To poważny kandydat na najgłupszy film jaki kiedykolwiek powstał w kinie, nie tylko w ostatnich latach, ale kiedykolwiek. Jest obrzydliwy, ohydny, przepełniony tekstami wziętymi żywcem z filmów dla napalonych nastoletnich chłopców. Dzięki niezmiernie popularnemu aspektowi 3D, mamy jeszcze na dodatek piękny i zbliżony widok na organy rozrodcze i wymiociny. Wyłącznie dla najbardziej wytrwałych, chociaż i oni mogą mieć problemy. Ratuje go tylko spojrzenie na wszystko jak na parodię.
Bo tylko wtedy broni się prymitywna fabuła i mizerniutkie poczucie humoru. Zasady tego filmu ustalamy od razu. Czym mniejszy biust, tym większe szanse na przeżycie. Im więcej ubrań, tym lepiej. Szanse zwiększają się one też poważnie, jeśli hołdujemy wstrzemięźliwości seksualnej, bo przecież nie od dzisiaj wiadomo, że najszybciej giną ci, co źle się prowadzą. A takich w filmach bez jakichkolwiek aspiracji nie brakuje. Acha, i nie wolno gwałcić rury od odpływu!
Bo nawet nią może teraz wypłynąć mordercza pirania. Baseny, do tej pory bezpieczne azyle od wszelkiego rodzaju zagrożeń, teraz staną się miejscem walki z piraniami, tymi samymi, które udało się nam już poznać w pierwszej części. Jak tam trafiają, zdradzać nie będę, ale sposób jest średnio mądry. Ale chyba mądry też nie musi być, bo w końcu w takich filmach chodzi o głośny krzyk, dużo seksu i jeszcze więcej nagości. I te warunki spełnione są aż do przesady. Idealne ciała pokazane w 3D (oraz w wersji 3DD) snują się po ekranie. I giną spektakularnie i efektownie, jak na film kinowy, a nie telewizyjny przystało.
Głupich tekstów nie brakuje. „Nie chcę umrzeć dziewicą”, „Ryby chodzą wśród nas” „Przynieś mi moje nogi”, „Josh odciął sobie penisa, bo coś wyszło z mojej pochwy”, „ wyjmij mi to dupy, cokolwiek to jest” – takie oto sentencje można wynieść z tej kinowej przygody. Seksu na różne sposoby jest też co niemiara, częściowo prowadzącego zresztą do mocno obrzydliwych aktów mordu, zjadania i śmierci. Bywa naprawdę mocno obrzydliwie. Ale cóż, pewnie znajdą się amatorzy piranii wychodzącej z kobiecej waginy i zjadającej męskie prące. Inaczej nikt by takich filmów nie robił.
Ale są w tym filmie pozytywne aspekty. Tym najjaśniejszym i najbardziej uroczym jest bez wątpienia David Hasselhoff. Dawno nie widziany, raczej już były gwiazdor niemiłosiernie naśmiewa się ze swojej postaci z serialu Baywatch, idealnego, pięknego ratownika Mitcha. Jego postać jest ozdobą tego filmu, nawet w bardzo jego mizernej wersji. Jeśli już to oglądać, to dla niego. A jak nie, to może zdecydujecie się na kolejną część, która – jak wszelkie znaki na niebie wskazują – wkrótce zawita na nasze ekrany. Nie zdradzę do czego będą zdolne piranie, ale materiału będzie na kolejne kilka części. Może będzie seria?
Marta Czabała