Dużo dzieci i dużo knowania, w kolejnych tomach cyklu „Powrót do domu” wszystkich tych elementów jest coraz więcej. W czwartym, „Odrodzenie Ziemi”, dochodzą jeszcze dwa dodatkowe inteligentne gatunki, niebomięsy i czarty. One też się łączą w pary, rozmnażają i knują. A co ze space operą, podróżami międzygwiezdnymi i science fiction? Oszczędnie.
Hosni i Zdedhnoin mieli syna Gabbalufiksa. Gabbalufiks z Rasą spłodził córki Sevet i Kokor, Rasa z Volemakiem zrobiła Issiba i Nafaia, Volemak z Hosni Elemaka, a z Kilvoshevex Mebbekewa. Issib ożenił się z Hushidh – urodziły im się Dza, Zaxodh, Dushah, Gonets, Skhoditya i Shyopot. Nafai z Luet, ich dzieci to Chveya, Zhatva, Motiga, Izuchaya, Serp i Spel. Dza wyszła za mąż za Padaroka, syna Shedemei i Zdoraba, Chveya za Oykiba, który także jest synem Rasy i Volemaka. I tak dalej. W dodatku wszyscy maja zdrobnienia od imion, np. Elemak to Elya, Zaxodh to Xodhya, Izuchaya to Zuya. Do tych wszystkich dzieci i wszystkich związków potrzebna była Cardowi osobna tabelka, którą życzliwie użyczył również czytelnikom. A właściwie potrzebne mu były cztery tomy sagi „Powrót do domu”.
Mam wrażenie, że ta książka to raczej poletko eksperymentalne. Mniej chodzi tu o fabułę niż o rozwijanie pewnych koncepcji. Z jednej strony to dobrze, bo jeśli chodzi o intelektualną rozrywkę, to książka Carda stoi dość wysoko; niestety dość nisko, jeśli chodzi o rozrywkę.
Grupa wędrowców z planety Harmonia wraca na starą Ziemię i zakłada tam nową społeczność. Muszą radzić sobie nie tylko z rozłamami w grupie (Elemak nienawidzi swojego brata Nafaia i ta nienawiść przekłada się na ich dzieci, zwolenników i przeciwników), ale także z sąsiedztwem dwóch inteligentnych gatunków, które wyewoluowały w ciągu czterdziestu milionów lat, kiedy to na Ziemi nie było już ludzi. Jedne, anioły, czyli niebomięsy są potomkami nietoperzy, drugie, czarty, czyli kopacze mają szczury za przodków. Oba gatunki łączy skomplikowana zależność – równowaga w obu populacjach zależy od obecności drugiego; zanim ludzie się w tym zorientują, zdążą trochę zamieszać.
Pomysły są ciekawe, ale temat nieustających konfliktów między Elemakitami a Nafaritami zmęczył mnie już w tomie drugim; nie żeby te socjologiczno-psychologiczne rozgrywki bawiły tak bardzo mnie w tomie pierwszym. W trzecim ten wątek był irytujący, w czwartym wolałabym, żeby ktoś z głównych przeciwników wreszcie umarł i dał czytelnikom spokój. Nie wiem, czy Card napisał dalsze tomy, czwarty wydawał mi się ostatnim. Może się mylę, ale naprawdę wydawało mi się, że w całej tej wyprawie chodziło o to, żeby ludzie z pomocą superkomputera z Ziemi naprawili superkomputer na Harmonii; może Card po prostu o tym zapomniał, bo tak wciągnęły go kolejne intelektualne eksperymenty.
Magdalena Rachwald