Australijsko – fińsko – niemiecki film o nazistach, pozornie banalny i parodiujący określone gatunki, w gruncie rzeczy jednak sprytnie komentujący współczesną politykę. Czapki z głów, bo całość jest i śmieszna i ciekawa i mądra.
Nawet jeśli z pozoru tak nie wygląda. W końcu co może być mądrego w opowieści o kryjących się na Księżycu nazistach? Wielbiciele Hitlera być może przegrali wojnę, na pewno jednak udało im się przegrupować i zbudować potężną bazę na ciemnej stronie Księżyca. Szkolą się i zbroją, czekając na swoją szansę, aby wrócić na Ziemię i ponownie wprowadzić na całym świecie ideologię Fuhrera. Kiedy ich bazę odkrywają przypadkowo amerykańscy kosmonauci, wydaje się, że czas rozpocząć wielką misję. Na Ziemię rusza wstępny zwiad. To co na niej zastaje jest jednak… troszkę inne od oczekiwań.
Jest tutaj tyle zalet, że z powodzeniem można „Iron Sky” uznać za jeden z lepszych filmów jakie pojawiły się w tym roku. To przede wszystkim pierwszorzędnie opowiedziana historia i doskonały scenariusz, komentujący brutalne zderzenie kultur, ale też i niemiłosiernie drwiący z mentalności Amerykanów i polityki jako takiej. Ta australijsko – fińsko – niemiecka Ameryka rządzona jest lekkomyślnie przez prezydent – idiotkę, dbającą wyłącznie o reelekcję, wbrew lansowanemu przez kraj wizerunkowi, gotowa na mordowanie dzieci, kobiet i wszystkiego co stanie jej na drodze. Nie trudno przegapić tutaj analogii do polityki Georga Busha, tym bardziej, że imieniem poprzedniego prezydenta USA nazwany jest kosmiczny statek bojowy, nota bene dowodzony przez kolejną idiotkę.
Dostaje się tutaj politykom, oj dostaje, zresztą nie tylko tym amerykańskim, ale i tym światowym, tutaj pokazanym jako grupa, a jakże idiotów, siedzących przy okrągłym stole, debatujących w kompletnie bezsensowny sposób, sprowadzający się do przechwalania się, kto ma większe działka. A przy tym wszystkim jest też tyle humoru, że naprawdę trudno jest się nie śmiać. Tym bardziej, że w całości doskonale bawią się aktorzy, tacy zupełnie nieopatrzeni, tym bardziej mile widziani w kinie. Cudowna jest Julia Dietze w roli nazistki przerobionej na kapitalistkę, Stephanie Paul w roli prezydent – idiotki, Christopher Kirby jako wybielony przez nazistów murzyn i wielu innych. Całość ogląda się świetnie. Naprawdę trudno jest się zgodzić z pojawiającymi się u nas opiniami, że film pozbawiony jest humoru. Jest w nim tak dużo rozkosznych niuansów, cudownie humorystycznych momentów, tyle celnych spostrzeżeń, tyle filmowych smaczków! Wisienką na torcie są też efekty specjalne, doskonałe, w niczym nie odstające od tych super – dopieszczonych amerykańskich. Dawno już nie było tak miłego a jednocześnie tak mądrego filmu rozrywkowego. Gratka!!!
Marta Czabała