Burza

„Widziałam przyszłość i jest nią Jackson Meyer! Zakochałam się we wciągającej książce Julie Cross. Gdybym potrafiła podróżować w czasie, przeczytałabym kolejny tom już wczoraj”. Nancy Holder, autorka serii „Wyklęci”. „Trzymający w napięciu debiut Julie Cross aż kipi od emocji, romansu i intryg. Przewracałam strony w ekspresowym tempie!” Beth Revis, autorka powieści W otchłani
„Cross zabiera czytelnika na niesamowitą przejażdżkę, podczas której jej bohater będzie zmagał się ze swoją mocą, by odkryć swą tożsamość i, co ważniejsze, dowiedzieć się, komu może zaufać. (…) Trochę tutaj przygody, trochę romansu i trochę science-fiction. (…)

Rok 2009. Dziewiętnastoletni Jackson Meyer jest zwyczajnym nastolatkiem, studiuje, ma dziewczynę... i potrafi podróżować w czasie. Lecz ta umiejętność nie ma nic wspólnego z tym, co ogląda się w filmach – jego skoki nie zmieniają teraźniejszości ani nie powodują żadnych zakłóceń w Kosmosie.

Nadchodzi jednak dzień, gdy nieznajomi mężczyźni napadają na Jacksona i jego ukochaną Holly, a podczas brutalnej szarpaniny dziewczyna zostaje poważnie ranna. Przerażony i spanikowany Jackson cofa się do roku 2007, lecz ten skok okazuje się inny niż wszystkie. Chłopak zostaje uwięziony w przeszłości.

Jackson, chcąc uratować Holly, nie ustaje w rozpaczliwych próbach odnalezienia drogi powrotnej do swojego czasu, lecz po serii niepowodzeń godzi się z losem i postanawia dowiedzieć się więcej o swoich umiejętnościach. Jednak ludzie, którzy strzelali do Holly w roku 2009, depczą mu po piętach. Wrogowie Czasu nie cofną się przed niczym, aby wcielić młodego podróżnika w swoje szeregi. Przystąpi do nich albo zginie.

18 sprzedanych licencji zagranicznych. Prawa do ekranizacji kupione przez Summit Entertainment, producenta filmów z serii „Zmierzch” oraz „Igrzyska śmierci”

2.jpg

Copyright © 2011 by Julie Cross

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.


Jutro jest dzisiaj

14 maja 2009, 18:30

– Nie mam zielonego pojęcia, co z tym zrobić – powiedziała Holly, rozkładając kartki na podłodze w sali gimnastycznej.

Przysunąłem się do niej. Holly leżała wygodnie na brzuchu, w ręce trzymała długopis.

– No cóż... musisz po prostu odpowiedzieć na kilka nonsensownych pytań, złożyć kartkę na pół, wsunąć do koperty i zakleić, żeby nikt nie zobaczył, co napisałaś.

– A robię to, bo...?

– Pan Wellborn wszystko zbierze, a potem wyśle do ciebie pocztą, zanim zacznie się kolejny obóz, żebyś mogła przekonać się, jak bardzo przez ten rok wyrosłaś – wyjaśniłem.

Zaśmiała się i przewróciła oczami.

– Boże, ale suchar... chyba oddam pustą kartkę.

– Napisz, że jesteś jak czysta karta – drażniłem się z nią – a dzisiaj jest pierwszy dzień reszty twojego życia...

– Adam, a ty co napisałeś? – zapytała Holly.

– Mogłabyś dostać zawału, gdybym ci powiedział.

Holly wybuchnęła śmiechem i odłożyła kwestionariusz na bok.
– Mamy też ułożyć plan zajęć na pierwszy tydzień, tak?

– Aha – odparłem, przerzucając kartki. – Mamy dzienniki, możemy więc zacząć zapamiętywać imiona.

– Po co? – prychnęła Holly. – Pewnie większość tych dzieciaków zapłaciła innym bachorom, żeby zastąpiły je na obozie, a same zostały w domu i grają w gry wideo jak normalni ludzie.

Nie powinienem się śmiać, bo sam byłem jednym z takich dzieciaków, ale nie mogłem się powstrzymać. Holly zawsze stroiła sobie żarty z bogatych szkrabów, co umilało jej czas podczas naszego dwumiesięcznego okresu przygotowawczego do obozu, na którym mieliśmy być opiekunami.

Kiedy Holly wstała, żeby zerknąć na plan zajęć, skorzystałem z okazji i zagadałem do Adama:

– Jutro masz urodziny, co nie?

– No tak...

– Moi współlokatorzy robią imprezę – powiedziałem, zniżając głos, aby zaproszenie nie rozprzestrzeniło się jak wirus; w końcu mój akademik nie jest aż tak duży. – No wiesz... balanga na zakończenie roku. Wpadniesz? Może będziemy mieli okazję, żeby poeksperymentować ze skokami w czasie w nieco innym środowisku.

Adam wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Ekstra! Mam nawet kilka pomysłów.

– Domyślam się.

Przedstawił mi pobieżnie teorie, które chciałby przetestować. Słuchałem go przez parę minut, lecz po chwili moją uwagę zwróciła Holly, która ponownie położyła się na podłodze, lecz tym razem nieco dalej od nas. Mój wzrok powędrował w jej kierunku. Kosmyki jasnych włosów założyła za uszy, a ze stóp zrzuciła klapki, które leżały teraz obok niej. Patrzyłem, jak trzymany przez nią długopis z gracją tańczy po kartce. Było w tym coś niemalże seksownego, ale otrząsnąłem się z tej myśli, uznając ją za totalnie dziwaczną. Może po kryjomu liczyłem na to, że gryzmoli tam moje imię? Nie jestem jednak pewien, czy Holly to jedna z tych dziewczyn, które robią takie rzeczy; nie jestem też pewien, czy chciałbym, żeby nią była.

Musiała podświadomie zdać sobie sprawę, że się na nią gapię, gdyż powoli odwróciła głowę w moim kierunku, a jej policzki nabiegły czerwienią.

– Holly, jednak wypełniasz ten czerstwy formularz, co? – powiedziałem, aby nie dać po sobie poznać, że właśnie zakończyłem pięciominutową sesję podglądania. – Wiedziałem, że cię wciągnie.

Adam parsknął śmiechem; okazało się zresztą, że miałem rację – Holly nie chciała oddawać czystej kartki.

Z powrotem utkwiła wzrok w papierach, lecz widziałem, że uśmiecha się lekko. Sięgnąłem po kwestionariusz i napisałem swoje imię na górze pierwszej strony.

– Widzisz, Holly... również się za to biorę, żaden obciach.

– Ja też – mruknął Adam. – Nie mogę się doczekać, aż porozmawiam ze swoim przyszłym ja.

Kiedy to powiedział, spojrzeliśmy po sobie i roześmialiśmy się. Ironia kryjąca się w tych słowach była po prostu zbyt zabawna, byśmy zdołali się powstrzymać od podobnej reakcji.

15 maja 2009, 20:30

– Jackson! Nasz ziom!

Odwróciłem się w kierunku, z którego dobiegł głos. Jacyś goście, których nawet nie rozpoznałem, weszli do mieszkanka w akademiku NYU, które dzieliłem z dwoma chłopakami. Zajmowaliśmy całkiem spore lokum i było jeszcze dość wcześnie, lecz widziałem, że już teraz trudno będzie nam wcisnąć tutaj jeszcze więcej osób.

– Hej, co tam? – zapytałem, kiwnąwszy im głową.
Za nimi, uśmiechając się potulnie, stał Adam Silverman, który przebył drogę z liceum w New Jersey, aby wkroczyć prosto w świat uniwersyteckich imprez w Village. Pomachałem mu, uśmiechnąłem się i podszedłem do drzwi. Jeden z moich współlokatorów, Danny, pokręcił głową i zablokował Adamowi drogę.

– Nie ma szans, Jackson! Żadnych dzieciaków! Ustaliliśmy to.

– D z i s i a j skończył osiemnaście lat.

– Człowieku – westchnął Danny, podnosząc bezradnie ręce – jest ich więcej.

Zobaczyłem, że za plecami Adama kryje się dwoje „dzieciaków z liceum” – Holly Flynn i jakiś wysoki, chudy jak tyczka chłopak, który wyglądał na jeszcze bardziej zdenerwowanego niż Adam. Wyciągnął do mnie rękę:

– Jestem David... dzięki, że mogliśmy wpaść... superimpreza.

– Nie ma sprawy. Fajnie, że jesteście.

Nagle ktoś włączył głośno muzykę, a Adam chwycił mnie za rękaw i pociągnął w stronę kuchni.

– Wybacz, błagali mnie, żebym wziął ich ze sobą – powiedział szeptem. – Bardziej Holly niż David, ale wiesz, jak to z nimi jest.

Oparłem się o kuchenną szafkę i wychyliłem, aby zobaczyć, co robi Holly. Akurat rozmawiała z moim współlokatorem. Dzisiaj wyjątkowo rozpuściła swoje długie blond włosy, zazwyczaj spięte podczas naszych wieczornych „spotkań przyszłych opiekunów”. Miała na sobie dopasowaną czarną sukienkę i buty na trzynastocentymetrowych koturnach, w których i tak była o głowę niższa od Davida.

– Czy oni są razem? – zapytałem Adama.

– Co? – Stał odwrócony tyłem do bawiących się ludzi i wystukiwał coś na ekraniku swojej komórki, zapewne dane potrzebne do wykonania eksperymentu. – A, tak. Holly i David.

– Chodzą ze sobą?

– Tak, już od ponad roku. Znają się od pierwszej klasy. W sumie cała nasza trójka zna się od pierwszej klasy.

Rok? Holly spotyka się z tym samym facetem od roku, a ja nic o tym nie wiem, choć od dwóch miesięcy widujemy się praktycznie codziennie? Może źle słuchałem?

– Okej, czas na prawdziwą zabawę! – rzuciłem.

Adam wreszcie uniósł głowę znad telefonu.

– Jestem gotowy, ale musimy jeszcze chwilę poczekać. No wiesz, trzeba zapamiętać i zarejestrować ten moment, a potem porównać z informacjami, które przyniesiesz ze sobą z podróży.

– Dobrze.

Przez następnych trzydzieści minut zgrywałem gospodarza idealnego i tańczyłem z dwiema dziewczynami mieszkającymi na innym piętrze w moim akademiku, a potem pląsałem z panną, którą poznałem na zajęciach w zeszłym semestrze. Spostrzegłem, że Holly stoi sama w kuchni. Podszedłem i stanąłem naprzeciwko niej, opierając się o jedną z szafek.

– A gdzie jest... Doug?

– D a v i d – poprawiła mnie, rozglądając się po pokoju. – Nie jestem pewna. Kiedy widziałam go po raz ostatni, przerzucali się z Adamem cytatami z filmów.

– Co w ogóle tutaj robisz? Notujesz w pamięci, co przekazać przyszłej ja?

Rzuciła mi gniewne spojrzenie, ale nie przestała się uśmiechać.

– Droczyłam się z tobą. Naprawdę nie lubię pisać takich rzeczy.

– Nie zaprzeczaj, bo i tak wiem, że kłamiesz. Ty wręcz uwielbiasz snuć plany na przyszłość – urwałem, chcąc znaleźć odpowiednie słowa, aby opisać dziewczynę, która nadal była dla mnie tajemnicą. – I to zapewne nie byle jakie plany. Lubujesz się w ustalaniu sobie celów i w innych natchnionych pierdółkach. Na pewno prowadzisz pamiętnik.

Szybko odwróciła wzrok i zarumieniła się zupełnie tak jak wczoraj.

– Ha! Wiedziałem!

– No i co z tego? – Wzruszyła ramionami. – Masz rację, ale gdybym mieszkała tutaj, w Nowym Jorku przez całe swoje życie, nie miałabym pewnie o czym pisać. Robiłabym coś innego... na pewno nie pisałabym o tym, co dopiero zamierzam zrobić. Jestem pewna, że ci najlepsi pisarze mają naprawdę nudne życie.

Uniosłem w górę brew.

– Dobra odpowiedź. Teraz nie wiem, czy mogę się dalej z ciebie kpić.

Uśmiechnęła się do mnie.

– Na pewno coś wymyślisz.

– A może chcesz zobaczyć coś naprawdę zakręconego? – zapytałem, podejmując szybką i impulsywną decyzję.

– No okej...

Wyciągnąłem z szuflady kilka rzeczy i zaprowadziłem Holly do drzwi, po drodze wskazując wieszak i dając jej do zrozumienia, żeby wzięła kurtkę. Wyszliśmy na korytarz i kiedy zamknąłem drzwi, wyciągnąłem z kieszeni narzędzia, które zabrałem z kuchni.

– Patrz, czy nikt nie idzie.

Rozejrzała się po korytarzu.

– Dobra... czyli zgaduję, że nie idziemy na kawę albo coś... normalnego?

Zamarłem z rękoma na kłódce. Holly chciała iść ze mną na kawę? Czy właśnie o to powinienem był ją spytać? A jej facet? Pokręciłem głową z powątpiewaniem i zająłem się kłódką. Musiałem uważać, aby jej nie uszkodzić przy otwieraniu, gdyż cała wina spadłaby na mnie i na moich kumpli – to nasze drzwi sąsiadowały z wyjściem na dach.

– Dach? Czy właśnie tam idziemy? – zapytała, otwierając drzwi prowadzące na schody.

Schowałem narzędzia do kieszeni, a Holly zdjęła buty i wzięła je do ręki.

Uśmiechnąłem się szeroko, podziwiając jej entuzjazm, i ruszyłem na górę.

– To będzie jedno z tych nowojorskich doświadczeń, o których nie możesz napisać. Przede wszystkim dlatego, że to nie do końca legalne. A tak poza tym, nie jesteś w samobójczym nastroju, co?

– Nie, nie dzisiaj. – Kilkoma susami pokonała schody, jakby szykowała się na podobną wyprawę już od dawna. – Nie złapią nas?

Otworzyłem kolejne drzwi i uderzyło w nas chłodne wieczorne powietrze.

– Jeśli ktoś nas nakryje, zawsze możemy powiedzieć, że odwodziłaś mnie od skoku... Jak w Titanicu, tylko że odwrotnie.

Holly zaśmiała się i podeszła do krawędzi dachu, podziwiając widok.

– Wow... pięknie tu. Powiesz mi teraz, na co w ogóle patrzę?

Stanąłem obok niej, próbując nie gapić się w dół, i opisywałem widoczne w oddali budynki i parki, napomknąłem o moich ulubionych restauracjach i kawiarniach. Prawie onieśmielała mnie uwaga, jaką Holly poświęcała temu, co mówiłem.... ale tylko prawie. Zwykle nie rozmawiałem w ten sposób z dziewczynami, ale, z drugiej strony, chyba nigdy nie miałem okazji pogadać z kimś takim jak Holly.

Z dziewczyną, która od roku chodzi z jednym facetem.

Przypomniałem sobie, dlaczego tak bardzo ciekawi ją akurat ta część miasta. Za kilka miesięcy miała przecież zacząć studia na NYU.

– Czekaj... załatwiłaś już sobie akademik?

Posłała mi uśmiech i zaczerwieniła się lekko.

– Tak... Rubin.

– Mają tam naprawdę małe pokoje. Masz chociaż jedynkę?

– Trójkę. – Spojrzała na budynek po drugiej stronie ulicy. – Wiesz, wychodzi o tysiąc dolarów taniej za semestr niż dwójka. Jakoś przeżyję brak klimatyzacji i piętrowe łóżka, jeśli tylko w moim adresie będzie widniał Nowy Jork, a ja będę mogła pójść wieczorem nie tylko do parku albo na jakieś pole, żeby siedzieć w aucie, pić ciepłe piwo i palić trawę wyhodowaną na czyimś balkonie.

Uśmiechnąłem się do niej złośliwie, wyczuwając ściemę:

– Ty nie palisz trawy.

– No ale zabrzmiało fajnie, co nie? – Zaśmiała się i przeszła na przeciwległą stronę dachu, aby rzucić okiem na drugą stronę miasta.

Nasza wyprawa pomogła mi spojrzeć na Holly z zupełnie innej perspektywy niż dotychczas. Po tej rozmowie zdałem sobie sprawę, że wcale nie tak trudno było ją rozgryźć, lecz przerażał mnie sam fakt, że chciałem poznać ją bliżej. I tak nie potrafiłem o tym myśleć w tamtej chwili; mogłem jedynie patrzeć na jej rozpuszczone, targane wiatrem włosy... Stanęła na palcach, aby lepiej widzieć ziemię pod nami, a mięśnie na jej łydkach zadrgały. Holly była szczera, próżno w niej szukać sztuczności i pozy. Zapragnąłem wtedy zobaczyć trochę więcej jej ciała, niż odsłaniała sukienka...

Nie ma mowy! To przyjaciółka Adama.

– Boisz się? – zapytała.

– Co? Patrzeć w dół? – Zerknąłem na ulicę, lecz nie stać mnie było na dłuższe spojrzenie. – I to jeszcze jak... cholernie! Jednak wolę patrzeć w górę lub przed siebie.

– Nie, nie to... Myślałam o wyprowadzce z domu. Mieszkanie z nieznajomymi wśród obcych ludzi. Życie na własny rachunek. Odpowiedzialność.

– Aha. O t o chodzi. – Oparłem się o murek otaczający krawędzie dachu. – Nie jestem pewien, czy nie powinnaś zapytać o to kogoś innego, ja widzę stąd wieżowiec, w którym mieszka mój ojciec, więc pewnie nawet nie liczy się to jako wyprowadzka. No i moi współlokatorzy płacą komuś za sprzątanie. Mamy też klimatyzację.

Uśmiechnęła się do mnie szeroko.

– Jestem z ciebie dumna, tylko prawdziwy facet potrafiłby się do tego przyznać.

Nie myśląc o tym, co robię, przysunąłem się do niej.

Stop! Ma faceta... Jest przyjaciółką Adama... Poza zasięgiem.

Moje ciało posłuchało tych komend i cofnąłem się o krok.

– Powinniśmy już iść, muszę się upewnić, że chłopaki się nie pozabijały... albo że nie pochlastali naszego opiekuna.

Holly pokiwała głową, wzięła głęboki oddech i zrobiła krok w przeciwnym kierunku.

– Postoję tutaj jeszcze chwilę, okej?

Podałem jej wyjętą z kieszeni kłódkę.

– Pewnie, tylko pamiętaj, żeby zawiesić ją na drzwiach, kiedy już zejdziesz.

Wszedłem do swojego gorącego, zatłoczonego i śmierdzącego potem mieszkania. Adam i David stali w kuchni, a mój przyjaciel ryczał ze śmiechu.

– Jackson! – wrzasnął tak głośno, że chyba usłyszano go w całym budynku, i wymierzył mi kuksańca w ramię. – Zgadnij, kto jest bogatszy o trzysta dolarów?

David położył swoją dłoń na ustach Adama i spojrzał na mnie przepraszająco.

– Wybacz, chyba jest trochę...

– Wesoły? – dokończyłem, śmiejąc się.

Wcześniej nie miałem okazji poznać imprezowego oblicza Adama.

– Tak, właśnie... – powiedział Adam, wymachując mi przed oczyma kilkoma banknotami.

David westchnął ciężko i pokiwał głową.

– Twój kolega założył się z nim, że da radę wypić sześć red bulli i nie zwymiotować...

Tym razem Adam wymierzył kuksańca Davidowi.

– Nie wierzyłeś, że potrafię to zrobić, co?

– Adam i kofeina to złe połączenie – oświadczył David.

Na wszelki wypadek odsunąłem się od przyjaciela.

– Łazienka jest za rogiem, choć wolelibyśmy nie sprzątać dzisiaj rzygów, ale nie byłbyś pierwszym, który puści tam pawia.

Adam wyciągnął do mnie rękę, która wyraźnie się trzęsła, i zaczął podskakiwać, jakby rozgrzewał się do biegu.

– Muszę coś zjeść, aby osłabić działanie kofeiny.

Pokazałem mu lodówkę.

– Danny przykleja do swoich pojemników niebieskie karteczki, nie zjedz więc jego rzeczy, bo zrobi mi awanturę.

– Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Chociaż nawet po jednej coli nie śpi całą noc i buduje mosty z wykałaczek, albo coś takiego – powiedział David, nie spuszczając oka z Adama, który pakował sobie do ust całe garście chipsów ziemniaczanych. – Nie wiem, czemu kofeina tak na niego działa, nie potrafię tego zrozumieć.

Miałem na ten temat swoją teorię.

– Jego mózg i tak pracuje na zwiększonych obrotach. Nie sądzę, by nawet w normalnych okolicznościach potrzebował wielu godzin snu.

– Mogę go stąd zabrać, pójdziemy coś zjeść.

– On mi absolutnie nie przeszkadza, jeśli to masz na myśli – odparłem. – Jeszcze godzina i zobaczysz tutaj prawdziwą jazdę, Adam Silverman się schowa.

– Dzięki. – Usiadł na oparciu kanapy i potarł oczy. – Czasem tych dwoje mnie wykańcza. Mówię ci, są jak trzymane w klatkach zwierzęta, które przy pierwszej lepszej okazji wybiegają na wolność i szaleją.

Wyobraziłem sobie Holly za kratami, ale natychmiast odgoniłem od siebie podobne myśli.

– A tak w ogóle, jakie masz plany na następny rok?

Czy naprawdę zapytałem go o jego plany na przyszłość? Cholera, co się ze mną dzisiaj dzieje?

Podrapał się po plecach, czując się równie niezręcznie.

– No... na razie będę studiował w Newark.

– Aha, to chyba nie tak źle. Będziesz blisko Holly.

Teraz wyglądał na całkiem zmieszanego, ale wstał i spojrzał na drzwi.

– Skoro mowa o Holly... widziałeś ją może?

– Poszła na dach sprawdzić, jaki jest stamtąd widok.

Nie wiem czemu, ale uznałem, że będzie lepiej, jeśli pominę fakt, że byłem tam z nią. Przecież do niczego nie doszło. Na szczęście Holly weszła do pokoju i wydawała się szczęśliwa, widząc Davida.

On wziął jej twarz w dłonie.

– Zimno? Masz lodowate policzki.

– Ręce też – powiedziała.

Przypatrywałem się im jeszcze tylko kilka sekund, lecz wystarczająco długo, aby zobaczyć, jak David chucha na jej dłonie i całuje ją w czoło.

Koleś jest pod pantoflem. I na dodatek jest dla niej za wysoki.

Adam wyszedł z kuchni z naręczem różnych przekąsek.

– Ziom, gdzie jest twój pokój?

– Faktycznie, będzie to wspaniale wyglądało, jeśli zamkniemy się teraz we dwóch w moim pokoju, na pewno nikt sobie niczego nie pomyśli.

– Masz na myśli laski? – Zaśmiał się. – Jeśli mówisz o tych, z którymi się spotykałeś, to dziwię się, że nie przyszły tutaj kopnąć cię w jaja.

Wepchnąłem go do swojego pokoju, zanim ktoś go usłyszał.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

Usiadł na łóżku.

– Ta, na pewno. Okej.

Podsunąłem sobie krzesło i przysiadłem obok Adama.

– Nudzi mi się. Możemy spróbować czegoś nowego, mam skoczyć w czasie?

– Może... najesz się, ale tak naprawdę do syta, a potem wrócisz tutaj i zobaczymy, czy nadal będziesz głodny. Próbowaliśmy już tego?

Przewróciłem oczami. Adam nie był w najwyższej formie i nie chodziło tylko o kofeinę, widziałem, że coś go dręczy. Przeważnie miał dla mnie konkretne zadania, jakby poświęcał ich układaniu całe dnie.

– Jeśli naprawdę chcesz, w porządku, zrobię to.

– Czemu nie... przecież musimy spróbować wszystkiego. – Otworzył szeroko oczy, sądziłem, że wyjdą mu zaraz z orbit.

Bez wyraźnego powodu zaczął też nerwowo pstrykać palcami.

Spisanie kilku pomysłów zajęło nam chwilę, lecz nie naciskałem go za bardzo, choć pstrykanie palcami i stukanie ołówkiem działało mi na nerwy. Skupiłem się i poczułem, jak moje ciało rozpada się na dwie części...

Wylądowałem w swoim pokoju, czyli tak, jak planowałem, ponieważ drugi ja krzątał się gdzieś w salonie, rozmawiając z gośćmi, i nie wejdzie do sypialni jeszcze przez następną godzinę. Musiałem teraz przedostać się potajemnie do kuchni.

Kiedy tylko wyszedłem z pokoju, wpadłem się na jakiegoś gościa, który niósł wypełniony po brzegi kubek piwa. Napój upadł na podłogę i ochlapał stojącą w kolejce do łazienki Holly.

– Jezu!

– A, cholera – powiedział potrącony przeze mnie chłopak.

Gapiłem się na Holly; piwo spływało z jej sukienki i włosów.

– Przepraszam, to moja wina – powiedziałem.

Spojrzała na podłogę:

– O kurde... na dywanie zostanie plama.

– Nie martw się. – Zaprowadziłem ją do swojego pokoju. – Mam tutaj łazienkę, nie musisz czekać w kolejce.

Stanęła przed zamontowanym na drzwiach lustrem i zaczęła się śmiać.

– Wiedziałam, że powinnam była włożyć do torby zapasową sukienkę.

– Chcesz coś na zmianę? – Zacząłem przeszukiwać szuflady i znalazłem stare spodnie dresowe i podkoszulek z logo zespołu Arctic Monkeys.

Zawahałem się przez moment, zanim podałem jej ciuchy. To się nie dzieje naprawdę, to skok w czasie, niczego nie zmieniam. Zaplamiony dywan nie miał znaczenia, mogłem też zostawić tutaj Holly samą, a i tak nie będzie tego pamiętała po moim powrocie.

– Dzięki. – Wzięła ode mnie ubranie i schowała się w łazience. – Nie masz zamka w drzwiach? Nikt tutaj nie wejdzie?

– O nic się nie martw – powiedziałem, rozmyślając, jak się wykaraskać z tej sytuacji.

Wyszła po kilku minutach, susząc włosy ręcznikiem. Wziąłem od niej mokrą sukienkę.

– Może zwrócę ci upraną? Raczej nie zaniesiesz jej do domu, skoro śmierdzi budweiserem.

– Naprawdę, nie trzeba – powiedziała, przygryzając wargę. – Chociaż z drugiej strony... Oszczędzi mi to trochę kłopotów.

– Żaden problem.

– A jak moje włosy? Nie śmierdzą piwem?

Było w niej coś, co kazało mi się zbliżyć; miałem przypuścić ofensywę na jej przestrzeń prywatną, lecz nie w oczywisty sposób, jak robi to większość ludzi podczas flirtu. Kierowała mną czysta ciekawość.

Kiedy tylko po raz pierwszy spojrzałem na Holly, coś się we mnie zbudziło. Chciałem wiedzieć, jak smakują jej usta, a teraz mogłem się przekonać i nie ponieść żadnych konsekwencji; ale też nie będzie to miało dla nas żadnego znaczenia po moim powrocie.

Dotknąłem nosem jej włosów i wziąłem głęboki oddech. Podniosłem rękę i palcami przeczesałem lśniące blond kosmyki, delektując się ich zapachem. Czy robię coś złego? Czy to niewłaściwe?

– No więc... twoje włosy są... w porządku.

Cofnąłem się o krok i spojrzałem prosto w jej szeroko otwarte oczy, które patrzyły na mnie... wyczekująco.

A więc zrobiłem to.

Moje usta dotknęły jej warg, a dłonie pieściły włosy. Chwyciłem jej podbródek, przysuwając jej twarz bliżej; a jednak wszystko, co czułem, było nieco przytłumione, jakbym był na koncercie rockowym i nie widział sceny. Usta Holly powinny być gorące, smakować jak... jak Holly. Dlaczego nie czułem zapachu jej włosów? Pamiętałem aromat arbuzowego szamponu sprzed kilku tygodni, a teraz... zupełnie nic.

Bo to nie dzieje się naprawdę. To fantazja. Sen na jawie.

Wycofałem się i wbiłem wzrok w podłogę.

– Przepraszam, Holly... to było... – Spojrzałem na nią i westchnąłem. – Czy możemy zapomnieć, że to się kiedykolwiek wydarzyło?

Tak naprawdę pytanie było skierowane nie do niej, a do mnie. Wiedziałem, że Holly nie będzie pamiętała naszego pocałunku. I to niepokoiło mnie bardziej niż wszystko inne. Odczekałem chwilę, aż Holly skinęła głową, i zakończyłem ten szalony eksperyment.

– I co? Wróciłeś już do świata żywych? – zapytał Adam, kiedy się ocknąłem.

– Ta, już tutaj jestem. – Wstałem z krzesła, okrążyłem pokój i padłem na łóżko. – Przegiąłem.

– To znaczy?

Nie mogłem na niego patrzeć po tym, co zaszło z Holly, więc gapiłem się w sufit.

– Zamiast jedzenia... pomyślałem, że może kogoś p o c a ł u j ę. Zobaczę, czy... będzie inaczej.

Adam kiwnął głową.

– Super. Potrzebujemy dowodów, że to, co robisz w przeszłości, nie ma wpływu na teraźniejszość.

– Nie ma, i dobrze o tym wiesz.

– Przepraszam, ale jestem dzisiaj wybitnie nie w formie. Powinienem być lepiej przygotowany do badań naukowych.

Adam oparł się o ścianę i zamknął oczy.

– Ej, masz dzisiaj urodziny. P o w i n i e n e ś się nawalić. Poważnie. Jutro zajmiemy się resztą.

– Powinienem się napić – odparł – a nie próbować opanować drżenie rąk i martwić się, że serducho wali mi z prędkością dwustu uderzeń na minutę... Wiesz, co rodzice kupili mi na urodziny?

– Kartę wstępu do budynków rządowych? Zestaw małego piromana? – zażartowałem, próbując go nieco rozweselić.

Zaśmiał się i pokręcił głową.

– Komplet encyklopedii.

– Encyklopedii? Ktoś jeszcze z nich korzysta? A Wikipedia?

– No właśnie. – Westchnął. – Jak tylko zobaczyłem te książki, zdałem sobie sprawę, że moi rodzice zupełnie nie mają pojęcia, iż są mi niepotrzebne, przecież zapamiętałem już większość haseł w szkole podstawowej. Kocham ich, naprawdę, ale żyjemy na zupełnie innych planetach i nic tego nie zmieni. Nie chcę już dłużej udawać.

Przejechał dłonią po twarzy w geście rezygnacji.

– Może faktycznie powinieneś się napić, zamiast skupiać się na wygrywaniu trzech stów – powiedziałem, gdyż wydawało mi się, że to byłoby mądre rozwiązanie.

– Pewnie tak.

Przez moment żaden z nas się nie odezwał, stałem więc z oczami utkwionymi w suficie.

– Czemu nigdy nie wspomniałeś o Davidzie?

– Sam nie wiem. Jakoś nie było okazji.

– Czy dlatego nie jesteście razem? Ty i Holly? Na obozie wszyscy myśleliśmy...

Adam przerwał mi, wybuchając cichym śmiechem.

– David też ma w tym swój udział, ale wiesz, to Holly Flynn... Znam ją od pierwszej klasy, siadywaliśmy obok siebie na przerwach i patrzyliśmy, jak okruchy kanapek włażą nam w aparat. Takie rzeczy się pamięta, a one skutecznie ukręcają łeb flirtom.

Może gdybym potrafił wyobrazić sobie Holly z upaćkanym jedzeniem aparatem na zębach, przestałbym myśleć o niej i o całowaniu się z nią podczas skoku w czasie. Nie byłem jednak pewien, czy to by wystarczyło.

A może przekonam ją, żeby rzuciła swojego faceta i spotykała się ze mną? Ale co dalej?

Z rozmyślań wybiło mnie głośne walenie w drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem Danny'ego.

– Co jest?

– Koniec imprezy – szepnął. – Opiekun już polazł i wywalamy wszystkich, zanim wróci tutaj z ochroną.

Wyminąłem Danny'ego i wszedłem do salonu. Słyszałem za sobą kroki Adama. Ktoś wyłączył muzykę, a połowa gości zdążyła już opuścić mieszkanie.

– Muszę was przeprosić – powiedziałem do Davida i Holly, którzy nadal siedzieli na kanapie, lecz na widok Adama prawie podskoczyli.

– Nie ma sprawy – odparł David. – Holly lubi ryzyko.

Holly zaśmiała się i położyła głowę na jego ramieniu, ziewnęła i zamknęła oczy.

– To ja się trochę kimnę. Jutro będę na chodzie.

David chwycił ją za ramię i potrząsnął.

– Nie ma spania... Nie będę cię przecież niósł do metra, to kawał drogi.

Powiedział to z prawdziwym uczuciem w głosie i zacząłem się zastanawiać, czy faktycznie by ją zaniósł, czy tak właśnie zachowują się n o r m a l n i ludzie?

Wstali i zbierali się do wyjścia, a ja nie mogłem oderwać od nich wzroku... David pomógł Holly nałożyć kurtkę i pocałował ją w policzek, potem upewnił się, że Adamowi nic nie dolega i może iść bez niczyjej pomocy. Wiedziałem, że nigdy nie uda mi się przekonać Holly, aby rzuciła tego chłopaka. Nie dlatego, że mnie by nie zechciała; on był po prostu ode mnie lepszy. O wiele lepszy.

8 czerwca 2009, 6:05

Z głośników w moim telefonie ryknęło Paper Airplanes w wykonaniu MIA, więc zerwałem się z łóżka jak oparzony. Po ciemku wymacałem komórkę i przystawiłem sobie do ucha, zanim włączyła się poczta głosowa.

– Ej, śpisz? – zapytał Adam.

– Teraz już nie.

– Pierwszy dzień obozu! Gotów do pracy, bananowy chłopcze? – Zaśmiał się, a w tle słyszałem kogoś jeszcze... i pociąg.

Musiał już być w drodze... do tego z Holly.

Usiadłem i potarłem oczy, a potem rozejrzałem się po pokoju.

– Pewnie... a raczej będę, jak już wezmę prysznic i napiję się kawy. A co z wami?

– Musimy odchorować pierwszą z wielu imprez, które zaliczymy. Mam kaca, a ona jest... z de n e r w o w a n a.

Po drugiej stronie słuchawki rozległo się klaśnięcie, jakby ktoś wymierzył Adamowi policzek.

– Ała! – krzyknął. – Żartowałem, Jackson... nic jej nie jest. A jak u ciebie? Zostałeś


Komentarze
Polityka Prywatności