Trailer jest znacznie lepszy niż sam film, w zalewie mu podobnych dość przeciętny. Można na niego popatrzeć, chociaż na pewno nie powinien zostawać w pamięci dłużej niż trwa sama projekcja. W średnim scenariuszu pozostaje jedynie Amanda Seyfried, na którą zawsze jest miło w filmie popatrzeć. Ale czy dla niej warto wydawać pieniądze na bilet?
Seyfried gra Jill, młodą kobietę po przejściach, która stara się zapomnieć o traumie jaką przeżyła. Była ofiarą porwania, której udało się uciec z uwięzi, ale jej porywacza nigdy nie odnaleziono. Dlatego Jill żyje w nieustającej obawie przed zagrożeniem. Jej strach okazuje się być zresztą słuszny, bo kiedy pewnego dnia wraca do domu po nocnej zmianie w pracy, odkrywając że zniknęła jej siostra. Ponieważ policja bagatelizuje jej obawy, Jill sama rozpoczyna śledztwo, przekonana, że wrócił po nią jej prześladowca.
Można w tym filmie sporo lubić. Sensowne aktorstwo, które nadaje mu jakiś konkretny kształt. W miarę przyzwoite tempo, pozwalające na względne wciągnięcie się w akcję. Ale sama fabuła pozostawia już trochę do życzenia, bo też film Heitora Dhalii jest podobny do tysięcy już chyba podobnych mu filmów sensacyjnych. Powiela szablony, powtarza schematy, robiąc to niestety w tak beznamiętny sposób, że trudno jest się zaangażować na dobre, a tym bardziej przejąć. Dzieje się średnio dużo, mało sensownie a wszystko – bez wyjątku – widzieliśmy już w innych filmach sensacyjnych. I nawet koniec, który przecież powinien wprowadzać do filmu szczytowe emocje, jest po prostu przeciętny. Można to obejrzeć bez specjalnego zniechęcenia, ale satysfakcja – jeśli w ogóle się pojawi – będzie malutka i zniknie wraz z napisami końcowymi. Trochę szkoda, bo mogło być lepiej. W końcu niektórzy dają jeszcze radę robić sensowne filmy sensacyjne.
A.N.