Kolejna odsłona przygód nastolatków uwięzionych pod tajemniczą kopułą. To zdecydowanie nie jest książka dla dzieci, jeśli już, bardziej dla nastolatków. Brutalność i przemoc nie jest im niestety obca. Ale to także doskonała lektura dla dorosłych, wciągająca, wartka i przede wszystkim ogromnie ciekawa. Szkoda, że nie ma jeszcze części szóstej.
W piątej odsłonie pod kopułą zapanował względny spokój. Dzieci podzieliły się na dwie grupy. Ci, którzy wierzyli w odkrycie Sama wyprowadzili się nad jezioro. Ci, którzy pozostali w Perdido Beach zostali na miejscu, musieli jednak uznać Caine’a jako wszechmocnego króla. W trudnych warunkach, małoletnia społeczność jest jednak w stanie jakoś egzystować. Przynajmniej przez kilka miesięcy. Wszyscy wiedzą, że pokój nie będzie wieczny. Z głębi ziemi nadciąga gaiaphage. Na dodatek kopuła zaczyna pokrywać się niepokojącą ciemnością. Wkrótce staje się jasne, że niedługo zapadnie wieczna noc. A wraz z nią panika i szaleństwo.
Powtórzę raz jeszcze. To nie jest książka dla dzieci. Ilość zawartej w niej przemocy, krwi, morderstw mogłaby z powodzeniem konkurować z niejednym mocnym thrillerem. Nie działają tutaj literackie zasady ochronne. Nikt nie jest bezpieczny. Brutalnie giną dzieci, niejednokrotnie bezwzględnie torturowane. Opisy nie oszczędzają czytelników. Ale seria „Gone” działa wedle określonych zasad i opowiada historię, która nie ma być łagodna, czy przyjemna. To brutalna opowieść o nastolatkach w brutalnych okolicznościach. To także bardzo dobra powieść, wciągająca, angażująca, pełna ciekawych, niejednoznacznych bohaterów. To coś więcej niż tylko czarno-biała historia o walce dobra ze złem. To opowieść o sytuacji, w której dobro i zło nabiera nowego znaczenia. Lubię powieść Granta za jej wieloznaczność i oryginalność. Nic nie jest w niej pewne, nic nie jest jednoznaczne. Jest mrocznie, jest ciekawie, trudno się od całości oderwać. Jako wisienkę na przysłowiowym torcie mamy jeszcze koniec – nieprawdopodobnie ciekawy, zaskakujący, pozostawiający ogromny niedosyt na część szóstą. Niestety Michael Grant nie zaczął jej jeszcze pisać, mamy więc przed sobą co najmniej rok oczekiwania. Długi, bardzo długi rok oczekiwania. Panie Grant, nie może się Pan pospieszyć?
Marta Czabała