor’a Birgissona. Nie ma w tym filmie nic i nikogo słabego, nie ma nudy, nie ma zmęczenia, nie ma zniechęcenia. Jest śmiech, wzruszenie, emocje i pamięć o filmie, jeszcze długo po tym, jak skończy się seans. Przepiękny, przepiękny, przepiękny!
Marta Czabała