Niby schematyczne a jednak niesamowicie oryginalnie. Doskonałe kino. Przede wszystkim mądre, czego nie można powiedzieć o wielu horrorach. Doskonale zagrane i trzymające w swoich mocnych objęciach od samego początku aż do ostatniej sceny. To jeden z tych filmów, które zaraz po wyjściu z kina wywołują burzliwe dyskusje, takie które trwają jeszcze wiele dni po skończeniu projekcji.
A zaczyna się niewinnie, niemalże schematycznie. Druga dekada XX wieku. Florence Cathart trudni się zawodowo odkrywaniem egzorcystów oszustów. Jest przekonana, że wszystkie duchy to wyłącznie wymysł człowieka szukającego zysku. Przyjazd Roberta Mallorego i jego prośba o pomoc też wydaje się jej łatwym, niewartym uwagi zadaniem. Mallory ma jednak swoje argumenty, dlatego Florence godzi się pojechać do szkoły z internatem dla chłopców, gdzie – jak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują - mieszka całkiem rodowity duch.
I chociaż wiadomo, że to co zastanie, dalekie będzie od oszustwa, film przyniesie niejedno zaskoczenie. Jest wiele argumentów za tym, żeby go obejrzeć. Jednym może być na pewno stan absolutnej, niepodzielnej uwagi i napięcia, z którym śledzimy nie tylko każde wydarzenie, ale i każdy element scenografii, każdy przedmiot, niepewni, czy to może właśnie za nim nie czai się to prawdziwe zło. To jeden z tych filmów, gdzie cały czas czuć, że zaraz, może już za sekundę, może za dwie coś się zdarzy, a wszystko osiągnięte jest minimalnymi, ale jakże potężnym środkami emocjonalnymi. Jak miło jest zobaczyć film miejscami naprawdę przerażający, gdzie nikt nie biega z siekierami, gdzie nie leje się krew, a po podłodze nie walają się flaki. Tutaj wszystko jest subtelne, delikatne, niemalże niedopowiedziane, a jednocześnie nieprawdopodobnie emocjonujące. Niesamowite. Wszystko utrzymane jest w surowych, zimnych barwach, potęgujących poczucie surowości i niepokoju. Przepiękne są zdjęcia Eduarda Grau, te we wnętrzach niczym nie ustępujące tym plenerowym.
Najmocniejszym elementem filmu pozostają jednak aktorzy. Wspaniała, wciąż za mało doceniana Rebecca Hall błyszczy swoim wielkim talentem. Ale nie tylko ona powinna zostać doceniona. Ten film to także Dominic West i wspaniała, fantastycznie ucharakteryzowana Imelda Staunton. Wspomagana przez aspekty wizualne, to właśnie ta trójka tworzy klimat tego filmu, strasznego kiedy trzeba, ale też i wzruszającego. Ogromnym, ogromnym plusem jest też fenomenalne zakończenie, lekko, bez wątpienia celowo niedopowiedziane, pozostawiające pole do interpretacji. Takie które powoduje, że ludzie wychodząc z kina dyskutują nad jego znaczeniem. Nawet starzy, nudni, obyci z kinem dziennikarze wychodzili z pokazu prasowego wymieniając się argumentami za swoją wersją. Niby horror a jednak znacznie więcej. Doskonały.
Marta Czabała