Jedna z bardziej udanych książek Carda. Jak zwykle o dziecku, które nie pasuje do rówieśników i swojej rodziny. Mamy magię we współczesnej Ameryce, mamy chłopca, który być może będzie jednym z najpotężniejszych magów w swojej rodzinie od wielu, wielu pokoleń. Po drodze pojawia się też inna planeta. I w sumie jest to całkiem niezłe połączenie.
Uwielbiam Grę Endera, cenię sobie opowiadania Carda i naprawdę nie przepadam za jego innymi książkami. W moim przekonaniu jest jednym z tych pisarzy, którzy mają przymus pisania, co nie zawsze wychodzi na dobre jego książkom. Potrafi być marudny i monotematyczny. Bardziej skupia się na regułach niż na ich wcielaniu w życie. Jego bohaterowie to bezustannie wyobcowane dzieci pozbawione nie tylko przyjaciół wśród rówieśników, ale i wsparcia dorosłych. W moim przekonaniu Card nie ma też poczucia humoru, a w każdym razie takiego, które by mnie śmieszyło. Żarty, jakimi przerzucają się jego bohaterowie, świadczą o tym, że są na jakimś bardzo wstępnym etapie rozwoju socjalnego; zazwyczaj muszą zaznaczać, że żartowali.
Danny ma kilkanaście lat i wychowuje się w osadzie rodziny Northów – to jedna z westiliańskich rodzin, obdarzona magicznymi mocami. Sam jednak nie ma talentu do magii, a w każdym razie nie udało się go jeszcze odkryć. Myślę, że nie zdradzę zbyt wiele, jeśli napiszę, że Danny uzdolnienia ma i to wyjątkowe. Odkryje je w dość dramatycznych okolicznościach i zaraz przekona się, że jego talent to także kłopoty i to bardzo duże. Będzie miał szansę otworzyć wrota zamknięte przed wiekami, wrota pomiędzy światem Ziemi, a światem Westilu. A po drodze będzie się uczył nowych rzeczy, poznawał świat zwykłych ludzi i zdobywał przyjaciół.
Zaginione wrota, jak można się dowiedzieć z posłowia, zaczęły powstawać trzydzieści lat temu. Niektóre rozdziały były samodzielnymi opowiadaniami. Kilka ostatnich powstało w trakcie wizyty w Polsce... Powiedziałabym, że wad takiego pisania widać zaskakująco mało – poszczególne opowieści harmonijnie się ze sobą przeplatają. Niektóre opowieści ze świata Westilu są bardzo piękne, bardziej poetyckie i skupione na emocjach, a nie na mechanizmach działania magii. Pod koniec książki widać trochę efekt przyspieszenia, pisarz wyraźnie gonił terminy – może byłoby lepiej, gdyby popracował nad powieścią jeszcze jedną dekadę. Akcja przyspiesza, a jednocześnie staje się nudna – nie wiem, jak można to osiągnąć, ale Cardowi się udało. To oczywiście tom pierwszy – Card już chyba nie umie napisać książki, która byłaby zamkniętą całością. Ale ja jestem ciekawa dalszych losów Danny’ego i tego, co wydarzy się i na Ziemi, i na Westilu.
Magdalena Rachwald